Wraz z pojawieniem się w życiu publicznych nowych osobowości, inną formę przybiera również prowadzenie szeroko pojętej polityki. Zawiązywanie koalicji czy zrywanie wcześniej ustalonych porozumień nie odbywa się już w zacisznych siedzibach lub ustronnych kawiarniach, lecz w mediach społecznościowych i na oczach wszystkich.
Zbigniew Stonoga ogłasza koniec „politycznej miłości” z Pawłem Kukizem. Były kandydat na prezydenta zapowiada listy szesnastu reprezentantów „naszej sprawy”, a przy okazji staje się pierwszym nauczycielem dziennikarskiej rzetelności. Wszystko to wyłącznie na... Facebooku.
Nowe media, nowe możliwości
Nowe media robią w polskiej polityce zawrotną karierę, o czym zdążyliśmy przekonać się przy okazji ostatniej kampanii prezydenckiej. Błąd? Absolutnie nie! Facebook, Twitter czy Instagram to doskonałe narzędzia, które dają politykom nowe możliwości zarówno do promocji własnego wizerunku, jak i utrzymywania stałego kontaktu z wyborcami. Z serwisów tych trzeba jednak korzystać umiejętnie, zwłaszcza w polityce i zwłaszcza, kiedy aspiruje się do miana poważnych polityków.
Kukiz i Stonoga – internetowa telenowela
Zaczęło się od wielkiego publicznego tworzenia antystsemowej koalicji. Będący w centrum zainteresowania Zbigniew Stonoga napisał na swoim profilu na Facebooku: „Jestem po rozmowach z Pawłem Kukizem i JKM i w pełnej zgodzie ruszamy po parlament”. Zwolennicy skrajnych antysystemowych rozwiązań z pewnością zaczęli zacierać ręce, kiedy nagle okazało się, że euforia jest nieco przedwczesna. Paweł Kukiz ustalonym rzekomo rozwiązaniem wydawał się nieco zaskoczony i szybko (na Facebooku) wystosował odpowiednią ripostę.
W miniony weekend uchwalanie antysystemowej koalicji miało swój ciąg dalszy, o czym informowaliśmy na portalu naTemat. Stonoga publicznie apelował do Kukiza: „Wykasuj mój numer telefonu, ja właśnie skasowałem Twój...”, dodając, że w politycznym życiu nie będą im już potrzebne. Lepiej bowiem – zdaniem antysystemowców – załatwiać takie sprawy właśnie przez Facebooka.
To nie pierwszy przypadek, kiedy ambitne porozumienia i wielkie polityczne przyjaźnie kończyły się właśnie w mediach społecznościowych. Wystarczy przypomnieć konflikt na linii Kukiz-Korwin, tuż po pierwszej debacie prezydenckiej, gdzie JKM uderzył w najczulszy punkt Pawła Kukiza, czyli JOW-y. Zaraz potem na jaw wyszła treść zawartego u progu kampanii porozumienia, rozgorzał polityczny spór, a potem próba ratowania koalicji przez Korwin-Mikkego. Wszystko – jak łatwo przewidzieć – na Facebooku.
Kuchnia polityczna dostępna dla wszystkich
Decydując się na aktywny udział w życiu politycznym i wystawiając listy wyborcze do Sejmu, Paweł Kukiz niewątpliwie aspiruje do miana „poważnego polityka”. Podobnie jak Janusz Korwin-Mikke i inni wywodzący się z tego środowiska działacze o parlamentarnych ambicjach. Jeśli chcą w przyszłości brać udział w poważnych politycznych rozstrzygnięciach, warto zacząć uprawiać politykę nie tylko w trybie online.
Nawet przy założeniu, że antysystemowość cieszy się własnymi prawami, media społecznościowe to nie jest najlepsze miejsce do ujawniania politycznej kuchni. Można założyć, że nowi aktorzy życia publicznego chcą nade wszystko być transparentni w swych działaniach, co cieszy. Przejrzystość życia politycznego to cecha ważna i potrzebna. W tym przypadku jednak, trudno oprzeć się wrażeniu, że chodzi bardziej o zwykłą próbę zwrócenia na siebie uwagi.
Kukiz – pierwszy nauczyciel rzetelnego dziennikarstwa Profil Pawła Kukiza to jednak nie tylko przestrzeń do zawiązywania i zrywania politycznych koalicji, lecz także doskonałe źródło wiedzy dla młodych adeptów dziennikarstwa. Każdego dnia były kandydat na prezydenta dostarcza nowych materiałów, na podstawie których solidnie tłumaczy terminy z zakresu dziennikarskiej manipulacji. Dzięki niemu młodzi adepci mogą przekonać się, czym jest przekłamanie, dezinformacja, a czym zwykła nierzetelność.
Przykład? W niedzielę Paweł Kukiz poinformował na swoim Facebooku, iż niebawem zaprezentuje listę „16 osób-reprezentantów naszej sprawy”, po jednym z każdego województwa. Owi reprezentanci to jednak nie kandydaci ani liderzy list. Natomiast ci, którzy ośmielili się w ten sposób daną informację agregować, dokonali dziennikarskiej zbrodni.
Media pod dyktando Kukiza
O tym, że Paweł Kukiz chciałby aby media działały pod jego dyktando pisaliśmy w naTemat przy okazji incydentu z Radiem Zet. Były lider zespołu Piersi uznał, że informacja na jego temat jest nierzetelna (choć zabrakło w niej jedynie linku), zażądał zmian i zagroził, iż w przeciwnym wypadku nie przyjdzie na umówiony wywiad.
Kukiz pozycjonuje się jako ten, który ma bezwzględne prawo na decydowanie, co jest informacją nieprawdziwą, co ma prawo się ukazać, a co nie. Dowodem jest jedyny, jak do tej pory (nie liczący słynnych JOW-ów) punkt programu, w którym Kukiz ogłasza, że chce uratować polskie media. Warto zatem postawić pytanie, jakie ma do tego kompetencje.
Serwisy społecznościowe mają w polityce coraz szersze zastosowanie. Wyraźny postęp technologiczny sprawia, że trudno wyobrazić sobie polityka bez konta na Facebooku czy Twitterze. Antysystemowcy, którzy na co dzień nie goszczą w mediach „tradycyjnych” uczynili z nich oręż szczególny i o ile umiejętnie wykorzystali go podczas kampanii, tak teraz nieco się w tym świecie gubią.
„...rozmawiałem z Panem Stonogą może z 5 minut przez telefon. Nie składałem ŻADNYCH politycznych deklaracji.”
Daniel Passent
W sumie plany Kukiza w tej dziedzinie wyglądają niepoważnie, ba, naruszają zasadę wolności słowa i gospodarkę wolnorynkową. Kto zdecyduje się na zabieranie głosu pod groźbą kary za informacje „nieprawdziwe” lub godzące w rację stanu? Toż to pomysły kagańcowe.Czytaj więcej