Ponad jedna czwarta Polaków ze swoimi problemami zdrowotnymi zamiast do lekarza, zwraca się do dr. Google . Zjawisko pogłębia się, bo do lekarza coraz trudniej się dostać, a jeśli nawet już się uda, to nie zawsze jest on w stanie poświęcić nam tyle czasu, ile byśmy oczekiwali. Niestety poszukiwanie w sieci pomocy w sprawach zdrowotnych może skończyć się źle, a nawet tragicznie.
Lekarze ostrzegają, że dr Google nie ma odpowiednich kwalifikacji i z wielu powodów do informacji zdrowotnych zamieszczanych w internecie powinniśmy podchodzić z rezerwą. Oto 10 faktów, które powinny dać nam do myślenia zanim oprzemy się na diagnozie i zaleceniach internetowego doktora:
1. Strona stronie nie równa
Internet to wielki śmietnik. Znajdziemy w nim rzeczy przydatne, ale też takie, z których nie należy korzystać. Informacji związanych ze zdrowiem nie szukajmy w serwisach reklamowych, na stronach oferujących „jedyne naturalne i skuteczne leki” na raka, stwardnienie rozsiane, nadciśnienie, pasożyty i wszystko inne co dręczy ludzkość. Tam przeczytamy o wątpliwych metodach, które co najwyżej pomogą wypełnić kieszenie osobom, które sprzedają różne podejrzane preparaty, nie mające nic wspólnego z lekami.
Strony, którym w miarę można zaufać, to te prowadzone przez znane towarzystwa naukowe czy lekarskie, medyczne portale branżowe, federacje lekarskie. Przydatne i wiarygodne informacje możemy też znaleźć na stronach prowadzonych przez instytucje państwowe lub instytuty medyczne i naukowe. Niestety informacje zawarte na tych stronach bywają często mało zrozumiałe dla przeciętnego człowieka, który nie wiele ma wspólnego z medycyną.
2. Na forum możesz się pokłócić a nie wyleczyć
Szukanie porad zdrowotnych na forach internetowych to nie jest dobry pomysł. Zwykle piszą ludzie niezwiązani z medycyną, na zasadzie: ja miałam takie a takie wyniki i wyszło, że jestem chora akurat na to schorzenie. No i oczywiście biorę takie leki, które tobie też na pewno pomogą.
Niestety nasz organizm jest tworem dość skomplikowanym, to co pomogło jednemu forumowiczowi, nie musi pomóc innemu. Oczywiście wspieranie się nawzajem osób chorych to nic złego, a wręcz ma to pozytywne skutki. Jednak porady lekarskie udzielane przez kogoś, kto nie jest lekarzem, a np. mechanikiem samochodowym czy sprzedawcą, niekoniecznie wyjdzie nam na zdrowie.
3. Wikipedia prawdę ci powie
Internetowa encyklopedia bywa przydatna, szczególnie jeśli wiemy już co nam dolega i szukamy informacji na temat naszej choroby. Zwykle jest to dość wiarygodne źródło, ale bywa, że nie znajdziemy tam wielu haseł, które nas interesują, a opisy chorób bywają napisane tak skomplikowanym językiem, że robimy się jeszcze bardziej chorzy po ich przeczytaniu.
4. Panie doktorze, proszę badać przez Internet
Niektórzy zamiast ustawiać się w wielomiesięcznych kolejkach do specjalisty myślą, że będzie szybciej, gdy poproszą o poradę doktora z zaufanego serwisu internetowego. Takie serwisy rzeczywiście pojawiły się w sieci, ale niestety nie ma siły, żeby lekarz zdiagnozował nas przez Internet. Nawet jeśli prześlemy badania, opiszemy objawy, to lekarz powie nam jedynie, że przypuszcza iż to może być to schorzenie, a nie inne, jednak zawsze na koniec napisze nam, że powinniśmy osobiście stawić się u specjalisty. Nie ma innej możliwości, lekarz człowieka musi zobaczyć. Czasami specyficzne zmiany w naszym wyglądzie lub zachowaniu mogą zupełnie zmienić diagnozę lekarską. Zresztą, prosta sprawa, jak lekarz ma nas osłuchać przez internet?
5. Poradzą jak umyć podłogę, upiec ciasto i wyleczyć tarczycę
Serwisy poradnikowe to częste źródło, na które trafiamy przez dr. Google, szukając pomocy w dolegliwościach zdrowotnych. Informacje zamieszczane w tych serwisach bywają zgodne z prawdą, jednak są płytkie i bardzo ogólne, co może nas naprowadzić na zupełnie niewłaściwy trop zdrowotny.
6. Czytelniku jesteś niepowtarzalny, pamiętaj o tym
– Każdy z nas jest inny i ma inne problemy zdrowotne, dlatego porada lekarska musi być zindywidualizowana – mówi nam dr Michał Sutkowski, lekarz rodzinny, rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce.
Trzeba pamiętać, że nawet jeśli dwie osoby chorują na tę samą chorobę, to mogą dostać zupełnie inne zalecenia od lekarza. Może to być związane z płcią, wiekiem, chorobami współistniejącymi np. alergiami.
7. Gdzieś dzwoni, ale nie wiadomo, w którym kościele
– Pacjenci przychodzą i mówią, że czytali w internecie o swojej przypadłości. Jednak te informacje są bardzo wyrywkowe, przetwarzane przez samych pacjentów, którzy czasami mają niewielką wiedzę medyczną. Jeśli jednak przedyskutujemy sprawę, to nie mam pretensji, że wcześniej szukali informacji w sieci – podsumowuje dr Sutkowski. Dodaje, że w internecie panuje medyczny chaos, dane są wyrywkowe i nie trzymają się całości.
– Nigdy nie będziemy pewni czy to jest wiedza, czy niewiedza, czy może zwykłe bajdurzenie.
8. Z praktyki lekarskiej: kaszel leczony internetowym syropkiem
– Zdarzają się przypadki, że przychodzą do mnie pacjenci z powodu przewlekłego kaszlu i duszności. Na wizytę przynoszą wyniki wielu badań. Wyczytali w sieci, że mogą mieć astmę, przewlekłe nieżyty dróg oddechowych, a nawet refluks żołądkowy. Stąd byli już u wielu lekarzy, różnych specjalizacji. Zrobili masę badań i nic. Wtedy, po wywiadzie z pacjentem, na bazie wyników ewentualnych, dodatkowych badań jestem w stanie stwierdzić co może być przyczyną ich dolegliwości. A mianowicie duże prawdopodobieństwo, że podłożem kaszlu jest stres, lęki, silne emocje. Czyli zaburzenia psychosomatyczne, a więc takie, których nie leczy polecany w internecie syrop, tylko psycholog – mówi lek. med. Jarosław Górnicki, alergolog z Centrum Medycznego Scanmed Multimedis w Warszawie.
9. Z praktyki lekarskiej: kot - zabójca nienarodzonych dzieci
– Często przychodzą do mnie przerażone ciężarne. Mają w domu kota, a wyczytały w internecie, że można się od niego zarazić toksoplazmozą, która jest bardzo niebezpieczna dla płodu. Czy powinny więc na czas ciąży oddać zwierzaka komuś z rodziny, przyjaciół? Zawsze odpowiadam, że to krzywdzące działanie. Nie tylko dla pacjentki, ale i kota. I przypominam. Toksoplazmozą od kotów można zarazić się przede wszystkim przez kontakt z odchodami tego domowego zwierzaka. Postawmy więc na higienę. Nie dotykajmy kociej toalety gołymi rękami, tylko zakładajmy do
tego rękawiczki. Używajmy specjalnego szpadelka do kocich nieczystości, a jak to nie wystarczy, poprośmy kogoś innego, aby w okresie naszej ciąży sprzątał po kocie. Zadbajmy o to, aby kot nie miał kontaktu z innymi kotami. Należy też przebadać zwierze w kierunku toksoplazmozy – mówi lek. med. Magdalena Radomska, ginekolog-położnik z Centrum Medycznego Scanmed Multimedis z Wrocławia.
10. Od pacjentki dr Google: jedna z większych głupot na temat autyzmu
Przykładem skrajnej głupoty z internetu jest ta oto teoria, że od częstego przemieszczania/podróży niemowlak może zachorować na autyzm. Nasza czytelniczka, która wyczytała tę teorię w internecie, a jej dziecko dosyć długo nie podnosiło główki udała się do neurologa, myśląc, że może to jest przyczyna wolniejszego rozwoju dziecka. Dziecięcy neurolog skwitował sprawę jednym zdaniem: Aha, to wszystkie ludy koczownicze miałyby autyzm... Dziś dziecko naszej czytelniczki jest przedszkolakiem i – jak sama mówi – jeśli miałaby szukać u niego jakichś zaburzeń, to prędzej będzie to ADHD niż autyzm…