Jerzy Zelnik zaskoczył kontrowersyjną wypowiedzią na temat in vitro.
Jerzy Zelnik zaskoczył kontrowersyjną wypowiedzią na temat in vitro. Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Gazeta

Żałuję, naprawdę szczerze żałuję tego, że żyjemy w kraju, w którym nawet najmniej kompetentny osobnik może robić z siebie eksperta. Jeszcze bardziej żałuję, że jestem częścią medialnej machiny, która podobnych osobników promuje. W imię oglądalności, słuchalności i klikalności. Wstyd mi za pana, panie Zelnik i za pana wczorajsze wystąpienie ws. in vitro.

REKLAMA
Zelnik mówi...
Rozumiem, że program musi się oglądać. Wszyscy pewnie to rozumiemy. Rozumiem, że tekst w sieci musi się klikać, i to także dla wielu jest jasne. Rozumiem, że program w radiu musi być na tyle atrakcyjny, żeby chciało się na niego przełączyć. Ale czy w imię tego sukcesu naprawdę musimy promować poglądy ludzi, których jak najdelikatniej można nazwać skrajnie niekompetentnymi? Bo chyba tylko tym da się wytłumaczyć obecność Jerzego Zelnika w programie „Tak jest”, który w środowy wieczór mogliśmy oglądać na antenie stacji TVN 24.
Zelnik widzów przed telewizory przyciąga. Jednych dlatego, że wierzą w to co mówi, drugich dlatego, że mają z jego poglądów ubaw po pachy. Ale to, że Zelnik (po raz kolejny!) gościł wczoraj w publicystycznym programie TVN 24 w charakterze eksperta od Polski i Polaków wydaje się nie do przyjęcia. Aktor, którego rozmówcą poza prowadzącym był jeszcze muzyk Maciej Maleńczuk, od dawna znany jest przecież z tego, że mówi – delikatnie to ujmując – od rzeczy. A miał przecież mówić do rzeczy – o tym jak będzie wyglądała Polska za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Tak przynajmniej twierdzą autorzy programu.
Gdyby ich zapytać, pewnie twierdziliby też, że nie spodziewali się takich słów po Zelniku. Takich, to znaczy wysoce absurdalnych. Wspierający PiS artysta przekonywał bowiem w TVN24 o tym, że rząd nie powinien dofinansowywać in vitro, bo to zła metoda. Stwierdził nawet, że poczęte tą metodą dzieci rodzą się "chore i koszmarnie połamane" za co zresztą natychmiast wyśmiał go internet
logo
Fot. Andrzej Saramonowicz / Facebook
...a ludzie słuchają
Poglądów politycznych nie będę Zelnikowi wytykać, bo żyjemy w kraju nazywanym demokratycznym i każdy ma do nich prawo, ale szerzenie w społeczeństwie teorii nie dość, że nieprawdziwych, to wręcz wiele osób krzywdzących, owszem. Bo niestety dla świata, pana, panie Zelnik, słuchają miliony Polaków, z których część szczerze bierze sobie pana słowa do serca (serio, uwierzy pan?). Są tacy nawet wśród najbardziej oświeconych środowisk, za jakie powinni uchodzić pedagodzy i nauczyciele. Tymczasem nie dalej jak dziś rano napisała do mnie znajoma. Napisała tak: „Na religii pan opowiada dzieciom, że in vitro zabija dusze, a pani od matematyki uznała za właściwe stwierdzić, że nie chciałaby uczyć dzieci z in vitro”. 
A zatem panie Zelnik, opowiadanie historii wyssanych z palca naprawdę panu nie przystoi, a Polakom szkodzi. Tym bardziej, że zaledwie kilka dni temu goszcząc w programie „Kropka nad i” zarzucał pan ekipie rządzącej, że opowiada bzdury, by ludzi wystraszyć i utrzymać status quo. Cóż pan innego wczoraj zrobił jeśli nie straszył widzów przed in vitro broniąc statusu quo?
Na przyszłość, proszę, zanim zabierze pan głos w jakiejś audycji, niechże przeczyta pan choć jeden raport, badanie, statystyki, cokolwiek, co mogłoby pomóc panu merytorycznie przygotować się do dyskusji na ten jeden konkretny temat. Czy wie pan, że na temat in vitro i jego wpływu na zdrowie dzieci zrobiono już wiele badań? Czy wie pan, że wynika z nich jednoznacznie, iż wśród dzieci in vitro wady występują tylko nieznacznie częściej niż w grupie dzieci spłodzonych metodą tradycyjną? Czy wie pan, że ta różnica jest na tyle mała, że statystycznie nieistotna?
Jaka szkoda!
Szkoda. Naprawdę szkoda, tym bardziej, że występy Jerzego Zelnika nie są wyjątkiem. W rozmaitych mediach co i rusz pojawiają się rozmówcy, którzy wypowiadają się w charakterze ekspertów na tematy, o których nie mają choćby bladego pojęcia. Wypowiadają się tym chętniej, że dzięki obecności w telewizji, radiu, prasie, internecie mogą szerzyć swoje niedorzeczne poglądy w sposób masowy. A proszeni o wypowiedzi są równie chętnie, bo takie „oryginały” świetnie się sprzedają.
W końcu kogo interesuje co na temat in vitro ma do powiedzenia doświadczony ginekolog czy spec od leczenia niepłodności? Nie ma nazwiska, nie ma do powiedzenia nic sensacyjnego, może co najwyżej przedstawić wyniki badań, fakty. Nuda. Lepiej do studia zaprosić prof. Krystynę Pawłowicz albo, ulubieńca redaktorów wszelakich, publicystę Łukasza Warzechę. No, ewentualnie Tomasza Terlikowskiego. Oni wszak – jak Zelnik – znani z ciętego języka i niezwykle błyskotliwych ripost, zawsze powiedzą coś, co wzbudzi emocje. Jak będą emocje, będzie oglądalność. I tak w kółko.
I tak jakiś czas temu rozgłos zyskał także ks. Franciszek Longchamps de Bérier, członek zespołu ekspertów ds. bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski. Ten mianowicie w rozmowie z tygodnikiem „Uważam Rze” stwierdził, że są tacy lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka wiedzą już, że zostało poczęte z in vitro. Bo ma dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych
Duchowny nie omieszkał zaznaczyć przy tym, że sam na in vitro nigdy by się nie zdecydował. Nie śmiem silić się na lepszy komentarz od tego, którego w tej materii na swoim blogu udzieliła Krystyna Kofta: – Jako czynny ksiądz nie możesz na razie tego zrobić, chociaż coraz silniejsze są głosy na temat zniesienia celibatu. Wiązanie na supeł pewnej części ciała z pewnością jest niezdrowe. Mogą od tego powstać głębokie, dodatkowe bruzdy, także w mózgu.
Ksiądz po wielokroć zapraszany był potem do rozmaitych mediów, gdzie powtarzał swoje oryginalne teorie. Przy czym żadna z redakcji nie skonfrontowała go z merytorycznym ekspertem, lekarzem, biologiem, kimkolwiek, kto mógłby jednym słowem obalić średniowieczne wywody księdza. Dlaczego? Ano dlatego, że wtedy ksiądz przestałby się oglądać/słuchać/czytać i nie byłoby kim nadrabiać w statystykach.
Księdzu wypowiedzi nie zakazał nawet Episkopat, który przecież lubi uciszać zbyt gadatliwych duchownych – weźmy choćby ks. Lemańskiego czy ks. Mądela, który to zresztą został zakazem wypowiedzi ukarany za to, że nazwał de Bériera habilitowanym nieukiem.
– Im smakowitsza wypowiedź, tym lepiej – pisała swego czasu w swoim felietonie Katarzyna Kolenda–Zaleska. – Sęk w tym, że to właśnie dziennikarze powinni być mądrzejsi i ustalić jakąś nieprzekraczalną granicę. Ignorujmy tego typu wypowiedzi. Może politycy przestaną nimi szermować, skoro nikt tego nie pokaże i nikt o tym nie napisze.
Szkoda, że pamięta o tym tak niewielu z nas (najczęściej tych pozostających z tyłu, nie mających wiele wspólnego z medialnymi salonami i wielką oglądalnością). Dużo więcej wyznaje zasadę, że zamiast robić program ważny i merytoryczny, który dotrze do niewielu odbiorców, trzeba urządzić wielkie show, które przyciągnie tłumy. Nie dziwmy się więc potem, że społeczeństwo polskie nasycone jest ciemnotą, stereotypami, mitami. Sami je w nim kształtujemy.
A panu panie Zelnik życzę, żeby wkrótce dotarł do pana pozew zbiorowy osób urodzonych lub mających dzieci z in vitro, których dobra osobiste tak idiotycznymi wypowiedziami jak wczorajsza narusza pan dotkliwie.

napisz do autorki: malgorzata.golota@natemat.pl