To jeszcze nie koniec afery z nieudaną inwestycją Jaguara w Polsce. Wielu polskich przedsiębiorców zdziwiło się, czytając na jakie korzyści mogą liczyć zagraniczni inwestorzy, jeśli tylko zapowiedzą stworzenie miejsc pracy. A co z tymi, którzy już stworzyli firmy zatrudniające tysiące osób? Też tak chcemy – mówią. I oto pierwsze ognisko awantury.
General Motors, Volkswagen i Michelin przez najbliższe lata nie zapłacą w Polsce ani złotówki podatku dochodowego. Hiszpański inwestor dostanie 16 mln za stworzenie 100 miejsc pracy przy tokarkach.
Menedżerowie jednej z największych firm handlowych w Polsce zamierzają przycisnąć do muru Ministerstwo Gospodarki. – Będziemy domagać się rządowego grantu w zamian za pozostawienie centrali firmy w Polsce – mówi jeden z menedżerów. – Kilkanaście lat borykaliśmy się z budowaniem biznesu w Polsce: podatkami, niejasnościami w prawie, ZUS-em. Teraz chcemy, niczym zagraniczny inwestor, sięgnąć po łatwe pieniądze z budżetu – oświadcza prowokacyjnie.
Podaje argumenty: firma zatrudnia ponad tysiąc wykwalifikowanych specjalistów od internetu, a inwestycje w branże internetową to dziedzina, której rozwój chce wspierać rząd. – Jeśli nie otrzymamy wsparcia, rozważamy przeniesiemy biznes poza Polskę. Wówczas, tak jak w przypadku Ubera, Facebooka czy iTunes Apple, transakcje z rynku polskiego staną się niewidzialne dla fiskusa – dodaje.
Na razie przedsiębiorca chce pozostać anonimowy. Szacuje, ile może wziąć od rządu. A celuje w kilka milionów, bo afera z Jaguarem utwierdziła go w przekonaniu, że zagraniczni inwestorzy mogą doić polskiego podatnika. Takim samym szantażem posłużyła się przecież firma Michelin, która w zamian za utworzenie nowego działu fabryki opon w Olsztynie żądała 40 mln zł grantu rządowego. Francuzi grozili, że w przypadku niekorzystnej decyzji mogą ograniczyć interesy w Polsce. W prezencie otrzymali prawo do stworzenia i „zamieszkania” w specjalnej strefie ekonomicznej, co oznacza zwolnienie z podatku dochodowego. Takie "kreatywne" targi dotyczyły największego producenta opon w Europie, który we Francji bez protestów płaci podatek od 2 miliardów euro zysku.
Przypomnijmy, że przedstawiciele Jaguara domagali się, aby to polski rząd poniósł koszt przygotowania terenów pod montownię jego aut. Suma wszystkich bonusów miała przekroczyć 500 mln złotych. Podczas negocjacji okazało się, że Jaguar szukał europejskich Chińczyków – z puli 3,9 tys. obiecanych miejsc pracy zaledwie 5 procent miała stanowić kadra kierownicza. Na tym etapie licytację wygrali Słowacy.
Samsung chce milionów na pralkę
Co nie oznacza, że polski rząd nie wydaje nieroztropnie pieniędzy. Ministerstwo Gospodarki publikuje umowy z zagranicznymi inwestorami. Trzymajcie się za portfele. Pod pretekstem rozszerzenia asortymentu produkowanych pralek i lodówek Samsung dostanie z naszych kieszeni 17 mln zł. Zakłada to umowa o wsparciu w 2016 roku rządowym grantem inwestycji w rozbudowę fabryki AGD we Wronkach, należącej do koreańskiego giganta. W zamian korporacja zobowiązuje się stworzyć… 251 miejsc pracy w tym 15 dla osób z wyższym wykształceniem. Reszta może skręcać obudowy. Przy dofinansowaniu prawie 68 tys. zł na głowę, każdy z nowo zatrudnionych pracowników mógłby przez rok otrzymywać 5600 zł wynagrodzenia miesięcznie. Ciekawe, jak będzie wyglądać to przy wypłacie.
Hispano Suiza, producent turbin i komponentów do silników lotniczych, przytuli 16,3 mln zł w zamian za stworzenie 109 miejsc pracy w swojej fabryce w Sędziszowie Małopolskim. I w tym wypadku na biednego nie trafiło – spółka to część Grupy Safran skupiającej wiodące firmy przemysłu lotniczego i kosmicznego na świecie. Ma 15,5 miliarda euro przychodów rocznie, zatrudniając na całym świecie 69 tys. osób. Dlaczego stawia hangar w Sędziszowie Małopolskim? Bo tu władze jeszcze dopłacają do pensji tokarza i spawacza.
To czubek góry lodowej, bo przedstawiane jako sukcesy największe inwestycje z 2014 roku też opierają się o wielomilionowe dotacje – General Motors i Volkswagen. Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych informuje, że zwolenianie podatkowe co najmniej do 2020 roku uzyskali producent materiałów budowlanych Homann Holzwerskstoffe i producent materiałów budowlanych Steico. Miliony, i to w gotówce, dostaną: firma kurierska UPS czy SolarWinds, a nawet bank Nordea, a wszystko to z wdzięczności za zatrudnienie nowych pracowników. Dla porównania, kurierzy z Siódemki, polscy producneci kolektorów Watt i Hewalex, albo banki Leszka Czarneckiego ( jedne z ostatnich w Polskich rękach), mogą tylko pomarzyć o takim wsparciu. Na kilkadziesiąt umów Ministerstwa Gospodarki z inwestorami tylko jedna dotyczyła polskiej firmy – Mlekowita.
Zwolennicy hojnych dopłat do inwestycji zagranicznych firm jak Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli, przekonują, że im więcej stworzonych w ten sposób miejsc pracy, tym lepiej: – Chcemy doprowadzić do sytuacji, gdy pracodawcy zaczną konkurować o pracowników, a wówczas będę zmuszeni podnieść płace – mówił. I przekonywał, że należało licytować się o Jaguara. Niestety od 11 lat obecności w UE zagraniczni inwestorzy wciąż widzą w nas zasoby taniej, a dobrze wykwalifikowanej siły roboczej. Mit o korzyściach z kupowania miejsc pracy obala raport firmy doradczej EY. Według ekspertów, z 167 tys. miejsc pracy stworzonych w polskich strefach ekonomicznych utrzymanych zostało 58 tys. – prawie dwie trzecie etatów przeminęła, gdy skończyły się przywileje podatkowe.