Stwierdzenie "polskie obozy koncentracyjne" nie schodzi z czołówek światowych gazet. Mówi się o błędzie w przemówieniu, zwykłym przejęzyczeniu, ale nie brakuje też głosów o zwykłych brakach w wykształceniu. Okazuje się, że politycy często nie mają elementarnej - wydawałoby się - wiedzy. Do sieci właśnie wyciekło wideo, na którym Angela Merkel myli Rosję z Niemcami i nie wie, gdzie leży Berlin. A podobne, wręcz "uczniowskie" wpadki zdarzały się już wielu politykom. Zobacz, kto wypadł najgorzej.
Krzysztof Kwiatkowski, były minister sprawiedliwości powiedział nawet wprost, żeby Baracka Obamę zaprosić na lekcję historii do Polski. I choć wiele wskazuje, że niefortunna wypowiedź prezydenta USA była tylko językową wpadką, to wiedza ogólna czołowych polityków świata często pozostawia wiele do życzenia.
Berlin leży w... Rosji
Na YouTube furorę robi film z kanclerz Niemiec. Ta, nazywana przez wielu najpotężniejszą kobietą świata, potęgą nie jest. A przynajmniej nie z geografii. Angela Merkel podczas otwartej lekcji w jednej z międzynarodowych szkół została poproszona o wskazanie Berlina na pustej mapie. Proste i oczywiste? Wydawałoby się, że tak, ale nie dla pani kanclerz. Merkel pomyliła się i nie potrafiła zaznaczyć stolicy swojego kraju.
Nie byłoby to tak oburzające, gdyby przynajmniej nie pomyliła krajów. Niestety tutaj było dużo gorzej. Według niej Berlin znajduje się gdzieś w granicach… Rosji. A dokładniej niedaleko St. Petersburga. Niemcy mają co prawda sporo krajów sąsiadujących, ale Rosja na pewno nie jest jednym z nich.
Prowadząca lekcję szybko wskazała błąd, ale potem wcale nie było lepiej. Merkel była zdziwiona, że kraj, który wskazała to Rosja, dziwiąc się, że jest tak blisko Niemiec.
Merkel nie odróżnia Rosji od Niemiec
Francja, a może Niemcy?
To właśnie geografia wydaje się być największą bolączką polityków. Wiadomo, nie sposób wymagać od nich bycia omnibusem, ale niektóre wpadki po prostu nie przystają. Przekonał się o tym były już prezydent Francji. Nicolas Sarkozy wziął sobie stwierdzenie "Europy bez granic" nieco zbyt dosłownie do serca. Polityk przemawiał we francuskiej Alzacji, która znajduje się około 25 kilometrów od granicy z Niemcami. Nie przeszkodziło to jednak w stwierdzeniu, że właśnie jest w… Niemczech. Błąd tym większy, bo od stuleci Alzacja jest kwestią bardzo drażliwą pomiędzy dwoma państwami. Przez lata przechodziła od jednych do drugich. Wszystko zależało od układu sił. Dopiero od 1944 roku Alzacja na stałe należy do Francji.
"Prezydent Polski, Vaclav Klaus"
Niewiele lepiej kilka tygodni temu zachował się prezydent Bułgarii, który gościł u siebie prezydenta Czech. Wszystko było w porządku do momentu, gdy przywitał go słowami: "witam swojego kolegę prezydenta Polski, Vaclava Klausa". Przeoczenie? Być może, ale potem było jeszcze gorzej. Po tym jak zorientował się, że się pomylił, pozdrowił go jako… prezydenta Czechosłowacji, która nie istnieje od prawie 20 lat. Dopiero za trzecim razem wymienił właściwy kraj z właściwym prezydentem.
W Bułgarii z geografią faktycznie jest coś na rzeczy, bo w kwietniu nie popisał się też premier tego kraju. Bojko Borysow pomylił stolicę syryjską z libańską, mówiąc, że "rozumie niepokój w Armenii w związku z konfliktem w Syrii, skoro w Bejrucie mieszka duża społeczność ormiańska". Jeszcze wcześniej na sucho nie uszła mu wypowiedź o Papuasach, mieszkających w Amazonii
Były premier Belgii też nie miał się czym popisać za czasów swojej kadencji. Poproszony o zaśpiewanie belgijskiego hymnu, zaczął intonować francuską Marsyliankę. Nie potrafił też wyjaśnić, dlaczego 21 lipca w Belgi obchodzi się święto narodowe.
Clinton przemawiał w "Macedonii"
Wracając jednak za ocean. Obama nie jest jedynym prezydentem, któremu zdarzały się naukowe wpadki. Bill Clinton podczas wizyty w Czarnogórze z dumą rozpoczął przemówienie: "bardzo się cieszę, że jestem w Macedonii". Z kolei George W. Bush miał spore problemy z odróżnieniem Słowacji od Słowenii.
W tym mało chlubnym zestawieniu mamy też swoją polską reprezentację. "Mistrzem" gaf jest prezydent Komorowski, któremu media co i rusz wytykają różnego rodzaju wpadki. Jednak nie chodzi tylko o zwykłe przejęzyczenia, a o typową niewiedzę. Tak było w przypadku słynnego już wpisu do księgi kondolencyjnej, w której Komorowski łączył się w "bulu i nadzieji". Te dwa wyrazy są jednym z najbardziej rozpoznawalnych znaków jego prezydencji.
Polskim politykom często zarzucamy brak znajomości języków obcych. Jednak to premier Japonii podczas spotkania z amerykańskim prezydentem zaliczył mega wpadkę. Tłumacze przygotowali go do krótkiej wymiany zdań sam na sam. Miał zapytać "how are you", niestety pomylił się i z jego ust padło pytanie "who are you". Prezydent USA był dośc mocno zaskoczony, ale wtedy na szczęście do akcji wkroczyli już tłumacze.
Walczą o historię w liceach, a sami na studia historyczne przyjmują bez matury z historii
Obiektywnie trzeba przyznać, że część wpadek może wynikać ze zwykłego roztargnienia, przejęzyczenia lub przemęczenia. Niestety problemy ze wskazaniem stolicy własnego państwa czy brak świadomości, z kim się rozmawia jest nie tylko nietaktowne, ale przede wszystkim wstydliwe.