
O tym się nie mówi, bo ważne są dwa chwytliwe hasła – zlikwidować gimnazja i zabrać 6-latki ze szkół. Ale jakie będą koszty? Jaśkowiak postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i dokładnie sprawdzić, czy szumne hasła w ogóle mają ekonomiczny sens. Miał już zresztą nauczkę z Kościołem, bo przez lata nikt się tym nie interesował. A w zleconym specjalnie raporcie finansowym wyszło, że miasto traciło na kościelnych czynszach ogromne pieniądze. Tutaj opisywaliśmy całą sprawę.
– Bardzo cieszymy się, że prezydent zlecił takie wyliczenia – i teraz, i w przypadku Kościoła. Podziwiam go za tę cywilną odwagę. To nie są cyfry wzięte z sufitu. To konkretne argumenty. W końcu potem i tak samorządy będą musiały pokryć koszty reformy – słyszę od byłej, poznańskiej nauczycielki z 30-letnim stażem. Jolanta Rekucka mówi, że generalnie ocenia prezydenta na 3+ (głównie komunikacja i inne problemy życia codziennego), ale za tę odwagę gotowa jest dać mu 4.
Jacek Jaśkowiak już napisał w tej sprawie list do posłów i senatorów. Z prośbą o ponowne rozważenie wszystkich zmian. Pisze w nim, że w 22 państwach EU dzieci zaczynają edukację w wieku 6 lat, a w Poznaniu w tym roku na 6500 pierwszoklasistów, aż 4105 to sześciolatki.
Ale szkoły to nie wszystko. Władze Poznania boją się też innych zmian. – Poznań nie jest tu wyjątkiem. Zmiany są tak dynamiczne, a pomysły tak ekonomicznie rewolucyjne, że nie dziwię się, iż włodarze miast siedzą, jak na tykającej bombie. Sprawy budżetu czy samorządów mogą zostać podjęte w takim samym trybie, co poważniejsza sprawa Trybunału Konstytucyjnego. I wtedy nagle może się okazać, że prezydent ma do dyspozycji budżet o wiele mniejszy niż zakładał. Z punktu widzenia zarządzania tak wielkim organizmem jakim jest miasto, to oznacza organizacyjną katastrofę – mówi Jakub Jakubowski.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl