
Wystąpienie pani Elbanowskiej w Sejmie miało miejsce w marcu tego roku. Niemal palcem wytknęła wtedy Zespół Szkół w podwarszawskich Michałowicach. Że w gimnazjum szerzy się narkomania, nie mówiąc o przemocy i alkoholu. A podstawówka to hurtownia, do której mają iść 5-latki. Dyrektor aż się zagotował. I zaczął domagać się od Karoliny Elbanowskiej przeprosin. – Dzwoniłem nawet do Sejmu i żądałem udostępnienia mównicy, by powiedzieć prawdę – mówi nam oburzony Andrzej Olęcki.
Słowa pani Elbanowskiej zbulwersowały wtedy niejednego nauczyciela, wielu rodziców i władze gminy. – Wszyscy wtedy latali wściekli, że tak oczerniła naszą szkołę. Zastanawialiśmy się dlaczego. Patrząc na inne szkoły publiczne, nasza jest przecież bardzo nowoczesna – słyszę od jednego z rodziców.
Do takich placówek dzisiaj są wysyłane dzieci 5-letnie. (…) Właśnie w Michałowicach do takiej szkoły, gdzie już dzisiaj są ogromne problemy lokalowe, gdzie jest maleńka świetlica, gdzie dzieci, na korytarzu, jedzą z plastikowych pudełek dostarczone przez firmę cateringową jedzenie, pan wójt posyła obowiązkowo wszystkie 5-latki, wyrzuca je z przedszkola. Czytaj więcej
Tu trzeba przyznać – sytuacja już się zmieniła. W tamtym czasie szkoła organizowała jadalnię dla dzieci (wcześniej sami rodzice woleli, by przy szkole podstawowej powstało gimnazjum, a nie stołówka), teraz jadalnia już funkcjonuje, a dzieci jedzą posiłki na normalnych talerzach. Pięciolatki zostały w przedszkolu. Ale niesmak pozostał. Zostało nadszarpnięte dobre imię szkoły.
Dyrekcja zespołu szkół w Michałowicach odczytała te słowa jednoznacznie. – Opluć nas było bardzo łatwo. Ci państwo nie zadali sobie jakiegokolwiek trudu, by zasięgnąć u źródła informacji na temat naszej szkoły – mówi oburzony dyrektor.
Szkoła jest wielka – prawie 900 dzieci. Gdy 25 lat temu dyrektor zaczął jej szefować miał 343 uczniów. – Szkoła jest rozbudowana do granic możliwości. Całą działkę już zająłem. Rozrastają się świetlice. Jedną zrobiłem w swoim gabinecie. Sam się przeniosłem do mniejszego pomieszczenia – mówi. I z dumą opowiada, czym szkoła może się pochwalić.
– Jak można taką szkołę linczować i nie przeprosić? – pyta. Dzwonił do fundacji państwa Elbanowskich, była rozmowa z pracownikiem. – Obiecano mi telefonicznie, że dostanę przeprosiny, ale na tym się skończyło. Powiedzieli, że to nie było o nas – przyznaje Andrzej Olęcki.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
