Niesiołowski zaatakował Stankiewicz? To chleb powszedni dla paparazzi
Michał Mańkowski
15 maja 2012, 14:02·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 maja 2012, 14:02
Zajście pomiędzy Ewą Stankiewicz a Stefanem Niesiołowskim wciąż budzi spore emocje. Dziennikarka opublikowała dziś film, na którym pokazuje w jaki sposób "zbiera się" do rozmowy z posłem PO. Cała sytuacja paradoksalnie zaczyna przypominać stosunki pomiędzy fotografami paparazzi, a uciekającymi od obiektywów gwiazdami. - Każda sytuacja ma indywidualną granicę - mówi naTemat Piotr Gocał, jeden z polskich paparazzi.
Reklama.
Dziś w sieci opublikowano "surową" wersją filmu, na którym Stefan Niesiołowski szarpał za kamerę Ewy Stankiewicz. To odpowiedz dziennikarki na wersję polityka, według której przez kilkanaście minut odmawiał jej rozmowy. Na filmie widać, że całość trwała niecałe trzy minuty. A przynajmniej tyle jest nagrane. Szybko doszło do rękoczynów, a jeszcze szybciej do wyzwisk. - Takie zachowania to w tej branży nic nadzwyczajnego - mówi Piotr Gocał.
Linią obrony polityka - wydawałoby się słuszną - jest fakt, że od początku wyraźnie zaznaczał, że nie ma ochoty na rozmowę, ani nagranie. Niestety, często dla dziennikarzy, operatorów czy w końcu fotoreporterów paparazzi takie deklaracje nic nie znaczą. Granica, której nie powinno się przekraczać, jest za każdym razem w innym miejscu. - W tym zawodzie, nie tylko w przypadku fotografowania polityków, to bardzo indywidualne i uzależnione od sytuacji. Jeżeli widzę np. pijanego i agresywnego aktora to wiadomo, że nie będę podchodził i prowokował, wtykając obiektyw pod nos - słyszymy.
Wszystko zależy od charakteru
Jednak ile osób, tyle granic, bo każdy ma swój instynkt i wyczucie dobrego smaku. - To wszystko jest uzależnione od charakteru. Niektórzy wchodzą wszędzie z butami, a inni z kolei mają zasadę, że np. nie fotografują w szpitalach. Jeszcze inni nie robią zdjęć na pogrzebach ze względu na szacunek do rodziny i zmarłego - wyjaśnia nasz rozmówca. Nie jest tak, że każdy chodzi po dachach czy śmietnikach dla jednego ujęcia. - Tak jak mówiłem, wszystko zależy od sytuacji. Nie bez znaczenia jest też fakt, czy jedna i druga strona się lubią - podkreśla Piotr Gocał.
W przypadku Niesiołowskiego i Stankiewicz trudno raczej mówić o wzajemnej sympatii. Zajście odbiło się szerokim echem w środowisku dziennikarskim, ale fotografowie też nie przechodzą obok niego obojętnie. - W takich przypadkach trzeba wiedzieć, z kim jedzie się robić materiał. Poseł Niesiołowski, jak wiemy, jest nerwowym i wybuchowym człowiekiem i właśnie taka była cała sytuacja. Gdybym podchodził do niego ciągle z aparatem i robił zdjęcia lub pytał czy mogę, to nie zdziwiłbym się, że się zdenerwował - mówi paparazzo. Niemniej jednak jest on osobą publiczną, nie medialną. - A to różnica - mówi nasz rozmówca. - Tym bardziej powinien się pilnować ze względu na swoją funkcję. Poza tym nie musiał tam stać, mógł w każdej chwili wejść do jakiegoś pomieszczenia - dodaje.
Celebryci bywają nerwowi
Nerwowo bywa często też z gwiazdami. Jednak jak przekonuje nasz rozmówca, często wbrew powszechnej opinii to celebryci sami ich zaczepiają. - Robimy zdjęcia i pewnie, rozumiemy, że to może być uznane za prowokację, ale wtedy to oni podchodzą do nas i wyzywają, obrażają - mówi nam Gocał. Nie często, ale faktem jest, że zdarzają się ataki. - Jeżeli wiemy, że ktoś jest agresywny lub wiemy, że wyjątkowo tego nie lubi, to staramy się nie powodować na siłę konfliktu - dodaje. Do tych rad nie dostosował się w zeszłym roku jeden z fotoreporterów, który rzekomo został pobity przez Borysa Szyca.
Nie zawsze jest tak strasznie, bo zdarza się, że jedni i drudzy najzwyczajniej w świecie się "kumplują". - Czytałem wywiad z Kingą Rusin, która mówi, że dzięki swoim paparazzi czuje się wręcz bezpiecznie. Widzi codziennie te same osoby, macha do do nich itd. - mówi nasz rozmówca. - My ich znamy, widzimy jakimi samochodami jeżdżą. Wiemy o tym, więc się uśmiechamy, dopóki nie przekroczy się pewnych granic. Rozumiemy, że chodzi im po prostu o zrobienie ładnego zdjęcia do magazynu - mówi na jednym ze spotkań Piotr Rubik. Aktorka Anna Mucha pewnego razu dzięki "swoim" mogła zapłacić za taksówkę, bo zabrakło jej pieniędzy. Jeden z fotografów pożyczył jej 40 złotych. Jeszcze innego razu ta sama aktorka zamieniła się na role z paparazzi i to ona pstrykała im zdjęcia. Ot, taki ironiczna zmiana miejsc podczas spaceru.
Piotr Gocał rozumie, że Niesiołowski mógł zostać wyprowadzony z równowagi, ale jak mówi: - Każdy jest panem samego siebie i od niego zależy jak wyjdzie i czy się skompromituje. Zwłaszcza, jeżeli wie, że jest nagrywany lub fotografowany - kwituje.