Prawie nikt o nich nie słyszał jeszcze parę dni temu, teraz nie schodzą z czołówek gazet i portali. Pretensje powinni mieć właściwie głównie do siebie – ich przekonania skłoniły ich do tego, by być ciałem bez głowy, tzn. lidera. Teraz, wbrew sobie samym, go mają i pozostaje im jedynie umacniać wizerunkowo Adriana Zandberga na tej pozycji (i wtedy mają szansę na jakikolwiek sukces), albo ponownie skazać się na polityczny niebyt. Z wizyt bohatera drugiej debaty w przeróżnych mediach widać już jednak jaką opcję wybrali.
Polityka z twarzą i bez niej
Wszystkie ugrupowania biorące udział w walce o Sejm od samego początku miały swoich liderów i to oni w dużej mierze zadecydowali o sympatii ludzi. Jarosław Kaczyński dla zwiększenia szans na wygraną PiS-u schował się w cień i wysunął do przodu Beatę Szydło, by to na nią padały światła fleszy (owszem, w końcówce kampanii ewidentnie widać, że w swej drugoplanowej roli nie wytrzymał. Ciekawe czy w ostatecznym rozrachunku jego partii to zaszkodzi...). Ewa Kopacz marną pozycją PO w sondażach udowodniła, że nadaje się na zastępcę, a nie następcę Donalda Tuska. Partia Kukiza zainteresowanie społeczeństwa zawdzięcza praktycznie tylko postaci swego przywódcy. Tak samo rzecz się ma z Januszem Korwin-Mikkem.
Kiedy ludzie z partii Razem krzyczeli w swoich sloganach, że "inna polityka jest możliwa" mieli na myśli nie tylko zmiany społeczno-gospodarcze, do których chcieliby doprowadzić. Chodziło im także o model funkcjonowania formacji politycznych. Sukces Zandberga pokazał im czarno na białym jak bardzo byli w błędzie nie mianując lidera. Niestety, przypuszczalnie jest już za późno, by na jego popularności zbić kapitał 5 proc. potrzebny do znalezienia się w parlamencie. Skąd w ogóle wziął się ich pomysł by występować w wyborach bez lidera
Obsesje radykalnej lewicy
Współczesne europejskie ruchy o lewicowym zabarwieniu, niezależnie od kraju w którym występują, mają ewidentną manię na punkcie słowa "demokratyczny". Wszystko musi być budowane na zasadzie koncyliacji, dialogu, kompromisu. Są przecież głosem ludu, posiadanie na szczycie kogoś, kto by mówił innym, co mają robić, spajał całość i jednoznacznie nadawał kierunek jest więc złe. Głos każdego jest ważny i każdy powinien być słyszany. Jedną z głównych przyczyn, dla których radykalna lewica może sobie na taką postawę w ogóle pozwolić jest prosty fakt, że ruchy te przede wszystkim nie opowiadają się ZA czymś, tylko przede wszystkim PRZECIW czemuś.
Partia Razem ma w swoim programie zapisy, które wielu ludzi nazwałoby rewolucyjnymi. Nie będziemy mieli ku temu okazji, ale byłoby ciekawe móc zobaczyć ich u władzy jak próbują je wprowadzać. Z pewnością spotkałyby się one z gwałtownym oporem różnych sił i grup mających realny wpływ na politykę. Czy ludzi przyzwyczajonych do rozwiązywania wszystkiego na drodze dialogu byłoby stać na bezkompromisowe przepchnięcie swoich postulatów? Wątpliwe.
Przypadek greckiej Syrizy, która w upokarzający sposób skapitulowała przed Unią Europejską i Międzynarodowym Funduszem Walutowym jest tu najlepszym przykładem. Jeśli więc chce się coś znacząco zmienić trzeba nie tylko mieć lidera, ale musi też on być zdolny w danej sytuacji rozwiązywać problemy inaczej niż przy pomocy dialogu, jeśli druga strona nie wykazuje ku takowemu woli. Musi umieć bezwzględnie postawić na swoim.
Lider wymogiem skuteczności
Psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego stwierdza, że bez lidera w dzisiejszych czasach prawdopodobnie nie da się funkcjonować. Z wielu badań wynika, że przywództwo jest zawsze potrzebne. Społecznie i historycznie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że taki lider istnieje. Malinowski wskazuje też, że taka jest po prostu logika świata – jeżeli chcemy być skuteczni ktoś musi grupą rządzić. W innym wypadku zaczyna działać mechanizm rozproszenia odpowiedzialności (przy braku wyraźnego przywództwa czym więcej osób składa się na grupę, tym większe prawdopodobieństwo, że żadna z nich w danej sytuacji nie podejmie się działania. Wynika to z naszej naturalnej skłonności do konformizmu w takich sytuacjach).
Nasz rozmówca wskazuje, że o ile posiadanie lidera jest koniecznością, by ruch mógł skutecznie działać, o tyle warto zaznaczyć, że taka osoba nie musi być przywódcą autorytarnym. Może sprawować swoją władzę także w sposób koncyliacyjny. To który model jest lepszy zależy już od konkretnej sytuacji. Ekspert odnosząc się już stricte do sytuacji partii Razem wskazuje też na to, że żyjemy obecnie w bardzo medialnym świecie, gdzie posiadanie rozpoznawalnej twarzy jest bardzo ważne. Jego zdaniem środki masowego przekazu do niedawna pomijały Razem właśnie z powodu braku przywódcy, do którego by się mogły konkretnie odnieść.
Co będzie dalej z Razem
Czy pozytywne szaleństwo wokół Zandberga będzie dla jego partii lekcją, która zdoła zaprocentować w przyszłości zupełnie innym spojrzeniem na kwestię przywództwa? Czy też formacja wróci do swych arcydemokratycznego modelu zaraz po wyborach? Tego dowiemy się już za parę dni. Ważne jest, że przez swoje zaślepienie i wielomiesięczne, uporczywe obstawanie przy nieposiadaniu lidera przypuszczalnie przegapili szansę na zaistnienie w sejmie przez najbliższe 4 lata, a do kolejnych wyborów mogą zwyczajnie nie dotrwać.