
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – to prawdziwy fenomen. Takich klubów działa już prawie 400, nawet poza granicami Polski otwarto ich już 80. Prawdziwa siatka pełna nastawionych ideowo ludzi. Gotowych zawsze i wszędzie stawić czoła lewakom, liberałom i wszystkim, którzy podniosą rękę na PiS. Teraz jadą do Strasburga. Całe trzy autokary, choć chętnych było dużo, dużo więcej. Mimo istnienia Komitetu Obrony Demokracji, po drugiej stronie aż tak mocnych struktur nie ma i nigdy nie było. Czy jest szansa, by powstały? I czy w ogóle są potrzebne? Czy ktoś wyobraża sobie na przykład Kluby "Gazety Wyborczej"?
Dosłownie chwilę później słyszę od Mateusza Kijowskiego, lidera KOD: – My też działamy. Właśnie lecę do Strasburga, też będzie pikieta. Być może będę rozmawiał z Martinem Schultzem.
Ryszard Kapuściński ma jednak wątpliwości, czy to by się udało, bo – jak podkreśla – w jego klubach ludzi w bardzo silny sposób połączyła wspólna idea. Po drugiej stronie jest trochę inaczej. – Ale niech robią, co uważają – mówi. Na czele siatki KGP stoi od 2006 roku. Pierwszy klub, w Kielcach, ruszył rok wcześniej. Prawdziwa lawina zaczęła się jednak tuż po katastrofie smoleńskiej.
Kluby "Gazety Polskiej" istnieją dziś nawet w bardzo małych miejscowościach. Ryszard Kapuściński sam mówi, że nawet w takich, gdzie oprócz nich, nie ma praktycznie nic. Tworzą się same, "góra" niczego nie narzuca. – Zgłaszają się chętni, my nie wskazujemy żadnego miasta. W niektórych miejscach kluby mają 200 członków, w innych 5. Chcą działać dla dobra Polski, dla dobra lokalnej społeczności – mówi.
Pojawia się pytanie, czy dzisiejsza opozycja i ludzie z nią związani, jest w stanie coś takiego stworzyć. Bo przez lata, gdy była u władzy, niczego takiego nie zrobiła. – Te części społeczeństwa nie były wcześniej aktywne. Może nie były do tego zmuszone, może było im tak dobrze, może nie miały takiej potrzeby? – zastanawia się dr Biskup. Pojawia się jednak nieodparte wrażenie, że część polskiej sceny politycznej rozegrała to lepiej.
Ale teraz sytuacja się odwróciła i partie, które znów chcą cieszyć się poparciem, powinny zrobić jakiś ruch w kierunku organizacji społeczeństwa i jego aktywizacji. Partie, które chcą być u władzy, muszą mieć efektywny kontakt z obywatelami. I tyle.
Ale i sama "Gazeta Wyborcza" na pewno zainteresowana nie jest. – Nie powielamy pomysłów "Gazety Polskiej". Za nami nie stoi czysta ideologia. Nasze główne zadanie to robić gazetę. Nie chcemy być żadną partią. Nie widzimy się w roli ideologów, którzy przyciągaliby ludzi – mówi naTemat wicenaczelny gazety Wojciech Fusek. Jak niby miałoby to wyglądać?
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
