Zamek w Łapalicach to niezwykłe dzieło życia gdańskiego snycerza i rzeźbiarza Piotra Kazimierczaka. Mimo upływu ponad 30 lat, wciąż jest nieukończony. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek doczekamy się realizacji baśniowego marzenia, które nawet teraz budzi podziw.
Łapalice to niewielka, nieco senna miejscowość leżąca tuż pod Kartuzami wzdłuż trasy 211, która wiedzie serpentyną wzdłuż Kaszub. Wokół, na pagórkowatym terenie, rozciągają się iglaste lasy i pstrzą srebrem poukrywane w dolinach jeziora. Kaszubi korzystają z potencjału swojego regionu i zakładają liczne pensjonaty i gospodarstwa agroturystyczne. Wśród tego idyllicznego krajobrazu są też Łapalice. Wieś zamieszkana przez niecałe 800 osób.
Łapalice są oblegane przez turystów. Nie przybywają jednak nad jezioro, które coraz bardziej zarasta trzciną i moczarką kanadyjską. Przybyszów w samochodach z rejestracjami z całej Europy interesuje inna tutejsza atrakcja – niezwykły zamek.
Marzenie życia
Zamek ten powstał w...XX wieku. Był marzeniem, dzieckiem i dziełem życia Piotra Kazimierczaka, znanego snycerza, rzeźbiarza i twórcy wyjątkowych mebli. Taki Kaszubski Neuschwanstein, tylko nigdy nieukończony. Historia budowli to bowiem wzloty i upadki a także niepewność, czy ten wyjątkowy obiekt nie zostanie rozebrany.
W 1984 roku rzeźbiarz dostał pozwolenie na wybudowanie na swojej działce domu z pracownią. Według planów powierzchnia miała przekroczyć 1000 metrów kwadratowych. Szybko jednak okazało się, że owa pracownia to nic innego jak... zamek. Kazimierczak od dzieciństwa chciał mieszkać w warowni. Wybudowano potężne fundamenty, na których zaczęły piąć się mury nowoczesnej warowni chronionej przed wzrokiem ciekawskich 4-metrowym murem.
Zamek powstał podobno według osobistego projektu rzeźbiarza, tuż obok wykopano sztuczne jezioro i fundamenty pod odkryty basen. Cała budowla ma prawie 6 tys m kw. Zamek składa się z czterech skrzydeł, są w nim 52 pomieszczenia, 12 wież oznaczonych imionami apostołów. Liczba okien nie będzie chyba zaskoczeniem – 365. Sufity zdobią drewniane kasetony, zaś za dachy odpowiadała ekipa górali.
Skąd jednak Piotr Kazimierczak miał pieniądze na taką inwestycję? Od lat 70. związany był z wymianą z ówczesnymi NRD i RFN. Zajmował się zarówno konserwacją kościelnego wyposażenia, jak i sprzedażą tzw. "gdańskich mebli". Termin oznacza, stylizowane na barokowe ciężkie, czarne: stoły, krzesła i szafy. Biznes kręcił się dobrze, Kazimierczak założył nawet niewielką fabrykę w gdańskiej dzielnicy św. Wojciech.
Późniejsze losy jego biznesu układały się różnie. W 2000 roku Kazimierczak na miejsce zbankrutowanej już firmy powołuje nową. Niestety, rok później wylewa Kanał Raduni i południowo-wschodnie dzielnice Gdańska znajdują się pod wodą. Los ten dotknął także fabryczkę Kazimierczaka, który już z tej katastrofy się nie podniesie. Prace na zamku, wstrzymane jeszcze w latach 90., do dzisiaj nie zostały wznowione.
Kolejną przeszkodą były zmagania samego Kazimierczaka z wymagającym projektem. Zamiast pierwotnego podłużnego budynku ze spadzistymi dachami, wybudował w końcu zamek. W 2006 roku - a więc 22 lata po pozwoleniu – Powiatowy Inspektor Budowlany w Kartuzach nakazał rozbiórkę obiektu. Kazimierczak się odwołał i, o dziwo, decyzja została cofnięta. Później jednak nadano nakaz zaniechania dalszych robót. By go cofnąć trzeba byłoby dokonać ekspertyz stanu budynku i napisać nowy projekt. Rzecz jasna, uwzględniający istniejącą kubaturę obiektu.
Dom dla dygnitarzy PRL-u?
Wybudowanie tak nietypowego obiektu szybko stało się źródłem plotek, które stworzyły miejską legendę. Rzekomo zamek budowano jako pałac dla bonzów z PZPR lub UB-ecji. Kazimierczak miał być tylko podstawionym słupem. Ponieważ komuna się skończyła, budowla nigdy nie została ukończona.
Zwolennicy tej teorii maja nawet swoje "dowody". Pierwszy to ilość materiałów budowlanych – za schyłkowego PRL-u trudno było zdobyć budulec do domku jednorodzinnego, a co dopiero na dwa podziemne poziomy i dziesiątki komnat. Mieszkańcy do dziś wspominają o kawalkadach ciężarówek jadących do posiadłości w Łapalicach. Z tego też powodu gmina wylała wówczas asfalt na szutrową wcześniej drogę. Inwestycja publicznych pieniędzy na ślepy odcinek jezdni ma być dowodem na odgórne sterowanie akcją budowy zamku.
Innymi teoriami spiskowymi był udział w finansowaniu inwestycji przez księdza prałata Henryka Jankowskiego, legendarnego kapelana "Solidarności", później zapalonego biznesmena w sutannie. Zamek miał być też finansowany przez... masonerię, która szukała spokojnego miejsca na swoje spotkania. Najbardziej jednak sensacyjną tezą była ta o rychłym odkupieniu budowli przez Michaela Jacksona.
Hogwart czy hotel
Niedawno jedno z międzynarodowych stowarzyszeń fanów przygód Harrego Pottera chciało zbierać pieniądze na kupno lub dzierżawę zamku Czocha. Gdy okazało się, że to niemożliwe sondowano możliwość pozyskania budynku w Łapalicach. Inne informacje mówią o centrum rekreacyjnym, które miałoby powstać w zamku. Nic jednak nie wiadomo o jakichkolwiek rozmowach. Od powodzi w 2001 roku Kazimierczak unika dziennikarzy.
Niedokończona budowla budzi zachwyt. Znalazła się nawet w obcojęzycznych przewodnikach. Do niewielkich Łapalic do chwila więc jadą samochody, których kierowcy pytają o ulicę nomen, omen Zamkową. Mieszkańcy tylko smutno przyznają, że turyści przyjeżdżają, robią zdjęcia i odjeżdżają.
Wszyscy chcieliby dokończenia budowy by przynosiła Łapalicom nie tylko sławę, ale i zysk. Na razie jedynymi "zarobionymi" na zamku są fotografowie robiący sesje ślubne oraz... sprzedawczynie kaszubskich truskawek. W końcu jak już turyści się zatrzymają by porobić parę zdjęć, to mogą kupić kobiałkę z świeżymi owocami.
Na zamek można się bez problemu dostać, co prawda wiszą ogłoszenia o prywatnym terenie, ale większość odwiedzających je ignoruje. Często można wewnątrz spotkać fotografów, a także miłośników urban explorations. Niestety, zamek dobrze też zna okoliczna młodzież, jego ściany są pomazane w barwy Cartusii Kartuzy, walają się też opakowania po papierosach, prezerwatywach i puste butelki.
Co roku mieszkańcy solidarnie sprzątają wnętrze popadającego w ruinę budynku. Podobno też zamek się zapada w podmokłą kaszubską ziemię i jego dni są policzone. Podobno – bowiem i ta informacja jest tylko plotką przekazywaną z ust do ust.