To, że Niemcy imali się różnych sposobów, aby wyniszczyć zamkniętą za murami gett ludność żydowską, powszechnie wiadomo. Perfidia Josepha Goebbelsa i spółki nie znała jednak granic. Pewnego razu spec od propagandy wysłał z Berlina do Warszawy kilkuosobową ekipę filmową. Cel był jeden – pokazać, że Żydzi wcale nie mają powodów do narzekań...
W pamiętnikach pisanych przez naocznych świadków eksterminacji własnego narodu mowa o niecodziennym poruszeniu na ulicach Warszawy. Mieszkańcy zamkniętej żydowskiej dzielnicy, na co dzień prowadzący dramatyczną walkę o przetrwanie, ze zdziwieniem obserwowali zdjęcia filmowe, wykonywane przez niemieckich propagandzistów. Ze spojrzeń w obiektyw kamery aż bije niepewność – nie jest to wstyd bądź stres przed aktorską rolą. To obawa o własne życie. Strach przed intencjami ludzi, uznanych już dawno za oprawców.
Filmowcy w mundurach Wehrmachtu, a wśród nich szef ekipy – niejaki Willy Wist, co rusz wydawali Żydom instrukcje. Każdy, kto wchodził w kadr, musiał wiedzieć, jak się ustawić. Wielokrotnie aranżowano zupełnie niewiarygodne sceny. Liczył się efekt – pokazanie "jasnej" strony życia w getcie.
Dziennik Adama Czerniakowa
14 maja 1942 roku. Filmiarze dalej robią zdjęcia. Krańcowa nędza i luksus. O 4.00 (po południu - red.), po powrocie do domu, zastałem umundurowanym funkcjonariuszy filmowych itd. W domu o 8.30 oczekuję filmowców. Prosiłem o zaangażowanie do zdjęć jakiegoś mężczyzny i kobiety, którzy będą pozować. Na drzwiach umieścili szyld z jakimś napisem. Do mieszkania sprowadzono dwie kobiety i jakiegoś amanta. Nakręcono scenę.
W czasie filmowania w domu złapano na ulicy starego Żyda z bródką w szpic. Siedział u mnie w mieszkaniu kilka godzin, ale nie wykorzystano jego fotogeniczności. Wyobrażam sobie, co się działo, kiedy wrócił do domu i usiłował wytłumaczyć żonie, że nic nie zarobił, bo przez 3 godziny odstawiał "gwiazdora".
Nie wiem, czy cię kiedyś spotkam, kolego po fachu? Czy się obaj nie minęliśmy z powołaniem?
Wobec tego, co nakręcili Niemcy, trudno przejść obojętnie. Ale to właśnie na wzbudzeniu w Żydach obojętności szczególnie zależało Wistowi i jego kompanom. Kontrast miał być wyjątkowo rażący. I tak, w typowym żydowskim domu można było ponoć napić się herbaty z porcelanowego imbryku. Mieszkania zdobiły zabytkowe meble, drogocenne szkła. Jak ten obraz miał się do realiów życia w stłoczonych do granic możliwości izbach?
W innym ujęciu – głodujący mieszkańcy, uliczni żebracy, wszędobylskie trupy, ludzie-widma, którzy za kromkę chleba zrobiliby wiele, jeśli nie wszystko. W drugim – bogaci Żydzi, którzy ponoć nie przejmują się niedolą rodaków. Przechodzą obok zwłok i nawet nie spojrzą... Niemcy zabronili im okazywać współczucie, ale widz miał się tego z filmu nie dowiedzieć.
Kolejne sceny świadczą rzekomo o tym, że Żydzi cieszą się w getcie swobodami religijnymi. Niemcy aranżują nawet pogrzeb – kondukt żałobny idzie ulicami na cmentarz, gdzie ciało nieboszczyka, włożone do trumny (!), ląduje w grobie z wszystkimi honorami. W myśl zasady, że zmarłym należy się szacunek...
Co więcej, zamożni, dobrze ubrani Żydzi ucztują w restauracji przy suto zastawionych stołach. Mają wszystko, czego potrzeba. Zamawiają gęsi, ryby, likiery. Brak tu powodów do narzekania, przeciwnie – na twarzach malują się uśmiechy. Zadowoleni goście jedzą, Niemcy filmują. Powtarzają zdjęcia aż do skutku.
To okupanci spędzili Żydów do knajpy i wyprawili obiad... na koszt Judenratu. Adam Czerniaków, przewodniczący Rady, nie ma wyjścia, a swojej bezsilności daje upust w spisywanym na bieżąco dzienniku. Bije się z myślami, dochodzą do niego pogłoski o planowanych wysiedleniach. Dwa miesiące później, po rozpoczęciu wielkiej akcji likwidacyjnej getta, odbierze sobie życia w akcie desperacji.
W czasie wojny niemiecka produkcja nie ujrzała światła dziennego, rolki z taśmą filmową odnaleziono w latach 50. w jednym z NRD-owskich archiwów. Jeszcze długo uważano, że Żydzi uwiecznieni w filmie zachowywali się spontanicznie. Aż do czasu powstania dokumentu "Niedokończony film", który odsłania kulisy jednego z wielu "ambitnych" dzieł Goebbelsa.
Co na to wszystko Wist? Zeznając po wojnie, miał – jak wielu innych Niemców – zaniki pamięci. Tak naprawdę nie wiedział, czemu w maju 1942 roku trafił do stolicy okupowanej Polski...