
To nie bajka, ale historia o dużym biznesie i międzynarodowych sukcesach. Dawno, dawno temu w Toruniu powstała mała firma. Wróżono jej krótką egzystencję, ale była tak efektywna, że PRL-owska władza zachowała ją przy życiu. A mała firma? Skorzystała z okazji i zaczęła się rozwijać. Stawała się duża i coraz większa, aż w końcu nabrała potężnych gabarytów. Dziś Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych to międzynarodowy holding, obecny na osiemdziesięciu światowych rynkach. Ich produkty są wszędzie: od Skandynawii po Chiny i Australię. Są globalnym graczem, rywalizują z największymi. I tylko w Polsce mało kto o nich słyszał.
Zaczynały w latach '50, w czasach zimnej wojny. Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych realizowały zlecenia wojska, a ówczesna władza nie wiązała z nimi dłuższych planów. Produkcja miała potrwać najwyżej pół roku. Ale produkt okazał się tak dobry, że nadeszły kolejne zamówienia, potem następne. I tak powstało duże, państwowe przedsiębiorstwo. Jedno z nielicznych, którym - w tamtej rzeczywistości gospodarczej - wolno było eksportować swoje wyroby za granicę.
- Wszyscy mówią o niemieckiej jakości i wszyscy wiedzą, że rynek w Niemczech jest najbardziej wymagający – mówi Małgorzata Grzymowicz, dodając z dumą: - Nam udało się go podbić!
- Chińczycy sami się do nas zgłosili. Zobaczyli nasze towary w Niemczech i chcieli ściągnąć je do siebie. Oni mają lekkiego bzika na punkcie wszystkiego, co europejskie - żartuje Małgorzata Grzymowicz – Ale znamienne jest to, że wszyscy Chińczycy, z którymi dziś współpracujemy, mówią po niemiecku – dodaje, już z powagą.
Dlaczego w przyszłym roku? Bo na horyzoncie jawi się już perspektywa podboju Stanów Zjednoczonych. Po długiej batalii, toruńskiej firmie wreszcie udało się zaistnieć za oceanem. - Bardzo trudna sprawa: wiza dla naszego pracownika. Pisaliśmy co chwila do amerykańskiej ambasady, poruszyliśmy niebo i ziemię, pukaliśmy do wszystkich drzwi. Ciągle słyszeliśmy tylko „nie, nie, nie!”. Stawiali nam jakieś dziwne wymagania, mimo że mamy kontakty z partnerami w Stanach, bo kupujemy tam surowce – mówi z nieukrywanym żalem Małgorzata Grzymowicz - Cała ta sprawa pochłonęła mnóstwo czasu i energii. Zamiast skupiać się na działalności handlowej, walczyliśmy o wizę. Udało się w końcu, po dwóch latach. To nieprawdopodobne, jak amerykański kapitał broni swojego rynku!
Małgorzata Grzymowicz nie wątpi, że dla firmy z Torunia spełni się amerykański sen. A politycy będą mieć kolejny powód do pochwał i częstszych wizyt. - Rok temu, o tej porze, odwiedził nas na Węgrzech prezydent Komorowski i to była już druga wizyta, którą nam złożył. Miło gościć pana prezydenta raz w roku - słyszę. Nie tylko on jest częstym bywalcem. Supernowoczesną fabrykę w Kowalewie Pomorskim, niecałe 20 km od Torunia, wizytował wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński. W styczniu zaprosił firmową delegację, by towarzyszyła mu rządowym samolotem w trakcie podróży do Indii.
Patronem akcji "Polski biznes za granicą" jest KGHM Polska Miedź SA.
Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych zainteresowały się również pracami założonego przed KGHM think thanku Poland Go Global, którego celem jest wspieranie polskich firm w ich międzynarodowej ekspansji. Warto służyć swoją wiedzą i doświadczeniem pomagając tym, którzy ten pierwszy krok mają jeszcze przed sobą.