Olek Ostrowski napisał miesiąc temu na Facebooku: ”Idę pojeździć na nartach w Karakorum – chwilę nas nie będzie. Do zobaczenia...”. Na szczyt ośmiotysięcznika Gaszerbrum II nie dotarł. Miał zjechać na nartach. Zaginął. Akcja poszukiwawcza właśnie została przerwana. A sieć się zagotowała. Jak zwykle, zrozumienia dla prawdziwej pasji nie ma żadnego. Cokolwiek byśmy szalonego w życiu nie zrobili, i tak nam to wytkną...
Zjeżdżać na nartach z ośmiotysięcznika? Wchodzić tam tygodniami, bez wyciągu, tylko po to, żeby zjechać? No wariat. Szaleniec, jakich mało. Po co mu to? Życie mu niemiłe...? ”Nie współczuję, nic a nic. Pracować za grosze jest trudniej”. ”Zwykły egoista myślący o sobie”. ”Podbudował swoje ego”. ”Dobrze mu tak, po co się pchał”. ”Skoczę na główkę z mostu i będę bohaterem”. ”Facet oprócz pasji powinien mieć rozum”. To tylko niektóre komentarze. Tak samo było, gdy z Broad Peak nie wróciło dwóch polskich himalaistów. No bo w końcu, po co się tam pchali? Po co im rekordy?
Albo, gdy dwa lata temu zginął w Himalajach najsłynniejszy polski himalaista Artur Hajzer. Zresztą wspinał się na Gaszerbrum I. Tak było nawet, gdy podczas Rajdu Dakar zmarł polski motocyklista. Michał Hernik Gdy zasłabł, było ponad 40 stopni Celsjusza. Umarł na skutek przegrzania organizmu. I wtedy brakowało zrozumienia.
Niech robią, co chcą
”Zawsze uważałam ,że człowiek ma prawo do marzeń. Jednak jeżeli ma się rodzinę i dzieci to moim zdaniem należy zminimalizować niebezpieczeństwo przy realizacji tych marzeń” – skwitowała jedna z komentujących. ”Robił co chciał, zginął. To był jego wybór i nic wam do tego. Nie rozumiecie go? Ja też go nie rozumiem, ale każdy człowiek jest wolny i może robić to, na co ma ochotę” – stwierdza inna.
Otóż to. Wolność. Jak chcą, dlaczego im mówić, że robią coś źle? Jeden woli spędzić wieczór przed telewizorem, drugi szykując się do wyprawy.
Z pasją nie da się walczyć
– Proszę pani, to jest tak silna pasja, że ich nie można zatrzymać. Im po prostu nie można powiedzieć, żeby nie szli. Nikt nie może im tego powiedzieć – słyszę od kobiety, która odbiera telefon w biurze Polskiego Związku Alpinizmu. Wiceszef PZA o swojej pasji mówi tak, że czuć ją niemal przez telefon. Bo pasja musi być. Nawet, jeśli jest tak niebezpieczna.
– W ciągu normalnego dnia pracuję i żyję jak wszyscy. Można powiedzieć, że udeptuję z mozołem ziemię wokół siebie. Gdybym nie miał w swoim życiu pasji, trudnych i czasem niebezpiecznych wyzwań, to pewnie nie miałbym energii dla normalnego, codziennego życia którą w sobie znajduję – mówi naTemat Piotr Xięski.
A Olek Ostrowski kochał góry i narty, jak chyba nic w życiu. Wychował się w Bieszczadach, rodzice prowadzą tam schronisko. Zjeżdżał już i z siedmio- i z ośmiotysięcznika. Bił rekordy. Jako pierwszy Polak zjechał z Cho Oyu, szóstej góry świata (8201 m n.p.n.). Tak kochał góry, jak Marek Kamiński kocha podróże. Jemu jednak zawsze się udawało i za każdym razem był okrzyknięty bohaterem. Choć też, można powiedzieć, wariat. Komu by się chciało iść 4130 km tylko po to, by znaleźć 3 Biegun. Ludzkie serce. 119 dni w drodze, z dala od rodziny i trójki małoletnich dzieci.
Jak sam mówił w wywiadach, dzieci trochę go przystopowały. Ale jak córka była starsza, chciał ją nawet zabrać w podróż dookoła świata. Tylko urodził się syn i pokrzyżował plany. A Martyna Wojciechowska nie raz odsądzona od czci i wiary za to, że zostawia małą córkę i wyrusza na koniec świata?
A Olek Doba, lat 67? Samotnie przepłynął kajakiem Atlantyk. Normalnie wariat. Ale szczęśliwy, bo pokonał siebie. I pokazał, na co go stać. Wszyscy mu gratulowali, ale gdyby wyprawa mu się nie udała, na pewno podniósłby się krzyk. Że po co mu to było? Nie był mógł siedzieć w kapciach przed telewizorem?
Poznają siebie, to jest bogactwo
Co ich pcha? – Oczywiście, że ciekawość. Odkąd pamiętam zawsze chciałam sięgnąć dalej i zobaczyć więcej. Ale z drugiej strony to stało się już moim sposobem na życie, a może nawet trochę uzależnieniem – mówiła Martyna Wojciechowska w wywiadach. Z czego wynika takie szaleństwo? Z naturalnego dążenia do eksploracji, do wyjścia poza obszar tego co znane i bezpieczne. Gdyby nie to, dalej siedzielibyśmy w jaskini. Nie wystawilibyśmy nawet nosa na zewnątrz– mówi Piotr Xięski.
Nie przejmuje się negatywnymi komentarzami. Mówi, że były one zawsze, również przed internetem, i na pewno będą dalej. – Ludzie którzy są tak krytyczni w ocenach chcą zapewne uzasadnić w ten sposób swój wybór, bezpiecznego i spokojnego życia. Myślę że warto byśmy wszyscy pamiętali że śmierć jest naturalną konsekwencją życia, że nasze wybory i decyzje są w stanie odsunąć to co nieuniknione ale tylko o jakiś czas – mówi.
Igranie na granicy ryzyka daje im wielką, bezcenną wiedzę o sobie. O tym, jak są w stanie się zachować w obliczu niebezpieczeństwa. Mówią, że to oni pchają cywilizację do przodu, bo ryzykując, poznają nieznane. Dlaczego im zatem tego odmawiać? Skoro chcą ryzykować? Ich życie.
Postrzegam jako wartość nie samą zdolność do samego podjęcia ryzyka ale również umiejętność działania w sytuacji zagrożenia i poniesienia ewentualnych konsekwencji swoich wyborów. Nie oceniam również negatywnie ludzi, którzy unikają ryzyka i poszukują w życiu pewności i bezpieczeństwa, dopóki Ci sami jadąc po publicznej drodze 120 km/h, tam gdzie obowiązuje ograniczenie do 50 km/h. uznają swoje zachowanie za akceptowalną formę odreagowania życiowych stresów, frustracji czy nudy. Uprawiam od 28 lat niebezpieczny sport tyle że moje działania i decyzje nie skutkują zagrożeniem dla bezpieczeństwa publicznego. Mam za sobą kilka wypadków, kontuzji, ale traktuję je jako naturalną konsekwencję uprawiania tego sportu przez blisko 30 lat.