Lady Gaga postanowiła dzisiaj ostatecznie odwołać swój występ w Indonezji. Jednym z najliczniejszych krajów muzułmańskich na świecie, gdzie rosnący w siłę ekstremiści grozili jej śmiercią tak skutecznie, że odwagi zabrakło nawet tej uwielbiającej emocje i kontrowersje artystce. Nie ona jednak pierwsza (i zapewne nie ostatnia...) przegrywa walkę między religią a rozrywką, która na całym świecie trwa od lat.
Jak oficjalnie poinformowali organizatorzy azjatyckiej trasy koncertowej Lady Gagi, występy w Indonezji odwołano nie dlatego, że wokalistka przystaje na argumentację przeciwników jej twórczości, ale ze względu na poważne obawy o zapewnienie bezpieczeństwa podczas show. Indonezyjscy ekstremiści islamscy zapewniali bowiem, że ich ludzie wykupili mnóstwo biletów na koncert i nie zawahają się spróbować przerwać obrazoburcze w ich opinii wydarzenie przy użyciu przemocy. Tłumy poirytowanych demonstrantów miały czekać na piosenkarkę także już na lotnisku w Dżakarcie i towarzyszyć jej na każdym kroku. Zdaniem przeciwników występu Lady Gagi, jej wyzywające stroje i tematyka tekstów piosenek stanowią zagrożenie dla cnoty indonezyjskiej młodzieży.
Z muzułmańskimi ekstremistami jakiś temu przegrała także inna gwiazda, piosenkarka soulowa Erykah Badu. Jej na występ odgórną decyzją nie pozwoliły władze państwowe Malezji, gdzie Islam konstytucyjnie stanowi religię państwową. Choć wcześniej urzednicy wydali wszelkie zgody na koncert, odwołali go na dzień przed tym, gdy miał się odbyć. Wszystko dlatego, że w jednej z malezyjskich gazet ukazał się artykuł, którego bohaterką była Badu. W jego treści nie było nic niestosownego, ale na jednym z ilustrujących go zdjęć widać było wyraźnie tatuaż artystki z napisem "Allah". Dlaczego więc wywołał wściekłość malezyjskich muzułmanów? Ponieważ w konserwatywnej tradycji islamskiej nie dość, że zakazuje się tatuaży, to już w ogóle nie wolno używać w takich celach imienia "Allah". Tatuaż Badu był więc dla wielu muzułmanów obelgą. Z wcześniejszej zgody na koncert gorączkowo tłumaczyć musiał się minister kultury Malezji, który publicznie zapewniał, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co i gdzie wytatuowane ma Erykah Badu.
Nie każda rozrywka dobra dla dobrego człowieka
Marylin Manson
Jeden z rekordzistów...
W świecie rozrywki jest jednak kilka takich artystów, którzy przy okazji każdej trasy koncertowej zakładają chyba, że część terminów koncertów jest ustalona tylko po to, by wywołać kontrowersje i te show nigdy się nie dobędą. Do tego grona z pewnością należy Madonna i Marilyn Manson. Manson był kiedyś swego rodzaju "ekspertem" od odwołanych koncertów, szczególnie na początku swojej kariery, gdy w latach 90-tych nawet za oceanem wielu ludzi oburzało znacznie więcej, niż dzisiaj. Gdy więc ten absolwent katolickiej szkoły opowiadał o marzeniach, by znaleźć się w piekle, czy przechwalał się ekstremalnymi dokonaniami seksualnymi, w roku 1997 różne grupy religijne w USA doprowadził do tego, że nie odbyło się ponad 20 jego koncertów.
W długoletniej karierze Madonny podobnych przypadków też nie brakuje. Bojkotowano lub próbowano bojkotować ją chyba pod każdą szerokością geograficzną, od USA po Chiny. Wielkie kontrowersje udało jej się wywołać także wtedy, gdy zaplanowała sobie, że da wielki koncert dla Polaków w jedno z najważniejszych świąt kościelnych w naszym kraju, czyli w święto Wniebowstąpienia Maryi Panny obchodzone 15 sierpnia. Choć wśród naszego w ok. 90 proc.katolickiego narodu wszystkie bilety zostały wyprzedane na pniu, wiele osób, które w muzyce Madonny nie gustują, próbowało stawić opór temu wydarzeniu.
Koncertować po polsku
Madonna
M.in. za "Like a Prayer" przez wielu wierzących znienawidzona do dziś
Najgłośniej protestowali rycerze Fundacji Pro Polonia. Apelowali o odwołanie koncertu na drodze administracyjnej u prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, a także u samego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Popierał ich wówczas nawet Lech Wałęsa, który sugerował, że może spróbować przekonać gwiazdę do zmiany terminu. Wszystkie wysiłki gorliwych katolików poszły jednak na marne i koncert się odbył. Wiele osób mówiło po nim, że było jednak co najmniej przeciętny. Być może to była kara boska. Na pewno Madonna poczuła się z tworzeniem kontrowersji nad Wisłą jednak tak dobrze, że tegoroczny show zaplanowała na kolejną "świętą" dla Polaków datę. Wystąpi w stolicy 1 sierpnia, gdy cała Warszawa będzie czciła pamięć bohaterów Powstania Warszawskiego.
Zresztą polscy artyści również nie mają łatwego życia, gdy na drodze staje im religijność rodaków. Najlepiej przekonał się o tym nie tylko Nergal, któremu za obrazoburczy występ na scenie groził nawet wyrok, ale i ulubieniec całej rzeszy konserwatystów Kazik Staszewski i zespół "Kult". "Idzie ludzi tysiąc tysięcy, na Jasną Górę idzie. Stoją ludzi tłumy wielkie i modlą się do rzeźb. Tysiące, tysiące, tysiące ludzi, świecą świeta stworzone przez ludzi. Tysiące ludzi płaci, aby się od grzechu wypłacić..." - śpiewa Kazik w piosence zatytułowanej "Religia Wielkiego Babilonu".
I między innymi własnie z tego powodu "Kult" niemile widziany był przez duszpasterza i wiernych z jednej z parafii w Kłodzku. W petycji przeciw organizacji koncertu w ich mieście pisali, że zespół Staszewskiego gra muzykę "alternatywną i psychodeliczną", której "do tej pory nie było w Kłodzku". I tym razem sacrum z profanum jednak przegrało.
Zbyt religijne, zbyt nie religijne...
Bywa natomiast, że problemem w organizacji wielkiej imprezy rozrywkowej nie jest wcale alternatywność, wyuzdanie, czy inne tego typu powody, a własnie jej zbyt religijny charakter. Taki przypadek miał miejsce np. kilka lat temu w Wielkiej Brytanii. Organizatorzy Corringham Winter Festival uznali wówczas, że do noworocznego charakteru imprezy w żaden sposób nie pasują... kolędy. Repertuar taki, jak "Cicha noc" mógłby bowiem godzić w dobre samopoczucie wyznawców innych religii, niż chrześcijaństwo. Organizatorzy tak cenili sobie świeckość, że nie wzięli nawet pod uwagę, że w okolicy mieszka zaledwie 1 proc. muzułmanów, trochę niewierzących i 75 proc. ludzi deklarujących się jako chrześcijanie.
Zbyt mało chrześcijański charakter okazał się tymczasem mieć musical "Jesus Christ Superstar", który rosyjska grupa "Rock Opera" z Sankt Petersburga miała wystawiać wiosną na Białorusi. W świeckim z założenia państwie okazało się, że cerkiew ma jednak tak wielkie wpływy, że z dnia na dzień jej hierarchowie byli w stanie doprowadzić do odwołania koncertów, które miało odbyć się w Mińsku i Homel. Musical znalazł się na celowniku wierzących dlatego, iż uznali oni, że widowisko opowiadające w nieco nietypowy sposób o życiu Jezusa Chrystusa nie jest najlepszą rozrywką na czas Wielkiego Postu.