Skrajnie mu niechętni mówią, że milczy, bo jego ludzie dostali od Jarosława Kaczyńskiego wpływowe stanowiska i ceną za nie jest cały ten wstyd za ostatnie wydarzenia. Gdyby jednak Jarosławowi Gowinowi w jego politycznym życiu chodziło tylko o "stołki", pewnie nigdy nie opuszczałby Platformy. Kto pamięta Jarosława Gowina pełnego wiary w walkę o ideały i z wielkimi ambicjami, temu trudno uwierzyć, że w pewnym momencie nie zechce popsuć PiS tej rewolucji.
TEKST PIERWOTNIE OPUBLIKOWANY 18 GRUDNIA 2015 roku.
Gowin milczy, Kaczyński się cieszy
Czwartek w Sejmie to był kolejny genialny dzień dla Jarosława Kaczyńskiego. Najpierw jego partia skutecznie rozpoczęła demontaż Służby Cywilnej, który umożliwi hurtowe wyrzucenie z urzędów niezależnych fachowców i zastąpienie ich wygłodniałymi synekur członkami partii wchodzących w skład rządzącej koalicji Zjednoczonej Prawicy. Potem dyskusję nad kolejnym etapem niszczenia Trybunału Konstytucyjnego spędził rozpromieniony na żywych pogawędkach z PRL-owskim prokuratorem Stanisławem Piotrowiczem...
Kolejny genialny dzień prezesa Prawa i Sprawiedliwości był jednocześnie kolejnym dniem milczenia jego najważniejszego koalicyjnego partnera, czyli wicepremiera i prezesa Polski Razem Jarosława Gowina. Wpływowy krakus milczy konsekwentnie od pierwszych dni, od których nowa władza obiecywaną w kampanii wyborczej "dobrą zmianę" zaczęła od ataku na demokratyczny ustrój państwa.
Gowin zapowiedział to milczenie, gdy ostatni raz pokazał się na antenie TVN24 i naprawdę skrupulatnie tej deklaracji się trzyma. Wtedy nowy minister nauki i szkolnictwa wyższego poprosił, by dać mu przerwę w komentowaniu bieżącej sytuacji politycznej, bo musi wprowadzić się w zasady funkcjonowania resortu nauki. Prof. Lena Kolarska-Bobińska nie zostawiła go jednak w tak opłakanym stanie, by musiał spędzać tam 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu i nie mógł od zapowiedzianego milczenia zrobić choć jednego wyjątku na skomentowanie najbardziej gorących spraw.
Jarosław Zawstydzony
Zresztą było do tego blisko, gdy kilka dni temu jedna z dziennikarek namówiła wicepremiera, by na chwilę stanął przed kamerą. Z typowym dla siebie wyraźnym zaciekawieniem zaczął już wsłuchiwać się w pytanie, gdy jednak dotarło do niego, iż dotyczy ono ataku PiS na Trybunał Konstytucyjny... spanikował i uciekł. Tak zachowuje się wielu polityków, ale nie on, który zawsze miał świetny kontakt z mediami. W tym momencie stało się jasne, że Jarosław Gowin nie chce brać na siebie wstydu, który przynosi potężniejszy koalicjant.
Potwierdza to także sejmowa aktywność prezesa Polski Razem, którego trudno ostatnio dostrzec w ławach rządowych. Zaczęła to już wykorzystywać opozycja, której posłowie co chwila pytają z trybuny, gdzie jest koalicjant Jarosława Kaczyńskiego i czy może wypowiedzieć się w sprawie ograniczających demokrację zmian, które Zjednoczona Prawica forsuje. Otoczenie Gowina zgodnie przekonuje, że wicepremier jest na to zbyt zajęty.
"Stołki" to za mało
Wszystko to prawda, ale być może nigdy nie było dla Gowina lepszej okazji, by zacząć sycić swoje wielkie ambicje. Pozycja ministra i zmuszonego do milczenia wicepremiera na to nie pozwala. Nie po to podjął kiedyś próbę przejęcia kontroli przez konserwatystów w Platformie Obywatelskiej i później ówczesne ugrupowanie rządzące opuszczał. Nie po to też podjął się budowania własnej formacji. I nie tylko dla "stołków" Polska Razem dołączył do koalicji z PiS i ziobrystami.
Prawdziwa władza czeka
Notowania PiS zaczynają powoli pikować w dół, ale opozycja wzrasta w siłę przyciągając raczej niezdecydowanych niż rozczarowanych zaskakującym rezultatem "dobrej zmiany". Jeżeli dziś Jarosław Gowin stałby się tym, który przerwałby demontaż demokratycznego ustroju i zaostrzającą się wojnę polsko-polską, zapewne przejąłby nie tylko tych zniechęconych, ale i urwał spory odsetek poparcia PiS. Niewykluczone, że zyskałby też w oczach konserwatystów trwających wciąż przy Platformie.
Co dokładnie grozi Jarosławowi Kaczyńskiemu ze strony niezwykle ambitnego imiennika? Przede wszystkim rozpad wielkiej koalicji, która ma dziś w Sejmie 236 głosów. To tylko pięć głosów "naddatku" do minimalnej większości. Gowinowska Polska Razem to w tym wszystkim zaledwie 8 osób (licząc członków partii i ludzi rekomendowanych przez nią na listy), ale do ukrócenia wszechwładzy Kaczyńskiego wystarczy.
Jeżeli tylko znak do exodus zostałby dany, prawdopodobnie byłby on jednak znacznie liczniejszy, bo nastroje poza wiernym otoczeniem złożonym z wieloletnich przyjaciół prezesa PiS w Zjednoczonej Prawicy nie są najlepsze. A to dlatego, że hasło "dobrej zmiany" przyciągało nie tylko wyborców, ale wielu przyzwoitych ludzi na PiS-owskie listy wyborcze. Takich, którym dziś nie podoba się, że ta zmiana to na przykład uczynienie twarzą partii prokuratora stanu wojennego.
Zamanifestowanie wyraźnego sprzeciwu wobec takiego stanu rzeczy i wyrwanie się na niepodległość nawet z kilkudziesięcioma parlamentarzystami w dłuższej perspektywie może zapewnić Jarosławowi Gowinowi i jego partii znacznie więcej niż te synekury, które teraz zaoferował im Kaczyński. Nawet nazwa Polski Razem zdaje się być idealna, by skutecznie powalczyć o schedę, którą zostawi po sobie dzielące Polaków na lepsze i gorsze sorty PiS.
Mówi się, że Jarosław Kaczyński atakiem na Trybunał Konstytucyjny dopiero otwiera sobie drogę do zakneblowania mediów, oraz upolitycznienia służb specjalnych i całego sądownictwa. Jeśli to prawda, to szybko stawka do zgarnięcia na prawicy i w centrum będzie tylko się powiększała, a chwili przerwania milczenia przez Jarosława Gowina będzie coraz bliżej.
Czeka na niego być może 20-30-proc. kawałek sceny politycznej, którego podstawę stanowi elektorat konserwatywny, ale pozbawiony popychających do skrajności fobii, czy skłonności do uświęcania środków dla rzekomo szczytnego celu. No i brzydzący się person takich, jak Piotrowicz, Kowalski, czy Kryże. Doprowadzenie w odpowiednim momencie do konieczności rozpisania przedterminowych wyborów przez ludzi Gowina to dla nich wielka szansa, by wreszcie skutecznie odesłać Jarosława Kaczyńskiego na emeryturę.
I koniec wstydu...
A nawet jeśli nie udałoby się Jarosławowi Gowinowi odnieść aż tak wielkiego sukcesu, to po prostu odzyskałby... święty spokój. Bo jak zdradzają w rozmowie z naTemat działacze Polski Razem, coraz więcej przyjaciół i znajomych ich prezesa nie przestaje namawiać go do działania przeciw zamachowi na demokratyczny ustrój. - Od dobrych dwóch tygodni nie ma chwili spokoju. Ciągle ktoś się dobija. Szczególnie Kraków i profesorowie. Większość podobno błaga o reakcję, ale paru mu wyparowało, że się za niego wstydzą. Presja jest ogromna - słyszymy.