Paweł Kukiz może mieć problem z utrzymaniem "w kupie' swoich posłów
Paweł Kukiz może mieć problem z utrzymaniem "w kupie' swoich posłów Fot. Kamila Kubat / AG

Brak pieniędzy z budżetu plus koncepcja klubu poselskiego jako luźnej zbieraniny działaczy od prawa do lewa – oto gotowy przepis na sejmową porażkę ugrupowania Pawła Kukiza. Dziś, trzy dni po wyborach, wszyscy posłowie mienią się idealistami, ale pokusy mogą się okazać zbyt silne. Kilku parlamentarzystów od Kukiza już wcześniej orbitowało wokół PiS...

REKLAMA
"Choćby 10 złotych"
Kukiz zaimponował. Jako zwolennik likwidacji budżetowych subwencji dla partii politycznych zadeklarował, że do wyborów startuje jako ruch, a nie partia, przez co nie dostanie przysługujących partiom kilku milionów złotych. W sytuacji, gdy Kukiz'15 dopiero buduje swoje struktury, to bardzo odważna decyzja. Ale choć jest prawdą, że dzięki niej muzyk i jego ludzie dostaną kilka punktów za wiarygodność, potencjalna strata może okazać się dużo większa.
Mówi były skarbnik jednej z partii: – Ja sobie tego nie wyobrażam. Środki z subwencji są bardzo ważne. Kukiz dostanie pieniądze z Sejmu na klub, w wysokości 1,2 tys. zł na posła. Ale rezygnacja z subwencji oznacza kłopoty w budowaniu struktur. W całym kraju jest 41 okręgów, gdzie trzeba otwierać biura, zatrudniać osoby i tak dalej. Środki zgromadzone z prywatnych wpłat mogą okazać się niewystarczające.
Ludzie Kukiza przekonują, że skoro udało się w przypadku zakończonych sukcesem kampanii - wcześniej prezydenckiej, potem parlamentarnej – uda się także teraz. Tyle że bieżące funkcjonowanie ruchu to co innego niż kampania wyborcza. Poza tym Kukiz wszedł do Sejmu bardziej za sprawą "antysystemowej fali" niż udanych kampanijnych działań. Już w sierpniu brakowało mu pieniędzy i apelował do sympatyków, by się zmobilizowali. "Choćby 10 złotych" – wzywał na Facebooku.
– Kolejna kampania będzie dla niego dużo bardziej wymagająca. I będzie wymagała większych środków. My w partii każdą złotówkę oglądaliśmy kilka razy, bo oszczędzaliśmy na kampanię wyborczą – zaznacza mój rozmówca.
Licząc na frukta
Nawet gdyby Kukiz dostał subwencję, pojawiałyby się głosy wieszczące szybki rozpad jego klubu. Słychać je było jeszcze zanim dostał się do Sejmu. Bo działacze ruchu Kukiz'15 to konglomerat osobowości, różnych poglądów i wizji. Na listach znaleźli się narodowcy, związkowcy, korwiniści z Kongresu Nowej Prawicy, wolnościowcy ze Stowarzyszenia KoLiber.... Tak też będzie w Sejmie, a wisienką na torcie jest raper Liroy. Gdy przyjdzie do pracy nad konkretnymi ustawami, łatwo o programowy zgrzyt, który może zakończyć się rozłamem.
Przypomnę, że w naTemat przewidywaliśmy, że listy wyborcze Kukiza będą się sypać na długo przed dniem głosowania. I tak się stało. Wzajemne oskarżenia, rezygnacje, zerwane kontakty – wybuchła prawdziwa wojna domowa.
Podobny scenariusz w Sejmie za sprawą odcięcia budżetowej kroplówki staje się jeszcze bardziej prawdopodobny. Jak to dobrze ujął w swoim komentarzu publicysta Jan Mencwel, posłowie ugrupowań takich jak Kukiza są towarem dla większych partii. I zacznie się na nich polowanie.
Oczywiście sami zainteresowani będą temu zaprzeczać. Tak robi pytany przeze mnie o tę sprawę Stanisław Tyszka, poseł Kukiza, do tej pory działacz Polski Razem Jarosława Gowina. Czy jest zagrożenie przepływu posłów do innych partii? – Nie ma. Poczekajmy, a zobaczymy, że to inne kluby prędzej się rozpadną. Nasz jest spójny, jesteśmy zwartą grupą. Nie ma mowy o żadnych przepływach – odpowiada.
"Jestem pewny na... 99 procent"
Są powody, by w to nie wierzyć. Można pokusić się o tezę, że pierwszą partią, która ostrzy sobie zęby na posłów Kukiza, jest PiS. W klubie parlamentarnym Kukiz'15 są co najmniej dwaj działacze, którym wyjątkowo blisko do partii Kaczyńskiego.
Pierwszy to szef Zarządu Regionu Gorzowskiego "Solidarności" Jarosław Porwich. Już przed wyborami samorządowymi mówiło się, że może wystartować z list PiS. Potem jednak skonfliktował się z politycznymi partnerami.
– Propozycja złożona przez PiS była nieadekwatna do siły, jaką reprezentuje "Solidarność". Nie jesteśmy skazani na siebie. Jesteśmy zupełnie odrębną organizacją. A do niektórych w PiS to nie trafiało – tłumaczył.
A co mówi dziś? – Poszczególne regiony "S" mają duża autonomię i ja sobie ceniłem niezależność. Czy będę z Kukizem, dopóki będzie w Sejmie? Jestem o tym przekonany, na 99 proc.. No chyba, że... W polityce sytuacja jest dynamiczna. Jeśli wydarzy się coś nadzwyczajnego, będę ostatnią osobą, która zejdzie z pokładu. W żadną stronę mi się nie spieszy – przekonuje w rozmowie z naTemat.
Drugi potencjalny kandydat na uciekiniera to Józef Brynkus, wykładowca akademicki, który był już członkiem PiS. – Powody? To raczej były preteksty, i do tego wyimaginowane. Bzdurnie zabrzmiał argument, że publicznie krytykowałem władze PiS w okręgu. Do momentu, gdy mnie nie usunięto nigdy tego nie robiłem. A i teraz unikam tego, bo program PiS jest mi bliski – mówił w jednym z wywiadów, jeszcze zanim wystartował z list Kukiza.
Widać więc, że wcale nie jest tak, że "antysystemowcom" bardzo daleko do systemowych partii. A z każdym tygodniem w Sejmie będzie im coraz bliżej...

Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl