BMW 220d Gran Tourer. Tak powinno projektować się wnętrza samochodów
Michał Mańkowski
03 sierpnia 2015, 10:18·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 03 sierpnia 2015, 10:18
Ten model nie będzie pierwszą myślą, gdy ktoś spyta cię o stajnię BMW. Ani drugą, ani trzecią. Pewnie nawet nie załapie się do pierwszej piątki. Czy to znaczy, że jest zły? Nic podobnego, po prostu nie jest tak popularny. Jednak, jeśli ktoś zapyta o wyjątkowe auto rodzinne, to będzie jeden z pierwszych wyborów. Testowany model BMW 220d to samochód, który spełni oczekiwania taty ze sportowymi ambicjami. W końcu 190 koni mechanicznych piechotą nie chodzi. Tylko czemu tak dużo kosztuje?
Reklama.
To auto nie miało łatwego startu. Do ostatniej chwili myśleliśmy, że będzie to test bardzo sportowej 4-ki Gran Coupe. Gdy okazało się, że czeka nas niespodziewana zmiana, dynamiczne zapędy musieliśmy odłożyć na później. Czekało nas kilka dni z rodzinnym Gran Tourerem. Każdy kierowca z choć lekko sportową żyłką zrozumie ten rodzaj zawodu.
I choć aut 1:1 nie można (ani nie wypada) porównywać, BMW 2 Gran Tourer... przerosło pokładane w nim oczekiwania. Skąd takie pozytywne zaskoczenie? Już wyjaśniam.
Jak wygląda?
Choć nie jest to model, który trafi w gust typowych fanów marki (po raz pierwszy nie ma napędu na tył, ale przód), nie ma wątpliwości, że ten minivan wyszedł ze stajni niemieckiego producenta. Tego „spojrzenia” z przodu nie da się pomylić z niczym innym. Tym bardziej zaskakuje to, co kryje się za nim. To prze(wszech)stronny samochód rodzinny, którego sylwetka stoi niejako w kontrze do dynamicznego przodu z charakterystyczną atrapą chłodnicy umieszczoną poniżej linii lamp.
Z zewnątrz nie sprawia wrażenia masywnego/potężnego samochodu. Widać, że jest długi, na co wpływ ma spora powierzchnia szyb. Dużo lepiej pasuje tu chyba słowo „pojemny”. To zresztą potwierdzi się po wejściu do środka. Od swojego 5-osobowego poprzednikka Active Tourer (tutaj mamy dodatkowe dwa miejsca w trzecim rzędzie) jest dłuższy (o ~21 cm) i wyższy (o ~5 cm).
Patrząc na tego Gran Tourera nie ma wątpliwości, że mowa o aucie rodzinnym, ale cały czas unosi się nad nim lekko sportowe widmo. Nisko osadzony, lekko pochylony do przodu z ostrymi pociągnięciami z boku i tyłu… Widać, że można zrobić minivana, który nie będzie nudny i nijaki.
Jak jest zaprojektowany?
Czas wsiąść do środka. Każde auto zazwyczaj oceniam w trzech kategoriach: stylistyka zewnętrzna, wnętrze, właściwości jezdne. Rzadko się zdarza, że to wnętrze wygrywa ten swojego rodzaju wyścig. W tym przypadku mogę to powiedzieć z czystym sumieniem. Projektanci tego modelu powinni dostać premię. Dawno nie jeździłem tak dobrze zaprojektowanym w środku samochodem. I nie chodzi tylko o jakość wykończenia - eleganckie, jasne skóry, brak tanich plastików zastąpionych materiałem imitującym metalowe wstawki.
Każde miejsce w kabinie, na które jako kierowca zwróciłem uwagę, zostało zaprojektowane w przemyślany sposób. Nie ma straconego miejsca, a na wyjątkowe uznanie zasługują schowki (tak, to naprawdę istotne!). Jest ich nie tylko dużo, ale zostały rozmieszczone w sposób, który pozwala wrzucić w nie wszystko co potrzeba. Klucze, telefon, napój, portfel, dokumenty. Nic nie lata po samochodzie, nie trzeba szukać kolejnego miejsca, które najlepiej będzie pasować.
Dobrym rozwiązaniem jest jedna półka nad dźwignią skrzyni biegów, a także dwa schowki w okolicy podłokietnika: jeden pod nim, drugi w samym podłokietniku. Do tego dochodzą jeszcze kolejne w innych miejscach. Wbrew pozorom to bardzo istotny aspekt samochodu. W jednym z testowanych modeli notorycznie zdarzało mi się zapominać o telefonie, który trzeba było wrzucać do mało wygodnego/widocznego schowka, jeśli nie chciało się go szukać potem po całym samochodzie.
Całość może domykać panoramiczny dach, ale to udogodnienie opcjonalne. Koszt: 5,5 tys. zł. Plus za sposób otwierania – nie trzeba cały czas trzymać przycisku otwierającego. Wystarczy „pstryknięcie”. Niektóre auta wymagają, by przycisk otwierający trzymać „do końca’.
Bez złudzeń, już wsiadając do środka ma się wrażenie, że mowa o samochodzie klasy premium. Miejsca jest naprawdę dużo, a może być go jeszcze więcej po przesunięciu tylnych kanap. Za dwa siedzenia w trzecim rzędzie trzeba dopłacić 3,5 tys. zł. To stosunkowo niewiele porównując tę cenę np. do 20 tys., jakie dodatkowa „dwójka” kosztuje w Land Cruiserze.
Kropką nad „i”, potwierdzającą rodzinny charakter tego auta jest jedno rozwiązanie z drugiego rzędu. Z tyłu foteli kierowcy i pasażera zamontowano… dwa stoliki. Zupełnie jak w samolocie. Oczami wyobraźni aż widzi się korzystające z nich dzieci.
Do czego mógłbym się przyczepić? Tuż przed tym BMW miałem okazję jeździć dwoma Toyotami. Szczerze? Tam kierownice były sporo przyjemniejsze w dotyku i lepiej leżały w dłoni. Poza tym mimo sporej ilości miejsca, dłuższą chwilę zajmowało zajęcie optymalnego miejsca na fotelu. Trzeba trochę pokombinować zanim poziom wygody będzie w strefie „OK, można jechać w trasę”.
Jak jeździ?
Na przyszłych kierowców Gran Tourera czeka pięć silników (dwa benzynowe, trzy turbodiesle) o zróżnicowanej pojemności i mocy: od 116 do 192 koni mechanicznych:
Szczęśliwie w nasze ręce wpadła ta ostatnia, stosunkowo mocna wersja. 190 koni mechanicznych i maksymalny moment obrotowy 400Nm to osiągi, z jakimi raczej nie kojarzy się rodzinnych vanów. Dlatego tylko można wyobrazić sobie zdziwienie innych kierowców, gdy na światłach szybko zostawiamy ich w tyle, a na trasie nie mamy problemów z „połykaniem” kolejnych pojazdów. Moc, która w razie czego pozwoli szybko wyprzedzić lub „schować się” to naprawdę istotny element – zwłaszcza w przypadku auta rodzinnego. A na ten komfort zaczyna się zwracać uwagę dopiero, gdy ma się go pod swoją prawą nogą. 7,6 sekund do "setki" i zapas mocy pozwalający przyspieszać nawet przy większych prędkościach w zupełności wystarcza.
Nie ma się co łudzić, Gran Tourer nie byłby tak fajny, gdyby nie fakt, że kierowca poza wygodną jazdą może pozwolić sobie także na jazdę dynamiczną. Nadrabia tutaj to, co wydawało się mógł stracić. Ciągle ma swój bawarski charakter, który w razie potrzeby można podkręcić trybem sportowym. Poza tym jest jeszcze comfrot i eco. To wystarczy, by zapomnieć, że producent w przeciwieństwie do reszty swoich modeli zdecydował zastosować się tu napęd na przód, a nie tył.
Szybko daje się odczuć za to nieco twarde zawieszenie. Przejazd po nierównościach nie należy do najprzyjemniejszych. „Śpiących policjantów” też lepiej pokonywać prędkością niższą niż zazwyczaj. Dużo lepiej sprawdza się w dłuższych trasach, do których wydaje się być stworzony.
Miłym aspektem było spalanie. Zwłaszcza mając w pamięci ostatnie BMW 220i cabrio, które paliło jak mały smok. W tym przypadku 6,5-7 litrów, które wskazywał komputer pokładowy, to standardowo już więcej niż deklaruje producent (nie tylko ten), ale bardzo akceptowalnie. Po pokonywanej często 350-kilometrowej trasie zostało jeszcze pół baku. To lubię. Zwłaszcza, że przy bardziej ekonomicznej jeździe można jeszcze trochę "urwać".
BMW przyzwyczaiło także do bardzo dobrej jakości komputera pokładowego oraz aktualnie mojego ulubionego systemu wspierającego parkowanie. Płynne strefy są wyjątkowo czułe i możliwie dokładnie odzwierciedlają potencjalne zagrożenie. Do dyspozycji kierowcy jest także system Head UP, nazwany przez jednego z redakcyjnych kolegów "systemem do naprowadzania rakiet".
To średniej wielkości ekran, któy wysuwa się przed szybą na wysokości oczu kierowcy i wyświetla tam wszystkie potrzebne informacje. Na początku nie byłem do niego przekonany, ponieważ ten sposób prezentowania np. prędkości nie jest tym, do czego jesteśmy przyzwyczjeni. Szybko jednak się na ten tryb przestawiłem i niemal całkowicie przestałem korzystać ze zwykłego prędkościmierza.
Samochód tej klasy nie może być zły. No dobra - może, ale to skrajne przypadki. BMW 2 Gran Tourer nim nie jest. To świetnie zaprojektowany samochód rodzinny, który - jeśli już kupować - to tylko w jednej z mocniejszych wersji. Problemem może być jednak cena. Bardzo podstawowe wersje można kupić już co prawda od 110 tys. zł w górę, ale sensowne komplety kryją się za hasłem "w górę". Testowany model wraz ze wszystkimi dodatkami był wart ok. 230 tys. zł. A za taką cenę jest co wybierać na rynku.