Na więziennych protokołach z egzekucji największych polskich bohaterów XX stulecia widnieje po kilka podpisów. Także człowieka, który pociągał za spust. To on, starszy sierżant Piotr Śmietański, dowódca plutonu egzekucyjnego mokotowskiego więzienia, strzelał choćby do Witolda Pileckiego.
Pan w sile wieku z charakterystycznym wąsem, wzorowanym być może na pierwszym obywatelu - towarzyszu Bierucie, nieśmiało uśmiecha się z fotografii, która jest jedynym znanym zdjęciem mokotowskiego kata. Na pozór nic nie wskazuje na to, że uwieczniona na kliszy postać to egzekutor, który "eliminował" wielkie osobistości polskiej konspiracji. Towarzyszył straceńcom w ich ostatniej drodze, będącej skutkiem jednej wielkiej sądowej farsy. Dowodził plutonem egzekucyjnym, ale strzelał samotnie - w miejscu, które uchodzi za symbol stalinowskiego terroru.
Ideowy hydraulik? Piotr Śmietański był prawie rówieśnikiem bohaterskiego rotmistrza, którego pozbawił życia. Urodził się 27 czerwca 1899 roku w Zawadach koło Warszawy w rodzinie robotniczej. Wczesne lata życia późniejszego kata są stosunkowo mało znane - wiadomo jednak, że w 1917 roku, podczas I wojny światowej, założył mundur wojskowy - najprawdopodobniej cesarskiej armii niemieckiej. Rok później, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, zamienił go na mundur z orzełkiem. Wziął udział w wojnie z bolszewikami.
Po demobilizacji osiadł w Warszawie z zamiarem znalezienia pracy. Nie było łatwo, wszak ukończył zaledwie cztery klasy szkoły podstawowej, nie zdobywając konkretnego fachu. Poszedł jednak w ślady ojca i zaczął zarabiać fizyczną pracą. Udzielał się w związku zawodowym. Wtedy też związał się ze środowiskiem komunistów (Komunistycznej Partii Robotniczej Polski), prowadzących agitację wśród "robotniczej braci".
W kolejnych latach Śmietański postanowił się ustatkować. Pracował jako hydraulik (musiał się wcześniej dokształcić), założył rodzinę. Ograniczył kontakty z komunistami, za które w Polsce międzywojennej groziły surowe kary. Przed wybuchem II wojny światowej zaliczył jeszcze krótki epizod członkostwa w Polskiej Partii Socjalistycznej.
W czasie okupacji dalej mieszkał w Warszawie, z krótką przerwą na pobyt na prowincji. Trafił nawet na Pawiak, oskarżony - jak wynika z relacji córki - o kradzież (za: Sz. Hermański, P. Wróblewski, "Piotr Śmietański 1899-1950, kat z Mokotowa", [w:] Aparat Represji w Polsce Ludowej 1944-1989, 2012, nr 1).
W 1943 roku związał się z Polską Partią Robotniczą i prawdopodobnie jako jej działacz doczekał wyzwolenia Warszawy. 17 stycznia 1945 roku, czyli dzień wkroczenia do stolicy wojsk sowieckich zapamiętał na długo - właśnie wtedy rozpoczął pracę w warszawskiej bezpiece. Po roku został przeniesiony do Aresztu Śledczego przy ul. Rakowieckiej, podlegającego bezpośrednio Wojewódzkiego Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego.
Sadysta na etacie Zanim został katem (w oficjalnej nomenklaturze będąc najpierw do dyspozycji szefa, a później jako "oficer do zleceń"), pełnił różne funkcje - wywiadowcy, referenta, oddziałowego, agenta zaopatrzenia. Jeszcze nie ochłonął na nowej posadzie, a już zdradzał oznaki sadyzmu i demoralizacji.
O jego postępującej niestabilności emocjonalnej świadczy fakt, że został nawet dyscyplinarnie ukarany za zastraszanie więźniów. Według relacji, Śmietański miał w stanie wskazującym wchodzić do cel, bić osadzonych i wymachiwać bronią, głosząc przy tym pod ich adresem groźby pozbawienia życia. Nie ten jedyny raz więzienny strażnik był przywracany do porządku. Wiadomo, że miał w zwyczaju "wyżywać się" na zwyczajnych obywatelach (a nawet córce!), np. przebywając ot tak, na ulicy.
Przełożeni jednak przymykali oczy na wybryki niezrównoważonego Śmietańskiego, wszak człowiek, który bez skrupułów celował w więźniów, musiał być na wagę złota.
25 maja 1948 roku był dla egzekutora zwykłym dniem pracy. Trzeba było wykonać zadanie, a przy okazji... zainkasować 1000 złotych. Co z tego, że późnym wieczorem - robota to robota. Około 21.30 Śmietański zastrzelił Pileckiego. Widzieli to pozostali zgromadzeni: wiceszef Naczelnej Prokuratury Wojska Polskiego mjr Stanisław Cypryszewski, naczelnik więzienia – por. Ryszard Mońko, lekarz por. dr Kazimierz Jezierski, a także ksiądz kpt. Wincenty Martusiewicz.
Kat Pileckiego i innych - m.in. mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory" i jego podwładnych, niedługo jednak cieszył się zdrowiem. Już w 1949 roku władze wiezienia wysłały go na urlop w związku z powikłaniami w przebiegu gruźlicy. Choroba okazała się śmiertelna - Śmietański zmarł w sanatorium MBP w Korczakowie na Dolnym Śląsku 23 lutego 1950 roku. Pochowano go na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie. Takiego "szczęścia" - godnego pochówku - nie miały ofiary kata z Mokotowa, wrzucone niedbale do dołów śmierci.
ABC egzekucji Jak przebiegały egzekucje, w których wielokrotnie brał udział kat z Mokotowa? Ofiary tzw. mordów sądowych, czyli wyroków fasadowych sądów komunistycznych, były na ogół zabijane strzałem w tył głowy. Innym rodzajem egzekucji, rzadziej stosowanym w przypadku więźniów politycznych, było powieszenie. Wiadomo, że tak zginął gen. Emil August Fieldorf "Nil".
Skazańców prowadzono do specjalnego bunkra za magazynem odzieżowym bądź też zabijano ich w celi obok korytarza prowadzącego do niesławnego X pawilonu. Wyroki wykonywano też w piwnicach.
Zasady egzekucji regulował Kodeks Wojskowego Postępowania Karnego (KWPK), w szczególności specjalny okólnik z 1947 roku. Skazaniec miał być przywiązany do palika przy murze, kilka metrów dalej powinien stać złożony z 5 osób pluton egzekucyjny. Śmierć miała być zadawana poprzez strzały salwą, celowano w serce ofiary.
Strzały jak w Katyniu Przepisy nijak się jednak miały do rzeczywistości. Zazwyczaj wyroki śmierci wykonywano naprędce - szybkim strzałem w kierunku odwróconej ofiary. Często - jak w przypadku Śmietańskiego - w pojedynkę. W przeważającej ilości wypadków celowano w potylicę - tak samo mierzyli funkcjonariusze NKWD w Katyniu w 1940 roku.
Szef Departamentu Służby Sprawiedliwości MON płk Henryk Holder, IX 1946
W szczególności wykonywanie wyroków odbywa się częstrokroć w więzieniach nieomal na oczach innych więźniów. Samo pozbawienie życia skazańca odbywa się poprzez oddanie znienacka strzału, często w kark delikwenta, ciało zagrzebywane jest w pobliżu.
Lakoniczne wzmianka o grzebaniu ciał gdzieś "w pobliżu" wymaga doprecyzowania. Do 1948 roku ofiary "polityczne" z więzienia mokotowskiego były na ogół chowane na cmentarzu na Służewie. Po tej dacie, w związku z koniecznością wyznaczenia nowego miejsca pod pochówki, zamordowanych niedbale grzebano na polu więziennym (tzw. Łączka) cmentarza komunalnego na Powązkach, który w latach 60. włączono do graniczącej z nim nekropolii wojskowej.