- Co więcej można zrobić w tej sprawie? Wypowiedział się prezydent, premier, opinia publiczna, głos zabrał nawet Lech Wałęsa - tak językową wpadkę Baracka Obamy skomentował na antenie TVN24 Grzegorz Schetyna.
Bogdan Rymanowski przepytywał byłego marszałka sejmu ze sprawy, która od wczoraj zajmuje większość mediów. Schetyna zapewniał, że sprawa będzie miała ciąg dalszy, ale już nie po polskiej, a po amerykańskiej stronie. - Na zbliżającej się konferencji dziennikarze na pewno zapytają prezydenta o całe zajście - tłumaczy.
Sikorski: Chcieli dobrze, a wyszło jak zawsze. Poczułem się rozczarowany
Szef sejmowej komisji zagranicznej twierdzi, że stanowisko Polski jest w tej sprawie wystarczająco stanowcze. - Uważam, że powiedzieliśmy już bardzo dużo. Wypowiedzieliśmy się zgodnie, jednym głosem. Wsparły nas nawet media zagraniczne - mówił Schetyna. Według niego teraz piłka jest po stronie Obamy, to on powinien wyjaśnić zwrot, którego użył.
Bogdan Rymanowski dopytywał czy powinniśmy w tej sprawie jeszcze bardziej "dociskać" administrację amerykańską. - Takie działanie świadczyłoby o naszej słabości i kompleksie. Powiedzieliśmy już wystarczająco dużo i dosadnie - wyjaśniał Schetyna.
Wczoraj Leszek Miller w tym samym programie twierdził, że Adam Rotfeld w ramach protestu nie powinien odebrać medalu. Schetyna jest jednak w tych radach ostrożniejszy. - Nie widziałem szansy, żeby na bieżąco zareagować podczas uroczystości - mówił.
Grzegorz Schetyna uważa, że przede wszystkim nie powinniśmy zakładać złej woli w wystąpieniu Baracka Obamy. - On mógł sobie nie zdawać sprawy, że to wywoła taką reakcję w Polsce. Może być tak, że to zwykłe przejęzyczenie. Proszę pamiętać, że określenie "polskie obozy śmierci" przez wiele lat funkcjonowało w USA. Obama mógł się po prostu "wyłączyć" i cytować z głowy - dodaje Schetyna.