
Co wiadomo o Niecieczy? Jest wsią, liczy sobie 726 mieszkańców. Leży w Małopolsce, w pobliżu Tarnowa, należy do gminy Żabno. Nie słyszałby o niej nikt, gdyby nie klub piłkarski. Termalica Bruk-Bet, miejscowa drużyna, jeszcze w 2006 roku grała w okręgówce, rok później w piątej lidze. A dziś jest głównym kandydatem do awansu do ekstraklasy.
Recepta na sukces? W Niecieczy postawili na doświadczonych piłkarzy, którzy w ekstraklasie rozegrali niejedno spotkanie. Taka ciekawostka - meczów na najwyższym szczeblu wszyscy łącznie piłkarze Termaliki mają więcej niż wieś liczy mieszkańców. Dariusz Pawlusiński, Arkadiusz Baran i Łukasz Szczoczarz grali w Cracovii, Andrzej Rybski i Karol Piątek w Lechii Gdańsk, Jakub Biskup w Odrze Wodzisław a Dariusz Jarecki w Jagiellonii Białystok. Dziś wszyscy oni ciągną zespół w stronę awansu. Na pięć kolejek przed końcem (tekst piszę przed środowym meczem z Ruchem Radzionków) Termalika jest pierwsza w tabeli i ma sześć punktów przewagi nad trzecim zespołem. Zaprzepaścić taką szansę awansu łatwo nie będzie.
Piłkarze w podkrakowskiej wsi czują się znakomicie. W rozmowach podkreślają świetną organizację klubu, co w polskich realiach stanowi wyjątek. - Gdy zobaczyłem jak to wszystko jest zorganizowane, od razu powiedziałem, że to dopiero początek długiej drogi. Moje prognozy zresztą dość szybko się sprawdziły, tu nie było absolutnie żadnego przypadku. Nawet żonie powiedziałem, że jeszcze parę lat i Termalika może nawet awansować do ekstraklasy - mówił pod sam koniec ubiegłego roku Szczoczarz, w rozmowie z dziennikarzem Weszlo.com. Pewnie nie spodziewał się, że jego przepowiednia może się sprawdzić już pół roku później.
Pani Wanda Szymańska jest wicedyrektorem Publicznego Katolickiego Zespołu Szkół w Niecieczy. Placówka w ogóle by nie powstała, gdyby nie działalność Krzysztofa Witkowskiego, prezesa firmy Bruk-Bet, która od 2004 roku jest sponsorem klubu. To on, wspólnie z żoną Danutą - dziś będącą panią prezes drużyny - nie dość, że zainwestował w zespół swoje pieniądze, to jeszcze zaczął działać filantropijnie dla dobra Niecieczy. - Przejął szkołę, która miała być zlikwidowana. Mało tego, dodatkowo ją rozbudował, czyniąc z niej zespół szkół, który dziś jest doskonale wyposażony - mówi w rozmowie z naTemat Mizera. Mało tego, kiedy region nawiedziła wielka powódź, dzieci z Niecieczy i okolicznych zalanych wsi spędziły ferie w znajdującym się w Muszynie państwa Witkowskich.
Kościół, Ochotnicza Straż Pożarna, szkoła i kilka domów. Nieciecza wygląda jak tysiące innych wsi w Polsce, tych, które mijamy codziennie w drodze z jednego miasta do drugiego. Wyróżnia ją tylko ogromne pole kukurydzy pośród którego umieszczony został piłkarski stadion. O pojemności dwukrotnie większej niż liczba mieszkańców tej miejscowości. Kibicowska przyśpiewka „jesteśmy ch... wie gdzie” nigdzie nie brzmi tak prawdziwie i autentycznie. A jednak ta wioska na południowym krańcu Polski każdego tygodnia udowadnia, że nie potrzeba wcale wielkiej metropolii, by budować wielką piłkę.
Nauczyciele w klubie kibica
Bo w Niecieczy wszystko kręci się wokół drużyny. Uczący się w szkole chłopcy trenują piłkę nożną i regularnie spotykają się z piłkarzami. Niektórzy z nich wyprowadzają ich nawet na pierwszoligowe mecze. Dla nich oni są bohaterami, lokalnymi herosami, podobnie zresztą jak trener, Słowak Duszan Radolsky, który ostatnio odwiedził ich szkołę. Radolsky to zresztą wyjątkowo ciekawa postać. Swego czasu Dyskobolię Grodzisk Wielkopolski doprowadził do Pucharu UEFA, gdzie zespół z Wielkopolski wyeliminował Herthę Berlin i Manchester City. Wie więc jak wykonywać swój zawód z dala od zgiełku wielkiego miasta.
Właśnie, doping. Stadion w Niecieczy, przez złośliwych nazywany Kukurydzianą Areną, mieści 2100 kibiców. To prawie trzy razy więcej niż wieś liczy mieszkańców. Ale niemal na każdym spotkaniu jest komplet kibiców. - Wie pan, jak nasi fani sami o sobie mówią? "Nieliczni ale fanatyczni". Myślę, że to określenie idealnie oddaje ich charakter. Starają się kibicować, wspierać zespół dopingiem. Ostatnio nawet zaczęli jeździć na wyjazdy. Byli w Gdyni, w Bydgoszczy. Rzecz jasna daleko im do kibiców innych klubów, ale spójrzmy na możliwości - mówi Mizera.
Oczywiście klub z Niecieczy jest też obiektem drwin. Jego zawodników i działaczy nazywa się wieśniakami. Pyta się po co w ogóle pchają się do ekstraklasy, bo to przecież obciach. - My się nie krępujemy tego, skąd pochodzimy. To jest wieś, ma ponad 700 mieszkańców i nikt nie zamierza z tym polemizować. Ale nie ukrywam, że tych krzywdzących opinii, które pan przytacza, słuchać nie lubimy - tłumaczy rzecznik klubu.
Dodaje, że zetknięcie się ogólnopolskich mediów z Termaliką naturalnie prowadzi do tego typu drwin. A przecież tutaj, w małej małopolskiej wsi, coś bardzo fajnego udało się zbudować. I publiczność na meczach jeszcze jest kulturalna, a wulgaryzmów niemal nie słychać. Potwierdza to Szymańska, mówiąc mi przez telefon: - Mecz piłkarski zawsze kojarzył mi się z czymś złym i niebezpiecznym. Widziałam obrazki z Krakowa, jak kibice biją się między sobą. A u nas jest zupełnie inaczej. Incydentów nie ma, dookoła spokój, sielanka. Rodzice przychodzą z małymi dziećmi, niektóre są w wózkach. I zjeść można kiełbasę albo jakieś ciastko.
