Oszałamiające sceny batalistyczne, porywająca historia miłosna, scenariusz, pełen zwrotów akcji i świetne ujęcia. Te elementy będzie musiała mieć polska historyczna superprodukcja, jeśli chcemy nią osiągnąć sukces na Zachodzie. Minister Piotr Gliński od jakiegoś czasu mówi o realizacji filmu który ma sławić naszą historię i przybliżać innym narodom naszą tożsamość. Być może powstanie on w Hollywood. Zastanawiające jest, jakie wydarzenie może być jego tematem, biorąc pod uwagę rządzącą opcję.
Czego możemy się spodziewać
Jeśli film ma być nastawiony na promocję naszego kraju "na zewnątrz" to będziemy się musieli pewnie pogodzić z uproszczeniami, jeśli chodzi o wierne odwzorowanie wydarzeń historycznych. Jest też wysoce prawdopodobne, że historia będzie stanowiła tylko tło zdominowane przez wątek miłosny. To nie wszystkim się spodoba, ale tak obecnie prezentują się standardy w tego typu produkcjach. Zastanawiające jest, w jaki sposób twórcy będą chcieli pokazać naszą tożsamość, wyjątkowość, Gliński mówi bardzo wyraźnie, że film ma mieć charakter patriotyczny.
Minister kultury podczas zakończenia 23. festiwalu Camerimage w listopadzie powiedział: – Planujemy w najbliższym czasie rozpocząć wielki projekt filmowy. (...) Chcę ogłosić, że polski rząd będzie w najbliższym czasie dążył do stworzenia bardzo dużej produkcji filmowej, promującej polską historię. Ogłoszony będzie konkurs – .
Od tamtego czasu o pomyśle zrobiło się dość cicho. Nie wiadomo co z konkursem, wygląda na to, że nie wybrano jeszcze tematu filmu. W mediach trwają na ten temat spekulacje. Nie wiemy do kogo de facto będzie należała ostateczna decyzja w tym zakresie, niemniej kluczowe wydają się preferencje osób zasiadających w radzie eksperckiej Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Są to Rafał Ziemkiewicz, Piotr Zaremba i Piotr Semka, a także Ewa Stankiewicz, Jan Pospieszalski, Robert Tekieli, Jan Polkowski i Antoni Krauze. Wszystko bardzo znane nazwiska, osób bardzo opiniotwórczych na prawicy.
Co mówią ludzi, którzy będą decydować o produkcji?
Dyrektor Instytutu Magdalena Sroka przy okazji ich wyboru nawiązała m. in. do planów powstania wysokobudżetowych filmów historycznych i tak określiła cel tego typu produkcji: – Opowiadanie własnej historii i jej reinterpretacja to jeden z ważniejszych budulców identyfikacji narodowej i w ogóle tożsamościowej – powiedziała mediom.
Postanowiliśmy zapytać dwójkę najbardziej znanych z ekspertów PISF – Rafała Ziemkiewicza i Piotra Zarembę – poruszenia jakiego wątku w superprodukcji by sobie życzyli. Pierwszemu z nich najtrafniejszym tematem, który mógłby zainteresować światowego widza, wydaje się Monte Cassino. Zauważa, że historia jest znana, tyle,że ludzie poza naszym krajem często nie zdają sobie sprawy, jak ważną rolę w zdobyciu wzgórza odegrali nasi żołnierze. Ze względu na liczne walki batalistyczne publicyście ten motyw wydaje się także bardzo efektowny.
Ziemkiewicz niekoniecznie uważa, że produkcja musiałaby być zrealizowana w Hollywood, jakkolwiek ten pomysł nie wydaje mu się śmieszny. Wolałby jednak by film reżyserował Polak, wskazuje przy tym, że mamy parę wybitnych nazwisk, które mogłyby się tego podjąć. Gorzej jego zdaniem byłoby ze scenariuszem: – W Polsce brakuje nam dobrych scenarzystów. To przecież scenariusz był najsłabszym punktem "Bitwy Warszawskiej". Być może trzeba by było konsultować skrypt z kimś z zewnątrz – mówi dziennikarz.
Osobiście wolałby jednak by zrealizowano – bardziej z myślą o krajowym widzu – coś, co by przypominało w stylistyce serial "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy". Tematem tu, jego zdaniem, mogłaby być walka ludowców-endeków o niepodległą Polskę. Wymienia przy tym takie nazwiska, jak Dmowski, Popławski, Witos, Daszyński. W jego ocenie fascynujące jest to, że odzyskaliśmy naszą państwowość: – Nie tyle przez "machanie szabelką", a takim rzeczom, jak np. ruch samokształcenia.
Zaremba natomiast, oprócz Żołnierzy Wyklętych i Mikołajczyków, także wysuniętych przez Ziemkiewicza, wysnuwa koncepcję filmu obrazującego okres, którym kinematografia polska dotąd niezbyt się zajmowała. – Czekam na fresk latach 1945-1948, który pokazywałby zachodzące wtedy u nas przemiany. Z kraju uwolnionego (co prawda okupowanego przez ZSRR) staliśmy się w tym czasie krajem zniewolonym, na skutek m. in. sfałszowanego referendum i sfałszowanych wyborów – mówi dziennikarz.
Najbardziej oczywistym tematem, który mógłby trafić do zachodniego widza wydaje mu się jednak Monte Cassino, bądź Tobruk. Nie wierzy przy tym w film, który mógłby zrealizować oczekiwania wszystkich Polaków.
Złe wybory?
Można się z tymi typami nie zgadzać, jednak trzeba zaakceptować to, że wymienione motywy mają duże szanse na to, aby właśnie stać się tematem polskiej superprodukcji. Prawica – i nie tylko ona – obawia się przede wszystkim, że film, pomimo dużych środków, może być klapą: nie byłoby miło gdybyśmy znowu o kolejnym "dziele" musieli mówić, że jest "ważne" zamiast mówić, że jest "dobre".
Obawy tego typu najzręczniej wyraził krytyk Michał Oleszczyk na swoim fan page'u: Filmy o wymowie patriotycznej są nam bardzo potrzebne; tak samo, jak są potrzebne Amerykanom, Brytyjczykom i każdej innej nacji szanującej swą tradycję i zainteresowanej kulturową ciągłością trwającą pokolenia. Jest tylko jeden szczegół, (...) mianowicie muszą to być filmy *dobre*. Muszą nie tylko spełniać kryterium tematu, ale i kryterium warsztatowej i artystycznej doskonałości – napisał w grudniu.
Wypowiedzi Glińskiego wskazują na to, że ambicje co do patriotycznej superprodukcji mamy niemałe. Obecna władza wydaje się już być zdecydowana wyłożyć pieniądze na realizację przedsięwzięcia. Czy uda się jej jednak stworzyć dzieło traktujące o losach naszego narodu, które się będzie oglądało z zapartym tchem? Niezależnie od poglądów pozostaje temu pomysłowi kibicować. Na ewentualną krytykę przyjdzie czas potem.