To był piąty mecz Borussii z Bayernem od początku poprzedniego sezonu. I piąta kolejna wygrana piłkarzy z Dortmundu, którzy nie tak dawno dołożyli do tego drugie kolejne mistrzostwo kraju. Ta wygrana musi jednak smakować najlepiej. Nie dość, że w finale pucharu, meczu o konkretne i cenne trofeum, to jeszcze jego rozmiary. 5:2. Prawdziwa deklasacja zespołu, który jeszcze do niedawna trząsł niemieckim futbolem.
Na boisku w Berlinie Bayern zaczął dobrze, zdominował grę i wydawało się, że to on będzie dyktował warunki. A tu kontra, błąd i gol dla rywala. Potem piłkarze z Bawarii, nazywani z racji wielkich nazwisk w składzie „FC Hollywood”, byli już bezradni. Niby mieli piłkę i rozgrywali ją, ale po każdej kolejnej stracie to pod ich bramką błyskawicznie pachniało golem.
Byli jak zdolny, ale nieperfekcyjny jeszcze uczeń. A Borussia jak wymagający, do tego bezbłędny profesor. Jedni się męczyli, drudzy grali nie dość że skutecznie, to jeszcze na dodatek pięknie, na luzie.
Przed meczem niemiecka prasa cytowała wypowiedź legendy swojego futbolu, Lothara Mathausa, który stwierdził, że oto zmierzą się najlepsze indywidualności Niemiec (Bayern) z najlepszą drużyną (Borussia). Cóż, po raz kolejny okazało się, że w futbolu nazwiska nie grają. Możesz mieć u siebie najlepszych dryblerów świata, genialnego bramkarza i prawego obrońcę, ale ważniejsze jest, by zrobić z nich całość. Choć słowa Mathausa są nieco krzywdzące, bo Borussia ma i zespół i gwiazdy.
W sobotę w Berlinie najjaśniej świeciły te polskie, a mówienie o Polonii Dortmund jest jak najbardziej na miejscu. Pierwszy gol? Kapitalna asysta Kuby. Drugi? Karny po faulu na nim. Trzeci, czwarty i piąty autorstwa Lewandowskiego. Ostatni po kapitalnym zachowaniu Łukasza Piszczka, znamionującym najwyższą klasę.
Niewykluczone, że w ćwierćfinale Euro 2012 zobaczymy mecz Polska – Niemcy. Obie drużyny niedawno grały ze sobą towarzysko w Gdańsku. Co prawda skończyło się na remisie 2:2, co prawda byliśmy o krok od historycznego zwycięstwa, jednak rezultat ten zupełnie nie oddawał tego, co działo się na boisku. Gdyby nie Szczęsny, byłaby demolka.
A teraz? W finale Pucharu Niemiec nastąpiła demolka Bayernu. Zespołu, który po wyeliminowaniu wielkiego Realu Madryt za tydzień zagra z Chelsea w finale Ligi Mistrzów. W składzie 8 reprezentantów Niemiec, w linii defensywnej – trójka. Do tego Manuel Neuer, uznawany dziś za najlepszego bramkarza świata (ten mecz mu się kompletnie nie udał).
Na koniec powiążmy kilka faktów. Na trybunach stadionu w Berlinie był sir Alex Ferguson, trener Manchesteru United. Wątpliwe, by był tam w celach turystycznych. Jego zespół będzie w letniej przerwie potrzebował wysokiego, skutecznego napastnika, który mógłby zagrać obok Rooneya. Tymczasem piłkarz idealnie pasujący do tej właśnie charakterystyki strzelił w sobotę trzy gole. I jeszcze jedno, nie jest tajemnicą, że kilka lat temu Manchester United wstępnie interesował się już Robertem Lewandowskim. Z akcentem na słowo "wstępnie".
Działacze z Dortmundu w ostatnich dniach uparcie zapewniają, że nikt z polskiego trio nie jest na sprzedaż. Cóż, po meczach takich jak ten na pewno trudniej będzie im zatrzymać u siebie Błaszczykowskiego, Lewandowskiego i Piszczka.
Reklama.
Rafał Stec
dziennikarz "Gazety Wyborczej"
10 lat bez kilku miesięcy minęło od poprzedniego hat-tricka wbitego Bayernowi. Przed Lewandowskim był Holender Roy Makaay z Deportivo La Coruna (w Lidze Mistrzów).