
Histeria wybuchła. Podobno u deweloperów są kolejki, a bankowcy i pracownicy pośredników finansowych nie są wstanie obronić roboty papierkowej. To wszystko przez rzekomo „drastyczną zmianę” warunków udzielania kredytów hipotecznych w przyszłym roku.
Banki już czują, że za trzy tygodnie odpadnie im spora część klientów. Zwłaszcza tych u progu dorosłego życia, którzy kupują pierwsze mieszkanie, mają jeszcze mało oszczędności, albo część zgromadzonych zasobów planowali wydać na urządzenie mieszkania. – Jeśli planował pan zakup mieszkania, to tylko teraz. W nowym roku wchodzi wyższy wkład własny i wyższe marże bankowe na kredyty. To już ostatnia szansa, aby przy małych nadkładach kupić mieszkanie. Podoba się panu oferta? Jutro możemy umówić spotkanie – właśnie taki telefon od swojego banku odebrałem kilka dni temu. To nie wszystko, w podobnym tonie gorączkę pobudzają deweloperzy.
Z dnia na dzień klientów jest coraz więcej. Wiele osób jeszcze przed końcem roku chce sfinalizować całą transakcję: podpisać umowę na zakup mieszkania oraz umowę kredytową. Śpieszą się zarówno single, zainteresowani głównie kawalerkami i rodziny potrzebujące trzypokojowych i większych mieszkań. Wszyscy obawiają się, że od Nowego Roku kredyt hipoteczny będzie znacznie droższy
Banki planowały, że wspomogą klientów oferując swego rodzaju ubezpieczenie tych dodatkowych 5 procent. Zgodnie z rekomendacją U, obowiązującą od połowy bieżącego roku, banki nie mogą jednak zarabiać na polisach ubezpieczeniowych. Dlatego chciały sfinansować brakujący wkład własny poprzez podniesienie marży kredytu. Plan ten właśnie legł w gruzach. Komisja Nadzoru Finansowego wydała decyzję, że takiej praktyki nie będzie można stosować.
Mimo srogiej lekcji z kredytów frankowych, banki nadal dzielą się na te zdroworozsądkowe, ostrożne i konserwatywne oraz „walczaków”, którzy dla szybkich marż, wyniku i zdobycia pozycji rynkowej gotowi są dawać kredyt prawie każdemu. Są więc tacy gracze, którzy już teraz uprzejmie witają zwłaszcza klientów, którzy mają 20 proc. wkładu własnego. Dają do zrozumienia, że jeśli ktoś ma mniej oszczędności, to powinien zacisnąć pasa lub bardziej się postarać.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
