Najpierw muzyk, który omal nie został prezydentem. Teraz właściciel komisów samochodowych, który "odpala" akta jednego z ważniejszych śledztw w Polsce. Polacy, jak nigdy dotąd, pokochali antysystemowców, którzy uwodzą radykalnym językiem i czystą nienawiścią do polityków. A muszą być naprawdę wkurzeni, skoro w roli swego trybuna obsadzają nieokrzesanego biznesmena z łatką przestępcy.
Kariera warchoła
Niezależnie od tego, jak oceniać treść ujawnionych przez Zbigniewa Stonogę zeznań ws. afery podsłuchowej, jedno jest pewne – "polski Snowden", jak zaczęto sarkastycznie nazywać biznesmena, skorzysta na nich najbardziej. Od początku publicznej działalności, czyli od słynnego już banneru obwieszczającego, że "wypier**ił" go urząd skarbowy, cieszy się medialnym i internetowym zainteresowaniem, które efekciarsko podkręca. Temu miały służyć filmiki, w których bluzga, wyzywa i obraża. Tak działały też akcje wymierzone w konkretne osoby, m.in. w rzecznika policji Mariusza Sokołowskiego. Sam zainteresowany przyznał zresztą, że "się wygłupiał", licząc na poklask tych, którym imponuje wyzywanie polityków od "chu*ów".
Żaden z wcześniejszych happeningów Stonogi nie może się jednak równać z tym, jaki efekt da rozpętana właśnie afera o taśmy i śledztwo w ich sprawie. Stonoga publikując wszystkie akta, które miał w posiadaniu, wyszedł poza wizerunek warchoła, którego szczytem finezji jest powiedzenie policjantowi, by "wypier**ał". Dziś, kiedy rządzący trzęsą się z oburzenia, a prokuratura stawia zarzuty, przedsiębiorca stał się dysydentem, człowiekiem prześladowanym przez władze. Zyskał więc specyficznie pojmowaną wiarygodność, która daje mu status antysystemowego autorytetu.
Straszne to, a jednocześnie fascynujące. Bo to "ostatnim sprawiedliwym walczącym z układem" staje się człowiek, który przesiedział ponad trzy lata w więzieniu, prowadził szemrane interesy, był klientem prokuratur i sądów w całym kraju. Ten sam, który dziennikarza TVN nazywa "Żydkiem", a o "Gazecie Wyborczej" mówi "Jude Zeitung". Ten sam, o którym "Życie Warszawy" pisało 10 lat temu jako o "oszuście od Leppera" i "pedofilu w pobliżu Leppera" (nawiązując do stawianych mu zarzutów).
Demaskator
Trudno dziś przewidzieć, czy poparcie dla Stonogi, jakie objawia się szczególnie w sieci przy okazji afery podsłuchowej, może przełożyć się na polityczny kapitał. "Stonoga Partia Polska", którą zakłada biznesmen, na pewno nie dorówna sukcesom Pawła Kukiza, a najprawdopodobniej będzie funkcjonować jako polityczny folklor. Nie ulega jednak wątpliwości, że Stonoga ma za sobą sporą rzesze sympatyków. Nawet jeśli nie będą na niego głosować, już sam fakt, że tak fanatycznie go wspierają, jest ciekawy.
Podstawowe pytanie brzmi: dlaczego? O to zapytałem kilku zagorzałych zwolenników Stonogi, udzielających się na facebookowych stronach typu "Uwolnić Stonogę". Z ich relacji wyłania się obraz wzburzonej, naszpikowanej teoriami spiskowymi części społeczeństwa, która w dość prymitywny sposób wyraża niechęć do rządzących i "systemu" w ogóle. "Prymitywizm" (języka i przekazu) to zresztą tutaj słowo klucz.
– Mieszkam ponad 11 lat na emigracji i jestem pełnoprawnym obywatelem holenderskim. Mam nadzieję, że dzięki ujawnionym przez pana Stonogę materiałom ludzie w końcu zobaczą, co się dzieje w tym chorym rządzie i w końcu ktoś wypier*** tę komunę z tego rządu, a ja będę mógł wrócić na starość do ojczyzny i żyć godnie, jak w Holandii – napisał mi Paweł, emigrant z Tilburga na południu Holandii.
Z innych odpowiedzi płyną te same wnioski. Jolanta z Warszawy napisała, że dziękuje Stonodze, bo może w końcu zrobi porządek "w tym chorym kraju". "Banda z Wiejskiej", "k**wy z Sejmu do sprzątania ulic", "Stonoga nie daje się tym skur***nom" – to niektóre określenie z innych wiadomości. Najlepiej podsumowują one grupę, do której uderza Stonoga.
Jego przeciętny sympatyk to typ "hejtera" z komentarzy na dużych portalach. Raczej słabo wykształcony, gorzej sytuowany materialnie, często rozgoryczony emigrant. To antysystemowiec, ale raczej nie ten, który "łapie się" do elektoratu Korwina czy Kukiza. Właśnie ze względu na banalny i wulgarny przekaz, który streszcza się w wezwaniu: "rozje*ać Sejm".
Fala "anty"
Stonoga ewidentnie udowodnił, że mylili się ci, którzy mieli go za jednego z wielu niegroźnych, internetowych pieniaczy. Afera podsłuchowa i to, co może mieć w zanadrzu, sprawia, że nie będzie już pomijanym przez media "oszołomem". Wraz z ujawnieniem akt sprawy podsłuchów prymitywna antysystemowa postawa wtargnęła do mainstreamu. Tak jak wcześniej wtargnął do niego Kukiz, również z nieco nieokrzesanym, ale jednak bardziej "ambitnym przekazem".
Te dwie historie, choć pozornie różne, są pochodną tego samego zjawiska. Dawno nie było w Polsce tak wrogich klasie politycznej nastrojów. Dawno nie było tak szerokiego pola dla różnej maści populistów, rebeliantów czy zwykłych nienawistników, którzy ubierają się w szaty ludowych trybunów. Przypadek Stonogi pokazał, że zaczynają się w Polsce złote czasy dla warcholstwa. Publikacja akt śledztwa czy właśnie ogłoszone zlecenie dla paparazzich na urzędników i dziennikarzy to dopiero początek. Jeszcze zatęsknimy za Lepperem!
Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl
Reklama.
Jeden ze zwolenników Stonogi
Moje poparcie dla pana Stonogi wynika z tego, iż jako jedyny człowiek w Polsce postawił się tak ważnym organom ścigania, jak prokuratura. To, co ujawnił pan Zbigniew, jest małą cząstką tego, jak ludzie w rządzie okłamują, okradają i ukrywają czystą, brutalną prawdę. Czy mi przeszkadza to, że siedział? Większość ludzi w rządzie to kłamcy i oszuści. Nie jeden z nich ma bardzo dużo za uszami.