Pruszcz Gdański od lat stanowi przedmieścia Gdańska. Tam pracowała Ida Pawłowski.
Pruszcz Gdański od lat stanowi przedmieścia Gdańska. Tam pracowała Ida Pawłowski. fot. Pomorska Biblioteka Cyfrowa

Druga wojna światowa to dramat milionów cywili. Mimo upływu 70 lat, w zaciszu archiwów wiele rodzin nadal poszukuje dawno utraconych bliskich. W trwające od wojny poszukiwania Idy Pawłowski włączyła się jej siostrzenica. Pomaga jej w tym polski historyk.

REKLAMA
Dwa lata temu na Facebooku do Bartosza Gondka, historyka i publicysty z Pruszcza Gdańskiego, napisała Karen Ebner. Prosiła o pomoc w odnalezieniu swojej ciotki – Idy Pawłowski.
Karen Ebner

Szanowny Panie! Jestem Amerykanką, której matka ocalała z II Wojny Światowej w Gdańsku. Mama straciła wielu członków rodziny. Zależy mi, aby ustalić, co stało się z jej siostrą, która zniknęła zaraz po poinformowaniu rodziny, że opuszcza Pruszcz Gdański w furgonetce, należącej do tutejszej poczty. Nikt nigdy ponownie o niej nie usłyszał. Będę wdzięczna za każdą pomoc.

Mama Karen obecnie ma 82 lata i chciałaby otrzymać informacje o losie swojej siostry. Bezskutecznie próbowała odnaleźć ją po wojnie. Jej córka, Karen, wspomina, że historię cioci poznała w wieku 7 lat. Mimo upływu 70 lat, nadal nie udało się ustalić losu starszej siostry Pawłowski. Niestety, archiwa milczą.
Karen Ebner

Chciałabym także wiedzieć czy w Pruszczu był jeden, czy więcej urzędów pocztowych. Moja mama powiedziała, że był to duży urząd. Mam 47 lat. Moja matka 82. Dowiedziałam się o cioci, gdy miałam 7 lat. Od tego czasu zależy mi, aby tę sprawę wyjaśnić.

Oblężone miasto
Bez problemu udało się odtworzyć historię Idy Pawłowski do momentu zaginięcia w 1945 roku. Poszukiwana kobieta urodziła się 9 grudnia 1921 roku w Kolbudach. Pod koniec wojny pracowała zaś na poczcie w Pruszczu Gdańskim. Właśnie z współpracownikami z poczty ruszyła do gdańskiego portu. Na tym ślad się urywa.
logo
Karen Ebner chciałaby odnaleźć siostrę swojej mamy (obie na zdjęciu). arch. pryw. Karen Ebner
Resztę trzeba odtwarzać na podstawie archiwaliów i relacji ludzi ocalonych z oblężenia miasta. Po osobistym rozkazie Adolfa Hitlera Gdańsk, Gdynia i Sopot oraz przyległości zostały ogłoszone twierdzą (festung) i miały być bronione "do ostatniego żołnierza". Siły niemieckie były jednak przetrzebione i miały słabą zdolność bojową. Na początku marca 1945 roku grupa armii Weichsel znalazła się w okrążeniu. Armia Czerwona odcięła miasta od zaopatrzenia i rozpoczęła ostrzał. Kolejnym problemem było kilkaset tysięcy uchodźców z Królewca i okolic.
Cywile, podobnie jak aparatczycy partyjni, próbowali za wszelką cenę dostać się na statki – jedyny transport mogący wyprowadzić ich z piekła oblężenia. Okrucieństwa żołnierzy Armii Czerwonej wywoływały prawdziwą panikę. Gwałty, morderstwa i rabunki były powszechne. Wiadomo, że do portu próbowała przedostać się, wraz ze współpracownikami, również Ida Pawłowski.
Dotarła do portu?
Nie wiadomo czy kiedykolwiek dowiemy się czy Ida Pawłowski dotarła do gdańskiego portu. Ostatni duży statek, ośmiotysięcznik Bernard Essberger, odpłynął z niego 23 marca. Tego samego dnia ostatnie niemieckie jednostki opuściły Pruszcz Gdański.
Może dostała się mniejszą jednostką na Hel i później na pokład MS Goya, niemieckiego frachtowca. Zatonął on 16 kwietnia trafiony torpedą przez niemiecki stawiacz min. Na pokładzie było 6 tys uchodźców, chociaż w rzeczywistości mogło być znacznie więcej.
Zatonięcie MS Goya, było drugą pod względem liczby ofiar, po zatopieniu MS Wilhelma Gustloffa, katastrofą morską w historii. Goya zabrała m.in. urzędników potrafiących obsługiwać telegrafy, a do takich należała Pałwowski. Duża część pasażerów nie figurowała jednak w spisanej naprędce liście, więc nie sposób ocenić czy była wśród nich młoda urzędniczka.
Karen Ebner wciąż poszukuje swojej cioci lub informacji o niej. Pomaga jej lokalny portal poświęcony historii. Nadal jednak brak sygnału o dalszym losie lub śmierci Idy Pawłowski.
Nie znajdą grobów
Historie takie jak Idy Pawłowski nie są rzadkością. Do dzisiaj setki rodzin, nie tylko niemieckich, poszukują swoich bliskich. I chociaż po ponad 70 latach od zakończenia wojny odnalezienie żywej osoby jest niemal niemożliwe, oni wciąż wierzą w postawienie swemu krewnemu chociażby mogiły.
– Takie historie jak Karen Ebner uświadamiają nam, że druga wojna światowa nie jest tematem odległym – mówi Bartosz Gondek, który nadal pomaga przy szukaniu Idy Pawłowski – wiele osób wciąż czeka na to, by dowiedzieć się, co się stało z ich bliskimi i godnie ich upamiętnić.
Poszukiwaniem zajmują się m.in. fundacje jak "Pamięć" czy strona zaginieni1939-45.pl. Wciąż jednak po II wojnie światowej pozostały rejestry zaginionych – ludzi o losie których nic nie wiadomo. Leon Koncewicz, więzień obozu Stutthof, napisał podczas marszu ewakuacyjnego, zwanego też "marszem śmierci": "Zostali bezimienni, bo nikt nie spisał ich numerów i nigdy ich rodziny nie znajdą ich grobów i prochów. Marsz ewakuacyjny zaczął się przeradzać w marsz śmierci"

Napisz do autora: piotr.celej@natemat.pl