Jednego dnia brylował w smokingu i jako sponsor kultury fotografował się prezydentem Bronisławem Komorowskim czy Hanną Gronkiewicz-Waltz. Kiedy indziej w knajpie naprzeciwko siedziby SKOK Wołomin debatował o interesach z osobami o wątpliwej reputacji. Były oficer Wojskowych Służb Informacyjnych przewijał się w wielu aferach gospodarczych i miał być mózgiem operacji wytransferowania 2 miliardów ze SKOK-u Wołomin.
Zdjęcia z Piotrem P. zagrały właśnie dużą rolę w kampanii prezydenckiej. Mają odjąć trochę procentów ze słupków poparcia Bronisława Komorowskiego. Widać na nim uścisk dłoni prezydenta ze sponsorem filmu „Bitwa Warszawska 1920”, co samo w sobie nie świadczy o zażyłości. Jacek Kurski twierdzi, że aferzysta ze SKOK-u Wołomin kupował prezydentowi wino i był gościem pałacu prezydenckiego. Piotr P. kolekcjonował „znajomości”, bo uwiarygadniały jego samego oraz biznesy, które prowadził. Dlatego uczestniczył w produkcji „Sierpniowe Niebo – 63 dni chwały”, otwierał patriotyczne wystawy sponsorowane przez SKOK Wołomin. Podobne fotki P. ma jeszcze z Hanną Gronkiewicz-Waltz czy Elżbietą Bieńkowską, którą gdy była jeszcze ministrem zaprosił na debatę gospodarczą.
Równie rozbudowane kontakty 52-letni Piotr P. miał po ciemnej stronie mocy. Do 2012 roku był szefem rady nadzorczej SKOK Wołomin, a później sterował firmą nie pełniąc żadnej oficjalnej funkcji. To on, według organów ścigania, miał być mózgiem operacji, w której wielomilionowych kredytów udzielano bezdomnym ze środków członków kasy. W ten sposób z kasy wyłudzono setki milionów złotych, które trafiły już do innych biznesów.
Do aresztu zaprowadziły Piotra P. niefortunne słowa, że Wojciech Kwaśniak, wiceszef Komisji Nadzoru Finansowego bruździ w interesach i „trzeba wyeliminować go na jakiś czas”. Było to rok temu, w momencie gdy KNF przymierzał się do skontrolowania podejrzanych już operacji SKOK-u Wołomin. Słowa te usłyszał – Krzysztof A., w SKOKu pełnił funkcję „nadzorcy słupów”, a kiedyś był związany ze słynnym gangiem Klepaka. Takiemu dwa razy nie trzeba powtarzać. Poszedł do znajomego zbira i poprosił przysługę. Kwaśniak, napadnięty pod domem, ledwo przeżył pobicie pałką teleskopową.
Kariera Piotra P. jest o tyle zadziwiająca, że choć przewijał się on w wielu aferach gospodarczych nigdy nie odpowiedział za przestępstwa, których rzekomo miał wziąć udział. A wiele raportów śledczych wspomina o nim wprost i po nazwisku. Pisano także o jego bujnym życiu, wraz z kompanami z WSI stał za firmą, która miała zbudować bulwary nadwiślańskie w Warszawie. Jak znalazł się w biznesie?
Biznes-team w mundurach
Historia Piotra P. zaczyna się jeszcze w 1983 roku, kiedy Czesław Kiszczak, przewidując możliwy upadek PRLm zaczął rekrutować grupę oficerów mających za cel przejąć władzę gospodarczą w nowej Polsce. Wszyscy mieli być biegli w prawie gospodarczym, znać po kilka języków, umieć liczyć. Piotr P., jeden ze zdolnych studentów wciągniętych do służby, wyróżniał się smykałką do biznesu. Z marszu wkręcił się między znajomych Piotra Jaroszewicza (syna byłego premiera PRL i biznesmena) i brał udział w tworzeniu pierwszych w Polsce spółek z kapitałem zagranicznym. – Członkowie grupy w sumie zarejestrowali 2 tysiące firm przejmując i prywatyzując najbardziej dochodowe biznesy, jakimi dotychczas zajmowały się Centrale Handlu Zagranicznego i inne państwowe firmy – mówi znajomy Piotra P. ze służby.
P. miał też zadania wywiadowcze. Raport z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych wspomina, że P. w 1991 roku nawiązał kontakty z politykami ugrupowań prawicowych (m.in. z Janem Parysem, Janem Olszewskim i Lechem Kaczyńskim). Miał wysondować nastroje „zmierzając do określenia nastawienia tych polityków do ewentualnych zmian w wojsku i WSI” –cytat z raportu.
W 1995 roku został przeniesiony do rezerwy, współpracował z fundacją byłych pracowników resortu Pro Civili, ale był też odpowiedzialny za osłonę kontrwywiadowczą Wojskowej Akademii Technicznej. Poznał szefów uczelni, a kilku pracowników było w przeszłości jego informatorami. Owinął ich sobie wokół palca. Powstało Centrum Usługowo-Produkcyjne WAT, które rozpoczęło współpracę biznesową z uczelnią i fundacją Pro Civili. Na dzisiejsze standardy wydaje się szalone, ale wówczas nikt nie pytał, po co uczelnia wojskowa bierze w leasing jacht motorowy za 36 mln zł. Zakupiła, rzekomo niezbędny, rosyjski system szyfrowania dokumentów warty 40 mln zł. Zakupy finansowano kredytami bankowymi. Gdy piramida wyłudzeń padła, okazało się, że WAT stracił na transakcjach ponad 380 mln zł – podsumowuje raport.
Geniusz rozgrywki
Piotr P. miał też uwikłać w lewe interesy jednego z dyrektorów banku PKO BP. Afera gospodarcza, w której straty oszacowano na 116 mln zł – dopiero kilkunastu latach doczekała się aktu oskarżenia. Czeka na wokandę.
– Nawet teraz, gdy siedzi w areszcie, pieniądze wyprowadzone ze SKOK-u rozpływają się w firmach pożyczkowych i tzw. zamkniętych funduszach inwestycyjnych, zagranicznych spółkach. Za pół roku nie będzie już czego zbierać. Śledczym zostaną bezwartościowe zabezpieczenia – mówi naTemat znajomy ze służby Piotra P.. Na dowód pokazuje księgę hipoteczną mieszkania w Wołominie, na którym wisi kilkumilionowy dług. Samo mieszkanie warte jest 150 tys. zł.
Nasz rozmówca dodaje, że podejrzany genialnie rozegrał końcówkę afery ze SKOK-iem. Kasę objęły gwarancje Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, więc straty związane z upadłością przekraczające 2 mld zł pokryły wypłaty z funduszu. „Ciemny lud nie będzie buczał” miał powiedzieć Piotr P. – stało się dokładnie to, co zaplanował. Politycy i urzędnicy, decydując o szybkiej wypłacie, chcieli zneutralizować skutki afery większej niż Amber Gold.