W najbliższą sobotę Komitet Obrony Demokracji organizuje kolejne manifestacje co najmniej w kilkunastu miastach Polski. W Warszawie – o godzinie 12.00 – przed Sejmem. Pierwsza taka akcja w ostatnią sobotę przyciągnęła ogromne tłumy. – Politycy bardzo się bali, że przyjdzie za mało ludzi. Ale nagle z dwóch stron w Alei Szucha walił gęsty tłum. Ostatecznie włączyło się 70 tysięcy. Zobaczymy, jak będzie w najbliższą sobotę – mówi naTemat Mateusz Kijowski, lider KOD.
Oczywiście, że ma się dziać. Mamy już zgłoszenia od kilkunastu miast, ale podejrzewam, że będzie ponad 20. Będzie się działo bardzo. Dużo.
Ilu ludzi pan się spodziewa?
Trudno powiedzieć, ale zainteresowanie jest ogromne. W zeszłą sobotę do Warszawy przyjechało mnóstwo ludzi z Poznania, ze Szczecina i Wrocławia, a w tych miastach też były przecież duże manifestacje po kilka tysięcy ludzi. Jeśli tym razem w Warszawie będzie mniej ludzi, to znaczy, że tamci manifestują w swoich miastach. Tamten sukces nas uskrzydlił. Nadał pędu komunikacyjnego. Ale jesteśmy na tyle młodzi stażem, że nie potrafimy przewidywać. Gdybyśmy oddolnie organizowali autobusy, by dowozić ludzi, to byśmy wiedzieli dokładnie, ilu może ich być. Ale ludzie sami się organizują. Nie mamy możliwości, ani pomysłu, jak można by to centralnie robić.
Jak wygląda sama organizacja?
Od trzech tygodni KOD ma struktury lokalne. Mamy koordynatorów regionalnych w całej Polsce, a także koordynatorów polonijnych. W Londynie i Brukseli też w sobotę będą manifestacje. Gdy pojawia się sygnał, że jest taka potrzeba, to koordynatorzy biorą się za organizację. Na przykład Bielsko-Biała. Tydzień wcześniej na spotkanie organizacyjne przyszło 20 osób. A w sobotę protestowało 700. Ludzie potrzebują się spotkać, pokazać co naprawdę myślą. By w przyjaznej atmosferze manifestować przywiązanie do najważniejszych wartości, wolności, demokracji. Bez jakiegokolwiek partyjnego uwiązania, bez walki partyjnej.
Bardzo był pan zaskoczony tym, co działo się tamtej soboty?
Ogromnie. To był gigantyczny sukces. Politycy, z którymi byliśmy od początku, mówili, że będzie ciężko, że będzie za mało ludzi, że może nie robić marszu, bo to będzie źle wyglądało, że może lepiej zrobić tylko manifestację.
Bali się?
Bardzo się bali, że przyjdzie za mało ludzi. O 11.30 siedzieliśmy w autobusie i jeszcze mówili: ”Nie, za mało nas jest. Tylko manifestacja”. Mówię: ”Zaczekajcie, zobaczcie, ludzie przychodzą. Na pewno będzie nas dużo. Zaprosiliśmy wszystkich na 12.00. Poczekajmy”. O 12-ej było nas na pewno dużo, a o 12.15 musieliśmy zacząć program oficjalny, który miał się rozpocząć 15 minut później, bo policja nawoływała, że już jest za dużo ludzi i trzeba zaraz ruszyć. Bo nie ma miejsca, z dwóch stron w Alei Szucha walił gęsty tłum. Na środku robiło się ciasno, mogło dojść do przykrych wydarzeń.
Do końca nie było wiadomo, że to będzie marsz?
Politycy się bali, ale ja liczyłem, że będzie dużo ludzi. Może 10 tysięcy. Jak przyjdzie 15 tysięcy to będzie duży sukces. A okazało się, że ostatecznie włączyło się 70 tysięcy.
Podobno im pan płacił, żeby przyszli. Takie kwity krążą w sieci.
Żeby 70 tysiącom ludzi zapłacić po 400 zł to musiałbym mieć 28 milionów złotych. Cieszę się, jak ktoś mi życzy, żebym miał 28 milionów.
Jak pan odbiera ten cały czarny PR, który robi panu prawica?
Praktycznie tego nie widzę, bo mam ważniejsze sprawy. Nie zajmuję się śledzeniem tego, co jacyś źli, czy mali ludzie, o nas piszą. Zawsze się znajdą zawistnicy, tacy, którzy z bezinteresownej zawiści chętnie komuś dokopią. Ale cóż, psy szczekają, karawana idzie dalej.
Co będzie dalej?
22 grudnia będzie koncert, Artyści dla Demokracji. Nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów, ale wszystko wskazuje na to, że będą to artyści z pierwszej linii frontu. A potem Święta. Będziemy czujni i będziemy reagować, jeśli zaistnieje taka sytuacja, która będzie tego wymagać. Patrzymy władzy na ręce. Nie odpuścimy.