Choć po polskich ulicach jeździ zaskakująca liczba terenowopodobnych aut, terenówek z prawdziwego zdarzenia wcale nie ma tam za wiele. Klasyk swojego gatunku Toyota Land Cruiser wyróżnia się nie tylko na tle osobówek, ale także uterenowionych SUV-ów, które przebija wielkością i - jak mało kto - możliwościami jazdy w terenie.
Kolos
Rosnąca popularność SUV-ów sprawiła, że niemal każdy producent ma w swojej stajni coś z tej kategorii. Ma go i Toyota, gdzie RAV4 jest jednym z flagowych modeli japońskiej firmy. To wszystko jednak samochody, które jedynie stylizują się na auta terenowe. Nawet laik nie będzie miał problemów ze wskazaniem prawdziwej terenówki, gdy postawi się ją obok jednego z wielu SUV-ów. Taką właśnie jest legendarna już Toyota Land Cruiser, która doczekała się sześciu generacji. I tą ostatnią w limitowanej wersji Invincible bierzmy na redakcyjny warsztat.
Monstrualnej sylwetki Land Cruisera po prostu nie sposób przegapić. Widać ją już z daleka: czy to w trasie, czy na parkingu. Kierowcy w lusterkach najpierw zobaczą gigantyczny, chromowany grill, który płynnie łączy się ze światłami LED i jeszcze bardziej potęguje wrażenie wielkości.
Jednak to nie tylko wrażenie, ale najzwyklejszy fakt. Land Cruiser jest wielki i kanciasty. Osobiście wolę bardziej opływowe sylwetki, ale o dziwo, tutaj nie kuło mnie to w oczy, co można zapisać na plus projektantom. W jednej z recenzji trafiłem na słowo “konserwatywny” i chyba to właśnie ono dobrze podsumowuje zewnętrzny wygląd tego modelu.
Bardzo wysokie nadwozie, 22-centymetrowy prześwit, progi wspomagające wsiadanie/wysiadanie - to tylko kolejne cechy z worka “ogromny”. Jeśli dodatkowo otworzy się bagażnik, mamy przed oczami małą, elegancką, ciężarówkę. Choć samą klapę otwieramy jak zwykłe drzwi, jest też możliwość podniesienia tylnej szyby, przez którą śmiało możemy wrzucić rzeczy. Przydatne zwłaszcza, gdy nie mamy wystarczająco miejsca, by otworzyć cały bagażnik. Zapasowe koło ze względu na dwa dodatkowe siedzenia, które można rozłożyć z tyłu, zamontowano pod autem.
Nie taki straszny
I dokładnie takie samo poczucie wielkości towarzyszy już siedząc za kierownicą. Początkowo niepewne manewry na mniejszych przestrzeniach szybko okazują się wcale nie tak trudne. Duże lusterka, zestaw kamer z każdej strony samochodu i wyczucie nabywane z każdym przejechanym kilometrem sprawiają, że kolos nie jest taki straszny w manewrowaniu. Naturalnie warto dwa razy zastanowić się zanim będziemy próbować się gdzieś wcisnąć, ale jak na auto tych rozmiarów naprawdę jest nieźle.
To, co zaskakuje w środku, to ilość miejsca. Jest go dużo, ale nie tak dużo jak mogłoby się oczekiwać, patrząc z zewnątrz. Przód jest zaprojektowany w ten sposób, że kierowca często dotyka prawym kolanem przedniego panelu. I o ile nie było to wyjątkowo uciążliwe, zwróciło na to uwagę kilkoro pasażerów, pytając, czy nie przeszkadza. Podobnie jest z przestrzenią z tyłu. Jedzie się wygodnie, ale kolana dość szybko spotykają się z fotelami z pierwszego rzędu. Zwłaszcza w przypadku wyższych osób. Podsumowując kwestię przestronności, miejsca w kabinie jest wystarczająco dużo, ale po aucie tej wielkości można oczekiwać więcej. Dla porównania, Jeep Grand Cherokee spisał się tu dużo lepiej.
Opcjonalnie można zdecydować się na elektrycznie składany trzeci rząd siedzeń. To w połączeniu z 3-strefową klimatyzacją, podgrzewanymi siedzeniami w drugim rzędzie oraz kurtynami powietrznymi dla ostatniej “dwójki” koszt rzędu 20 tys. złotych. Ich rozkładanie jest szybkie, intuicyjne i ogranicza się właściwie do kilku kliknięć. Najlepiej, gdyby podróżowały tam dzieci, ale po chwili gimnastyki związanej z wejściem do tyłu, dorosły też da radę się zmieścić i ruszyć raczej w trasę.
W teren!
Wnętrze to bardzo elegancka, jasna skóra. Niestety już widać, że dość szybko będzie odczuwać upływ czasu, a za kilka lat łatwo zobaczymy, że swoje już przeszła. Poza skórami, wykończenie wnętrza auta można podsumować porównaniem do czasów z poprzedniej, a nawet i jeszcze wcześniejszej dekady. Po samochodzie tej klasy można oczekiwać więcej niż drewnopodobnego wykończenia, które imitowało luksus lata temu. Przedni panel jest intuicyjny, ale nie zaskakuje niczym nowym. Wisienką na tym torcie jest pilot do auta, który tylko wpisuje się w tę "starą" konwencję. I jakkolwiek bycie konserwatywnym sprawdziło się w przypadku sylwetki, to nie można tego powiedzieć o wnętrzu.
Na szczęście złe wrażenie naprawiają właściwości jezdne Land Cruisera. Kierowca od razu wie, że siedzi w samochodzie terenowym. Na przednim panelu ma przyciski do sterowania jazdą terenową, wyświetla się także skręt przednich kół, a także regulacja prześwitu. Mamy także uchwyty na przednich słupkach.
Bardzo dobra widoczność to efekt wysokiej pozycji za kierownicą. Kierowca czuje się pewnie, a wstrząsy ze względu na wyboje na drodze są wewnątrz kabiny praktycznie nieodczuwalne. Miękkie zawieszenie tego giganta sprawia, że wraz z większą prędkością i kolejnymi kilometrami auto nieco płynie. Przy większych, autostradowych, prędkościach trzeba tutaj uważać. Land Cruiser wyraźnie odczuwa mocniejsze podmuchy wiatru i awaryjne hamowanie w połączeniu z nagłymi manewrami może przysporzyć nieco trudności.
Jednak autostrada to nie główne miejsce Land Crusiera. Tym jest teren, a tutaj już sprawdza się tak, jak powinien. Toyota w swoim flagowym modelu zamontowała serię systemów wspomagających jazdę poza standardową nawierzchnią.
By model faktycznie był niezwyciężony (ang. Invincible), zastosowano ramową konstrukcję nadwozia stworzoną ze wzmocnionych materiałów. Wyciszenie jest dobre, do wnętrza nie przenikają co prawda odgłosy z zewnątrz, ale... warczenie 3-litrowego diesla jest słyszalne i ciężko nazwać go melodią dla uszu. Zwłaszcza w trakcie rozpędzania samochodu.
Do dyspozycji kierowcy jest m.in. system pełzania Crawl Control, który utrzymuje stałą prędkość (1-5 km) w każdym terenie bez używania pedałów, a nam pozostaje jedynie obsługa kierownicy. Prędkość kontrolujemy wielkim pokrętłem na środku przedniego panelu. Nim także obsługujemy Multi-terrain Select, który odpowiada za dostosowanie mocy, siły hamowania i kontroli trakcji do panujących warunków: skały, skały i szutry, muldy, kamienie, błoto i piasek. Kierowcę wspiera także system wspomagający pokonywanie wzniesienia: zarówno w górę, jak i w dół.
Mocy...
5-stopniowa automatyczna skrzynia biegów sprawnie pracuje ze 190-konnym silnikiem, ale fani prędkości nie będą zadowoleni. Bycie kolosem ma swoje konsekwencje, a bez odpowiedniej mocy pod maską nie można liczyć na szybkie przyspieszenie, które współgrałoby z majestatyczną sylwetką (inne konfiguracje na dole recenzji). „Stówkę” osiągamy po 11 sekundach mało przyjemnej dla ucha pracy silnika. Potem jest już lepiej i ciszej. Po tygodniu jazdy w cyklu mieszanym komputer pokładowy pokazywał spalanie na poziomie 11l/100 km.
Toyota Land Cruiser to wieloletnia historia, która jest konsekwentnie kontynuowana przez japońskiego producenta. To auto terenowe z prawdziwego zdarzenia, które w przeciwieństwie do coraz popularniejszych SUV-ów poradzi sobie naprawdę w każdym terenie. Mimo dużych gabarytów, na które patrzy się z przyjemnością, nie jest słoniem w miejskim składzie porcelany i można nią sprawnie poruszać się także w mieście. Jednak grzechem byłoby ją kupować, jeśli nie mamy w planach jazdy po terenie innym niż zwykła droga. Sporo traci w środku, zarówno pod względem wizualnym (wykończenie), jak i głosowym (praca silnika), ale terenówki nigdy nie musiały być najładniejsze i najcichsze.
Plusy
- wielkość,
- sylwetka,
- zachowanie w terenie i systemy je wspomagające,
- zawieszenie,
- prowadzenie zarówno w trasie, jak i mieście
Minusy
- staromodne wykończenie niektórych elementów wnętrza,
- ilość miejsca na nogi w porównaniu do wielkości auta,
- praca silnika podczas rozpędzania