Nie ma nic lepszego niż długo wyczekiwany nowy sezon ulubionego serialu. Fani tego typu rozrywki dzielą się na dwie grupy. Pierwsza z nich, to ci, którzy co tydzień oglądają odcinek i nie mogą doczekać się kolejnego. Druga to ci, którzy czekają kilka tygodni, żeby w weekend obejrzeć całość za jednym zamachem. Wiele osób czuje presję oglądania seriali. Najlepiej wszystkich, jak leci. Żeby mieć o czym rozmawiać ze znajomymi.
Eksperci
Jak to, presję? Seriale to już nie tylko bardzo popularna forma rozrywki, ale często społeczny obowiązek. Zwykle w grupie znajomych znajdzie się przynajmniej jedna osoba, która jest na bieżąco z nowościami. Podczas spotkań towarzyskich zalewa nas pytaniami o to, czy widzieliśmy już serial, o którym nawet nie słyszeliśmy.
Nasz entuzjazm po odkryciu, że niedługo będzie kolejny sezon na przykład „Orange is the New Black”, studzi natychmiastowo, mówiąc, że zna daty wszystkich premier i ma nawet do tego specjalną apkę w telefonie. Można mieć niemal stu procentową pewność, że mamy do czynienia z „binge watcherem”, który połyka cały sezon serialu na raz, ewentualnie w weekend.
Podane na tacy
Wtedy zastanawiamy się, jak on to robi. Kiedy znajduje na to czas, przecież pracuje. Bo seriale to czasochłonne hobby. Na przykład, obejrzenie całej "Gry o Tron" zajmuje około 50 godzin - pięć sezonów, po 10 odcinków, które trwają około godzinę. "House of Cards" to prawie 39 godzin, bo do tej pory wyszły tylko 3 sezony. Rekordowo dużo czasu trzeba poświęcić na serial "Dexter", którego 8 sezonów, po 12 odcinków zajmuje ok. 96 godzin. Czyli równe 4 dni. Bez snu, z przerwami na przygotowanie posiłku zjadanego przed ekranem.
Dla serialowych fanatyków powstają strony, które mają ułatwić im życie. "NaEkranie.pl", "TV Showclub", "Data Premiery", "TV Nights". Ich twórcy dbają o to, żeby wszystko było jasne. Wiemy więc kiedy i gdzie, mamy informacje o serialu, czasem opis odcinka. Do tego, zarejestrowani użytkownicy mogą stworzyć swoją własną listę i obserwować tylko te ulubione. Nic tylko oglądać, a potem rozmawiać o swojej pasji na imprezie czy nawet w pracy.
Kłopoty zaczynają się, kiedy skończenie sezonu traktujemy jak zadanie do wykonania. Wiemy, że to przyjemne, ale też zdajemy sobie sprawę z tego, że wypada to robić, a nawet należy. Serial to coś, co musimy „skonsumować”, aby nie być wykluczonym z grupy, w której się obracamy. Nie być tym najgłupszym z klasy, leniuchem. Żeby tylko być ciekawszym rozmówcą. To nie wszystko. Nie każdą produkcję wypada oglądać. Chyba nikt nie przyzna się do tego, że jest fanem seriali z TVN-u.
Spoiler Alert
Wielu z nas było kiedyś w takiej sytuacji. Rozmowa ze znajomymi o niczym konkretnym. Ktoś był na fajnym koncercie, ktoś obejrzał nowy serial. Zaczyna się temat nowego sezonu, na przykład "House of Cards". Nagle okazuje się, że utknęliśmy w drugim sezonie, nie możemy przez niego przebrnąć. Wtedy rozmowa się ucina. Ludzie reagują na dwa sposoby. Miły, kiedy stwierdzają, że nie będą kontynuowali rozmowy na ten temat, żeby nie psuć nam przyjemności oglądania. Drugi w stylu: w takim razie, nie mamy o czym gadać. W obu przypadkach nikt nie zdradza tego, co dzieje się w trzecim sezonie, bo zasada "bez spoilerów" jest święta.
Dlaczego podchodzimy do seriali tak na serio? Przede wszystkim łatwo nam utożsamić się z bohaterami. Łatwiej, niż w przypadku filmów fabularnych, ich pokochać lub znienawidzić. Po drugie, przyzwyczajamy się do stylistyki serialu, doceniamy jego walory wizualne, mamy czas na to, żeby skupić się na grze aktorskiej, muzyce. Dostrzegamy, że wszystko ze sobą współgra, a realizatorzy są konsekwentni. Zawsze wyłapiemy gorszy odcinek. I jest to rozrywka dostępna dla niemal dla każdego.
Dobrym podsumowaniem tego tematu są słowa mojego znajomego, który kiedyś postanowił mi się wyżalić – Cały dzień w pracy myślę o tym, że wieczorem obejrzę serial, ale ta presja powoduje, że mi się odechciewa. Wolę obejrzeć coś, co mi się podoba, a nie to, co oglądają wszyscy. Chciałbym, żeby nie było seriali, które wypada i nie wypada oglądać.