W sprawie powinno chodzić o wyjaśnienie, czy doszło do przestępstwa, a nie o zniszczenie człowieka.
W sprawie powinno chodzić o wyjaśnienie, czy doszło do przestępstwa, a nie o zniszczenie człowieka. Fot. Shutterstock

Niejasne sprawy budzą wielkie emocje. Kiedy nie można czegoś zrobić, kusi to najbardziej. Szeptanie po kątach, korytarzowe plotki, zmuszanie czytelników do domysłów, dzięki którym wszyscy telewizyjni szefowie newsroomów jawią się jako banda niewyżytych seksualnie ogrów - to rozpala wyobraźnię.

REKLAMA
"Wprost" zapowiada na okładce tekst o "Ciemnej stronie" Kamila Durczoka. Jak pisał redaktor naczelny Sylwester Latkowski, to pierwszy z serii tekstów o znanym dziennikarzu. Tygodnik będzie sukcesywnie publikować materiały, jakie udało się zebrać podczas "dziennikarskiego śledztwa dotyczącego molestowania i mobbingu". W najnowszym numerze nie ma wątków o molestowaniu.
Mimo to, Kamil Durczok na antenie TOK FM w poniedziałek rano stanowczo zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek molestował jakąkolwiek kobietę.
Śledztwo na łączach
W tej sprawie internet po raz kolejny pokazał, jak wielką jest siłą. Wyobraźmy sobie, że nie byłoby sieci, forów i komentarzy. Publikacja "Wprostu" dotycząca bezimiennej ofiary rzucającej oskarżenia w stronę bezimiennego sprawcy szybko rozpłynęłaby się w niedomówieniach.
Jeśli nie ma obiektu nienawiści i pogardy, to sprawa staje się mniej soczysta i ciekawa. Każda nikczemność musi mieć jasno określonego sprawcę, inaczej nie ma szansy na społeczny lincz. Nie ma tematów na niedzielne obiady u teściowej, gdzie między schabowym a szarlotką wszyscy dziwują się, jakie brzydkie rzeczy robił to ten elegancki pan z telewizji. Ciocia Krystyna będzie miała złamane serce, jej dziennikarz zawsze wydawał się takim porządnym człowiekiem, a wujek Henryk uśmiechnie się pod wąsem i w formie żartu wrazi ubolewanie, że sam nie zrobił kariery w mediach.
Internet jednak bardzo szybko nazwał sprawcę. Komentatorzy pisali o: Durszlaku, Dupczoku czy Fuckt'ach. Inni nawiązywali do legendarnego już, bardzo zabrudzonego stołu. Byli i tacy anonimowi komentatorzy, którzy w pełni demaskowali sprawcę. Brak własnego imienia pozwala na nazywanie innych bez większych konsekwencji. Bloger Matka Kurka ustawił się z kolei w pozycji niepokornego. W swoim wpisie też nie pozostawił miejsca na niedomówienia i podkreślił, że jest gotowy na proces. Kamil Durczok w TOK FM zdradził, że w tej sprawie jest już przygotowywane pismo procesowe.
Matka Kurka

Po licznych doświadczeniach procesowych, w tym karnych, nauczyłem się bardzo wiele i doskonale wiem, w jaki napisać tekst, aby żaden sąd i nawet mecenas Romek Giertych nie był w stanie wydać wyroku. Nie skorzystam z tej wiedzy i pozostaję do pełnej dyspozycji procesowej, ponieważ medialnie namaszczonym bożkom znów się wydaje, że mogą śmiertelnikowi uczynić wszystko, bez żadnych konsekwencji i wyrzutów sumienia.

Do sprawy odniósł się też Jacek Żakowski, który nie pisał o konkretnej osobie, ale o potrzebie zdemaskowania sprawcy.
O sprawie pisaliśmy też my, jednak zamiast podawania pikantnych szczegółów dotyczących działalności oskarżonego postanowiliśmy zgłosić sprawę Pełnomocniczce Rządu do Spraw Równego Traktowania. Wciąż czekamy na odpowiedź, czy zajmie się tą sprawą.
Tymczasem Emilia Ordon, rzeczniczka prasowa grupy TVN poinformowała, że w firmie została powołana komisja ws. mobbingu i molestowania.
Emilia Ordon dla portalu Wirtualnemedia

Komisja rozpocznie pracę w poniedziałek 16 lutego i oczekuje się, że przekaże informację zarządowi w ciągu dwóch tygodni. Do tego czasu nie będziemy komentować ani działań komisji ani spekulacji medialnych.

Telewizyjną gwiazdę od lat podgryzał pewien portal plotkarski, gdy sytuacja się zaogniła, na swojej stronie wezwał kobiety do złożenia zeznań. No właśnie, czy ofiary w całej tej układance mają jakiekolwiek znaczenie poza tym, by zniszczyć dziennikarza?

Milczenie słychać najlepiej

A imiennych zeznań nadal brak.
Po publikacji mojego materiału zgłosił się do mnie pewien portal, który zamierzał wypuścić materiał, w którym sprawca zostałby nazwany po imieniu. Zapytano mnie dlaczego, skoro wiedziałam, kim jest sprawca, nie zdecydowałam się ujawnić informacji. A jeśli nie wiedziałam, to dlaczego nie próbowałam dociec prawdy.
Zastanawiam się, jak bardzo trzeba być bezwzględnym, by nakłonić kobietę do takich zeznań. W kraju, gdzie nie daje się wiary ofiarom gwałtów, a kobiety publicznie oskarżające o molestowanie są nazywane w najlepszym przypadku szantażystkami.
Czy osoba, która wymogła takie zeznanie mogłaby spokojnie spać, gdy ofiara molestowania byłaby nazywana karierowiczką, która przez łóżko zrobiła albo chciała zrobić karierę? Ja bym takiej odpowiedzialności na siebie nie wzięła. To pokrzywdzone muszą same zdecydować się na ujawnienie prawdy.
Te dziewczyny naprawdę nie muszą zeznawać przed redaktorami i robić tego publicznie. Dziennikarze natomiast nie powinni się bawić w prokuratorów. To nie jest afera Watergate, tylko skomplikowana sytuacja, w której nie wszystko jest jasne i bardzo łatwo skrzywdzić kogoś oskarżeniami.
Milczenie pokrzywdzonych doprowadziło do bezprecedensowej sytuacji, gdy to rzekomy sprawca przemocy seksualnej znalazł się na świeczniku, a nie kobieta. To on musiał zaprzeczać zarzutom. Tak powinno być przy sprawach o molestowanie i gwałty. Jednak mam wrażenie, że w tym przypadku nie chodzi o piętnowanie zachowania podejrzanego, ale o możliwość zniszczenia konkretnego dziennikarza.
I znowu, nie o kobiety tutaj chodzi i strukturalny problem, nad którym należałoby się pochylić, ale o nerwowe szukanie celu. A kiedy go nie ma, to wiele strzałów jest chybionych, bo oddanych na oślep.
Choć nikt oficjalnie nie oskarżył Kamil Durczoka, ten sam zabrał w sprawie głos i zdecydowanie zaprzeczył zarzutom. Nie trzeba już nikogo podgryzać. Interesuje mnie tylko na kogo teraz rzuci się wygłodniała wataha. I czy powodem tej agresji jest chęć dojścia do prawdy, czy po prostu żądza krwi.