
– To było chore. Matki latały wokół tych dzieci, cały czas im wytykając: stój tak, uśmiechnij się i popraw te włosy! Musztra pełną gębą – mówi Karolina Sudolska, która wybrała się ze swoim dwuletnim synkiem na jeden z castingów do reklam. To co tam zobaczyła, przerosło jej oczekiwania.
Castingi do reklam, seriali, filmów, programów telewizyjnych to nic nowego. Małych aktorów szuka się już wśród noworodków, zapotrzebowanie jest uzależnione od typu reklamy. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że zarówno podejście niektórych rodziców pozostawia wiele do życzenia, jak i sama organizacja takich sesji z udziałem dzieci.
Jeżeli rodzice bardzo często stawiają dziecko w takich sytuacjach: idź na konkurs, idź na casting, musisz wygrać – to od najmłodszych lat pokazują mu, że wygląd zewnętrzny i prezencja są najważniejszymi czynnikami w życiu i to również warunkuje ocenę rodziców, a także kształtuje określone wartości u dziecka.
W oczekiwaniu na naszą kolej miałam okazję przypatrzeć się z bliska niektórym weterankom castingowym. Były 2 mamusie – prawdziwe rodzicielskie potwory, które cały czas gadały jak dziecko ma się zachować. Jedna z nich ćwiczyła ze swoją, na oko 2 letnią córeczką, uśmiechy "A teraz uśmiech nr 3! Pamiętasz? Nie! Nie tak!". Miałam wrażenie, że tresują własne dziecko ja psa albo zwierzę w cyrku!
Przerażają mnie te wszystkie małe miss i rodzice, którzy ciągają małe dzieci po castingach, żeby tylko realizować swoje ambicje... zależy jak wygląda casting, bo pewnie czasami bardziej otwarte i wygadane dziecko może mieć przy tym jakąś zabawę, ale jak dla mnie na tak duży stres ma jeszcze czas.
Każdy uważa swoje dziecko za wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Dla niektórych udział w reklamie to inwestycja w przyszłość, dzięki której dają dziecku szansę na karierę w telewizyjnym świecie. Gorzej jednak jeśli w tej dziecięcej wyjątkowości dostrzega się tylko okazję, która przynosi konkretne zyski. Wtedy dziecko przemienia w maszynkę do robienia pieniędzy. I to nie małych.
Na sesjach widzę mamuśki, które wyglądają jak szare myszki, a ich córeczki wręcz przeciwnie – prawdziwe gwiazdy. Ostatnio widziałam otyłą, niezbyt zadbaną mamę, która nie odstępowała córeczki na krok, wmawiając co chwila: "jesteś śliczna, zrób to najlepiej, bądź uwodzicielska" itd. Dziewczynka miała zaledwie kilka lat, ale już była zmanierowana i wiedziała jak skupić na sobie uwagę.
– Była reklama, sesja przedłużała się. Dziecko się już przelewało przez ręce, a ze strony produkcji było parcie na jeszcze jedno ujęcie. Musieli zakończyć na tym co mieli, bo matka się nie zgodziła poświęcać zmęczonego dziecka do dalszej pracy. Jest przepis ustalający długość kręcenia reklam z dziećmi, ale nierzadko się to nagina. Normalnie jak jest reklama to ciśniesz do oporu –dodaje Anita, która ma za sobą setki takich produkcji. Jak zdradza nie jest to świat, który uwzględnia dziecięce potrzeby i wrażliwość.
Zmanierowani mali profesjonaliści, będący stałymi bywalcami castingów, to ofiary nieodpowiedzialności swoich rodziców. Wprowadzanie dziecka w świat pieniędzy i pracy tak wcześnie i to do środowiska, które cały czas ocenia i wybiera, może nieść poważne konsekwencje w rozwoju małego aktora.
Pamiętam 6-letniego weterana reklamowego, który mówił jak dorosły, co dotąd robił, jakie ma portfolio, gdzie grał i kogo zna. Prawdziwy mały profesjonalista. Wiedział jak się zareklamować „pracodawcy”. Ale on akurat chyba chciał to robić i się dobrze z tym czuł. I chociaż niektóre dzieci też się z tym dobrze czują to nie wiadomo czy to dla nich na dłuższą metę dobre. Jeden może mieć faktycznie zdolności aktorskie, a inny traci dzieciństwo. Na planie jest strasznie dużo czekania, nie jest to łatwa praca. Czasami się trafi reżyser co wrzeszczy na dzieci. Oczywiście stara się tego nie robić, ale czasami nerwy puszczają...
Napisz do autorki: kalina.chojnacka@natemat.pl
