Zdesperowani ludzie potrafią wpaść na najbardziej zaskakujące sposoby na odebranie sobie życia. Historia śmierci menadżera pewnego niemieckiego banku potrafi jednak naprawdę wyczerpać wyobraźnię. 37-letni Carsten postanowił bowiem umrzeć w trakcie sadomasochistycznego stosunku.
Z tego też powodu, jego śmierć nie wypełnia znamion klasycznego samobójstwa (o ile o takowym w tych okolicznościach w ogóle można mówić...). Ponieważ śmierć, z którą pragnął spotkać się w czasie wyuzdanych miłosnych igraszek, przyniósł mu jego seksualny partner. Na dodatek całość wydarzeń przybrała formę najbardziej odrażającej zbrodni. Jak donosi "Berliner Zeitung", mężczyzna najpierw przywiązał swojego kochanka do łóżka, a następnie zawiązał mu taśmą oczy, usta i nos. Tak, by Carsten udusił się podczas stosunku. Gdy był już martwy jego przyjaciel i oprawca w jednym poćwiartował go, a głowę umieścił w garnku z wrzątkiem. Pozostałe części ukrył w walizkach i kartonach.
Po dokonaniu tak makabrycznych rzeczy Michael S. nie potrafił się jednak pozbierać i nie wiedział, jak pozbyć się ciała. Trzymał je zatem w swoim mieszkaniu przez kilka tygodni. Nie wytrzymując takiego stanu rzeczy i obaw, że o wszystkim dowie się policja, postanowił więc popełnić samobójstwo. Służbom ratunkowym udało się go jednak odratować i to one poinformowały organy ścigania o tym, że w domu niedoszłego samobójcy wcześniej doszło do zbrodni. Gdy policja dowiedziała się o tym makabrycznym wydarzeniu, uznała, że musi za nim stać "zwykły" szaleniec.
Sam tego chciał...
Tymczasem w ostatnich dniach prokuratorskie śledztwo wykazało, że niemiecki bankowiec wiedział, co go czeka i sam zaplanował wieczór, podczas którego zginął z rąk Michaela S. Carsten poznał go przez internet kilka lat wcześniej i od tego czasu utrzymywał z nim regularne stosunki seksualne, które - jak wynika z zeznań Michaela - zawsze przybierały formę najbardziej ekstremalnych zabaw. Twierdzi on, że Carsten zazwyczaj chętnie oddawał mu do odegrania najbardziej aktywną rolę. Podczas kilku tego typu spotkań wspominając, że bardzo chciałby tak umrzeć.
Od słów do czynów postanowił przejść w Nowy Rok. Wówczas to wyszedł z domu informując, że nie wróci już tego wieczora, a następnie wypłacił z bankomatu 1 tys. euro i z tą kwotą wybrał się do mieszkania Michela S. położonego w dzielnicy Marienfelde w południowym Berlinie. Pieniądze pomogły mu przekonać seksualnego przyjaciela do tego, by jego ostatnie chwile wyglądały dokładnie tak, jak to sobie zaplanował. Przekazał mu więc całą kwotę i wtedy tamten rozpoczął swoje "dzieło".
Jednak nawet pomimo wyjścia na jaw tak zaskakujących okoliczności śmierci bankowca, berlińska prokuratura nie ma zamiaru traktować tamtych wydarzeń jako śmierci samobójczą, ani w żaden sposób złagodzić zarzutów stawianych mordercy. Śledczy uznali tylko, że do tak nietypowych okoliczności nie pasują ani przepisy o pomocy przy samobójstwie, ani te dotyczące morderstwa na zlecenie. Mężczyzna usłyszał więc zarzuty popełnienia morderstwa z pobudek seksualnych.
Nie pierwszy raz
Dla Niemców ta historia nie jest jednak aż tak bardzo szokująca, jak mogłoby się wydawać, gdyż tamtejsze społeczeństwo podobny szok przeżyło już ponad dziesięć lat temu. Stąd za Odrą spekuluje się, że autora tej makabry może spotkać podobny los, co osławionego Armina Meiwesa. O tym informatyku w średnim wieku głośno było, gdy po odkryciu jego zbrodni okrzyknięto go "Der Metzgermeister" ("Mistrz Masarski"). Przez wiele lat poszukiwał on w internecie osób, które interesowały się kanibalizmem. W pewnym momencie zamieścił kilka ogłoszeń, w których wprost napisał, że poszukuje młodych mężczyzn, którzy zechcieliby dać mu się zjeść. Ostatecznie wiosną 2001 roku zgłosił się pewien 43-letni inżynier z Berlina, który dobrowolnie stał się ofiarą kanibalizmu Meiwesa. Ten wszystko utrwalił na nagraniu wideo, które umieścił później w internecie.
Sąd pierwszej instancji skazał go najpierw za zabójstwo typu uprzywilejowanego na osiem i pół roku więzienia. Biorąc pod uwagę, że jego ofiara wiedziała, co ją czeka i sama tego chciała. Po apelacji prokuratury sąd uznał jednak, że najbardziej słuszną karą będzie dla niego dożywocie.