
Jarosław Gowin, który jest obecnie najbardziej prawdopodobnym kandydatem PiS-u na ministra obrony, uraczył nas wczoraj kilkoma interesującymi wypowiedziami na temat jego autorskiej wizji przyszłej polskiej armii. O ile mogą odetchnąć z ulgą wszyscy ci, którzy bali się powrotu powszechnego poboru do wojska, to jednak na spokojny sen nie pozwolą im nie do końca jasne zasady powoływania do nowej formacji – Gwardii Narodowej. Ma być ona wzorowana na jej amerykańskim odpowiedniku. Jeśli przyjrzeć się wersji ze Stanów Zjednoczonych, można odnieść wrażenie, że podstawowa różnica między nią a normalnym wojskiem polega... jedynie na nazwie.
Od paru dni nasz tytułowy bohater buduje swój wizerunek jako silnego wodza, postać odznaczającą się odwagą i patriotyzmem. Jego wypowiedzi są zdecydowanie mocne w tonie i zdradzają dużą pewność siebie. Jak to pasuje do jego nieco flegmatycznego stylu bycia i stłumionej zazwyczaj energii, godnej fachu filozofa, pozwolę sobie pozostawić prywatnej ocenie czytelników. Niemniej z jego wizją naszych sił zbrojnych należy się poważnie liczyć – o ile schowany w cieniu Jarosław Kaczyński nie dokona jeszcze jakichś przetasowań, będzie ona w zarysowywanej nam obecnie postaci realizowana. Nic bowiem nie wskazuje na to, że jest jedynie jakąś PR-ową zagrywką.
Nie przywrócimy poboru powszechnego. Uważamy, że to jest nieefektywny sposób zwiększania bezpieczeństwa. Alternatywą dla poboru powszechnego jest idea obrony terytorialnej. (...)W polskim społeczeństwie jest ogromny potencjał patriotyzmu, rozkwitają coraz liczniejsze organizacje obronne, paramilitarne. Jeżeli wygramy wybory i stworzymy rząd, to budowa obrony terytorialnej będzie jednym z priorytetów Ministerstwa Obrony Narodowej.
Napisz do autora: manuel.langer@natemat.pl
