- Stefan Niesiołowski oczywiście nie zostanie wyrzucony z PO - zapewniał przewodniczący klubu, Rafał Grupiński w "Jeden na Jeden" w TVN24. Ocenił też, że metody działania związkowców przypominają te stosowane przez skrajne grupy. Sam Stefan Niesiołowski tłumaczył, że nie atakował dziennikarki, ale jedynie chciał odsunąć od siebie kamerę. Zapewnił też, że zrzeknie się immunitetu, by wymiar sprawiedliwości mógł zbadać sprawę. Przyznał jednak, że mógł zachować się spokojnie. Z kolei Mariusz Błaszczak z PiS zapowiedział w Polsat News, że jeszcze dziś do prokuratury trafi wniosek w tej sprawie.
Stefan Niesiołowski tłumaczył się z piątkowego zajścia przed Sejmem w rozmowie z Moniką Olejnik w programie "Gość Radia ZET". - Była niezwykle natrętna, niemal mi zębów nie wybiła - bronił się Niesiołowski. - Powinno być jej wstyd - dodał. Zapewniał wielokrotnie, że nie dotknął dziennikarki, a jedynie jej kamerę. Relację Stankiewicz nazywa manipulacją i kłamstwem, twierdząc, że ma świadków swojej niewinności. - Zapewniam, że gdybym ją uderzył, kręciła cały czas, to na pewno miałaby to na taśmie - mówił Niesiołowski.
Swoje zdenerwowanie tłumaczył tym, że został obrażony przez protestujących związkowców. - Czy ja mam przytaczać , jakimi słowami obrzucili mnie ludzie z "Solidarności"? - pytał retorycznie poseł, dodając, że "judasz i złodziej, to jedyne słowa, które nadają się do powtórzenia na antenie". Stefan Niesiołowski zadeklarował również: "Stankiewicz przeproszę, jak mnie Duda przeprosi za 10 minut słów, jakimi obrzucali mnie ludzie z flagami "Solidarności".
Poseł przyznał, że jego zachowanie "nie było eleganckie", tłumaczył się jednak, że 20 minut nagabywania przez Ewę Stankiewicz zdenerwowało go. - Powinienem zachować zimną krew - przyznał jednak Niesiołowski.
W obronie posła staną szef klubu parlamentarnego PO, Rafał Grupiński. - Niesiołowski został zelżony i to okropnie. Żadnego ze słów nie można powtórzyć na antenie - mówił o zachowaniu działaczy "Solidarności". Polityk krytykował też Ewę Stankiewicz, twierdząc, że dziennikarka naruszyła prawo do prywatności, które przysługuje każdemu. - Jeśli poseł nie wykonuje swoich obowiązków to ma prawo, jako wolny obywatel do tego, by go nie nagrywano - ocenił polityk PO.
Kolegę z partii próbuje też bronić Julia Pitera. - Ja bym się tak nie zachowała. Jeżeli miałabym oceniać to kompletnie na zimno, nie byłoby mnie tam w środku i bym tego wszystkiego nie widziała to byłabym bardzo krytyczna. A tak, jestem tylko częściowo - oceniła była pełnomocnik rządu do walki z korupcją. - Absolutnie nie przystoi to byłemu wicemarszałkowi i szefowi sejmowej komisji obrony, ale są też granice etyki dziennikarskiej, kiedy to Ewa Stankiewicz pokazywała jak się zachowuje - mówiła w "Kontrwywiadzie RMF FM".
Rafał Grupiński, powołując się na wieloletnie doświadczenie w polityce, postawił tezę, że Niesiołowskiego sprowokowano specjalnie, by odciągnąć uwagę od awantury, do jakiej doszło podczas głosowań. - Najgorsze słowa padały między partiami opozycyjnymi - przypomniał szef klubu PO. - Dopadnięto go [Niesiołowskiego - red.] z kamerą pod Sejmem, żeby go sprowokować. Wiedzieli, że łatwo się denerwuje i liczyli, że coś z tego będzie - ocenił.
W podobnym tonie wypowiadała się Pitera. - Ta sytuacja nie powinna mieć miejsca, ale posłowie też są ludźmi. Bardzo trudno oczekiwać, że będą stali nieruchomo i te nękanie/paskudne słowa wszyscy będą znosili spokojnie. Niesiołowski nie jest usprawiedliwiony. Jednak wszyscy wiedza, że to człowiek, który może trochę mniej panuje nad swoimi emocjami, więc dziennikarze wiedzieli, że mógł zareagować źle - mówiła posłanka PO.
Grupiński z kolei zaznaczył, że ujawnione nagranie to tylko mały fragment całej sytuacji, a Ewa Stankiewicz nagabywała posła Niesiołowskiego przez ponad 20 minut i zabrakło mu cierpliwości dopiero na koniec. - Chciałbym, żeby pani redaktor pokazała cały materiał i to co mówił wcześniej - postulował Grupiński.
- Dzisiaj budujemy równość między wypowiedzią o Adolfie Hitlerze a zachowaniem Niesiołowskiego - skarżył się polityk Platformy, nawiązując do ostrej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. Bronił też decyzji Ewy Kopacz, która nie wyraziła zgody na wpuszczenie na sejmową galerią przedstawicieli "Solidarności". - Gdyby nie było takiej atmosfery, gdyby związkowcy zachowali się inaczej, nie jak bojówkarze, to normalne byłoby, żeby obserwowali to głosowanie z galerii, ale pani marszałek dobrze przewidziała ich zachowanie - mówił w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim Grupiński. - To co zrobiła "Solidarność" jest skandalicznie - ocenił.
Według polityka blokada Sejmu była wynikiem tego, że "przewodniczący Duda nie był w stanie przywieźć większej liczby związkowców" a grupa, która pojawiła się pod Sejmem ostrym zachowaniem musiała nadrobić małą liczebność. - Piotr Duda nie zapanował nad emocjami związkowców - ocenił poseł PO.
Odniósł się też od ostrej dyskusji przed głosowaniem nad ustawą emerytalną. Gdy emocje na sali sięgały zenitu Ewa Kopacz przerwała debatę i zarządziła głosowanie. - Problemem każdego marszałka są parlamentarzyści, którzy wdzierają się na mównice pod pretekstem wniosku formalnego i wygłaszają przemówienia - mówił. - Ciężko odmówić głosu Jarosławowi Kaczyńskiemu, który z reguły się do tego nie pali i rzadko bywa na glosowaniach, ale moim zdaniem nie powinien być dopuszczony do głosu - stwierdził Grupiński.
Jedynym gościem z Prawa i Sprawiedliwości w dzisiejszych porannych programach był Mariusz Błaszczak. Szef klubu parlamentarnego krytykował zachowanie Stefana Niesiołowskiego. - Jeśli spojrzymy na to jak zachowuje się Niesiołowski, widzimy, że ma problemy z emocjami - mówił Błaszczak. - To świadczy o tym, że ten pan ma braki w wychowaniu, to brak kultury, próba zasłonięcia czy wyłączenia to atak na dziennikarza. Dziś przedstawimy treść zawiadomienia do prokuratury - zadeklarował Błaszczak. Poseł Bronił też prezesa swojej partii. - Jarosław Kaczyński opisał tylko poziom debaty tamtego dnia - stwierdził Błaszczak. Ocenił, że wypowiedź prezesa nie była specjalnie agresywna.