Martin Scorsese wyreżyseruje film na podstawie historii pierwszego seryjnego mordercy w Stanach Zjednoczonych. H.H. Holmes miał zabić 100 osób. W roli głównej filmu „The Devil in the White City” zobaczymy Leonardo Di Caprio, który pasuje do roli tego psychopatycznego wielbiciela blondynek. Twórcy filmów lubują się w historiach seryjnych morderców, które pokazują przerażające i ekscytujące historie zwyrodnialców. Polska historia również pełna jest zabójców, którym media i policja nadawała przydomki takie jak" wampir" i "upiór". Oto pięciu najgroźniejszych polskich morderców, o których było głośno, a matki straszyły nimi swoje dzieci.
To historia niczym z filmu o golibrodzie Sweeney Toddzie. Karl Denke, który przez sąsiadów uznawany był za filantropa i człowieka uczynnego, okazał się być mordercą, nazwanym później Kanibalem. Urodzony w 1860 roku w Kalinowicach Górnych, z pochodzenia Niemiec. Lekko upośledzony umysłowo, za pieniądze odziedziczone po ojcowiźnie kupił dom w Ziębicach, w którym wynajmował pokój.
Miał pomagać żebrakom i prostytutkom, jednak okazało się, że zabijał zwabionych ludzi i przerabiał ich zwłoki na peklowane mięso, które sprzedawał na targu we Wrocławiu. Swoje ofiary wypatrywał na dworcu kolejowym. O jego zbrodniach policja dowiedziała się dzięki jednej z potencjalnych ofiar, której udało się uciec z domu Denkego. Jeszcze tego samego dnia, 22 grudnia 1924 roku Kanibal został ujęty, ale nie doszło do procesu, bo powiesił się w celi na chusteczce do nosa.
W domu w Ziębicach znaleziono kilkadziesiąt dowodów tożsamości. W szafach znajdowały się zakrwawione ubrania, w domu leżały ludzkie kości. Karl nie marnował ludzkiego ciała. Z włosów robił sznurówki, a ze skóry rzemienie. Prawdopodobnie zamordował około 40 osób, nie udało się jednak określić jego motywów. Po ujawnieniu jego zbrodni ludzie wpadli w panikę. Przez kilka miesięcy nie jedzono wędlin. Mieszkańcy miasta nie chcieli pić miejscowej wody, ponieważ twierdzili, że może być zatruta przez zwłoki zakopywane w ogródku Denkego. Szczątki odnajdowano tam jeszcze przez czterdzieści lat.
Władysław Mazurkiewicz - Upiór Krakowski
Upiór zwany również Eleganckim mordercą. Urodzony w 1911 roku, większość życia spędził w Krakowie. Mordować zaczął już w czasie II wojny, jego ofiarą miał być mężczyzna pochodzenia żydowskiego. Zabijał z pobudek materialnych, a ofiary zalewał betonem w swoim krakowskim garażu. Mordował sąsiadów, znajomych, w sumie około 30 osób. Ofiary ginęły po otruciu cyjankiem potasu znajdującym się w wódce i kanapkach, którymi częstował Mazurkiewicz. Zabijał również strzelając z pistoletu.
W przeszłości miał współpracować z gestapo i UB, jednak nie ma na to silnych dowodów. Był postacią popularną wśród krakowskich elit, zawsze dobrze ubrany, używał dobrych perfum. Świadkowie bali się zeznawać, obawiano się jego domniemanych protektorów, którzy mieli zlecać mu morderstwa. Podczas procesu tłumaczył, że zabijał tylko jednostki niepełnowartościowe dla społeczeństwa socjalistycznego. Taka była również jego linia obrony. Przyznał się do winy, został skazany na śmierć. Jednym ze sprawozdawców jego procesu był pisarz Marek Hłasko, który napisał potem artykuł „Proces przeciwko miastu”.
Bogdan Arnold - Władca Much
Jego historia należy do najbardziej przerażających. Mężczyzna zapraszał do swojego mieszkania w Katowicach prostytutki i mordował je z zimną krwią. Urodził się w 1933 roku w Kaliszu. W ciągu roku, od 1966 zamordował 4 kobiety. Przyznał się do tego, że torturował swoje ofiary. Ich ciała ukrywał w swoim mieszkaniu i dlatego został zatrzymany przez milicję. Ciała w różnych stadium rozpadu zwabiały stada much i owadów, które pojawiają się zwykle w miejscach, w których znajduje się zepsute mięso. Zaniepokojeni rojem ogromnych much sąsiedzi zaalarmowali służby, ponieważ martwili się, że Bogdan Arnold zmarł. Został stracony w 1968 roku.
Swoje ofiary poznawał w barach. Za pierwszym razem Arnold wściekł się, kiedy prostytutka oznajmiła, że oczekuje od niego pieniędzy. Zabił ją uderzeniami młotka w głowę, następnie poćwiartował jej ciało i wrzucił do wanny. Zwłoki zasypał chlorkiem, a część z nich spalił w piecu. Druga ofiara zginęła po kilku miesiącach, kiedy odkryła zwłoki swojej poprzedniczki.
Bogdan Arnold przerażony wizją kary ukrywał się przez tydzień na terenie Huty Silesia, próbował się zabić, jednak w końcu sam zgłosił się na milicję. Kiedy przyznał się do popełnionych zbrodni zamiast okazania skruchy stwierdził, że żałuje, że nie zabił swojej byłej żony. W marcu 1968 roku sąd skazał go na karę śmierci, a wyrok wykonano w grudniu tego samego roku.
Zdzisław Marchwicki - Wampir z Zagłębia
Urodzony w 1927 roku Wampir z Zagłębia miał zabić 14 kobiet, do tego 6 uszło z życiem. Miał działać na Śląsku od listopada 1964 roku do marca 1970, a jego ofiary miały od 16 do 57 lat. Przez wiele lat nieuchwytny, jednak kiedy zamordował bratanicę Edwarda Gierka śledztwo ruszyło pełną parą, śledczy za swój główny cel przyjęli ujęcie Wampira.
Po schwytaniu został skazany na śmierć, a wyrok odbył się pod koniec kwietnia 1977 roku w Katowicach. Mimo że społeczeństwo odetchnęło wtedy z ulgą, do dziś spekuluje się na temat jego winy. Powstawały filmy dokumentalne na temat Marchwickiego, które udowadniały, że nie zasługiwał na śmierć, po prostu ktoś musiał być ukarany za śmierć Jolanty, krewnej sekretarza PZPR Edwarda Gierka.
Jednak oficjalnie jest uznawany za winnego. Morderstwa łączył sposób ich dokonywania, który zawsze miał być taki sam. Szedł za ofiarą podbiegał do niej u uderzał w głowę ciężkim przedmiotem. Następnie bił do zgonu, a następnie dokonywał czynności seksualnych. Jego poczynania wywołały panikę w społeczeństwie, krążyły plotki, że celem Wampira jest zabicie tysiąca kobiet na tysiąclecie państwa polskiego. Służby wystawiały wabiki w postaci policjantek, jednak ten nauczył się szybko je rozpoznawać. Jego proces wzbudził bardzo duże zainteresowanie, aby wziąć udział w rozprawie potrzebne były specjalne wejściówki. Marchwicki nigdy nie przyznał się do winy.
Joachim Knychała - Wampir z Bytomia, Frankenstein
Urodzony w 1952 roku, w latach 1975 - 82 zabił pięć kobiet. Z pozoru przykładny ojciec i mąż, pracował jako górnik w Piekarach Śląskich. Przyznawał, że jego inspiracją do sposobu zadawania śmierci był Zdzisław Marchwicki. Dlatego również został nazwany Wampirem. Chodził na jego procesy. Podobnie jak Wampir z Zagłębia usłyszał wyrok kary śmierci.
Był synem Polaka i Niemki, a w dzieciństwie miał być prześladowany zarówno przez rówieśników, jak i przez babkę i matkę. Jego silny uraz do kobiet spowodowany był karą pozbawienia 3 lat wolności, kiedy w wieku 18 lat został oskarżony przez swoją byłą dziewczynę o próbę gwałtu. Twierdził, że został przez nią wrobiony. Swoje ofiary zabijał uderzeniem w głowę, w tym raz zmasakrował swojej ofierze głowę siekierą. Ofiary były obnażone od pasa w dół. Jego portret pamięciowy powstał dzięki dziesięcioletniej dziewczynce, która mimo zadanych 27 ciosów w głowę przeżyła. Po tym Wampir zaprzestał działalności, ale po trzech latach zabił i zbezcześcił swoją nastoletnią szwagierkę. Zgłosił się na policję twierdząc, że podczas spaceru upadła i zmarła.
Po zatrzymaniu pisał dziennik, w którym z dumą nazywał siebie największym mordercą w powojennej historii Polski. Wyrażał skruchę, wstydził się seksualnego aspektu zbrodni. Wyrok został wykonany przez powieszenie, a odbył się na tej samej szubienicy, na której zawisł Zdzisław Marchwicki.