Podczas wczorajszego wywiadu z Dorotą Gawryluk i Krzysztofem Ziemcem premier Beata Szydło mówiła o potrzebie zbliżenia z Rosją. Ocieplenie stosunków może jednak być odebrane jako zdrada przez twardy elektorat Prawa i Sprawiedliwości. Prowadzenie realpolitik przez rząd Szydło może być obarczone ryzykiem utraty poparcia wśród najbardziej zagorzałych wyborców.
Premier Szydło mówiła, że widzi chęć Rosjan do rozmowy. Nieco zdjęła odpowiedzialność z Polski tłumacząc, że: "Cała Europa liczy na nowe otwarcie z Rosją, które wprowadzą trochę świeżości". Ta asekuracja i mówienie o polskich interesach przez pryzmat Europy ma sens.
Zabójca prezydenta W rozmowach ze Wschodem wolelibyśmy by za Polskę wypowiadała się Unia. Z kolei w stosunku do imigrantów, kwestii światopoglądowych, bezpieczeństwa i ogólnie relacjach zachodnich, nasz kraj chciałby zyskać maksymalną możliwą swobodę. Ma to również związek z pewnym ukierunkowaniem na politykę wewnętrzną. Prezydent Rosji Władimir Putin od dawna jest bowiem na cenzurowanym w PiS-ie. Politycy wielokrotnie obwiniali Rosjan o umyślne spowodowanie katastrofy smoleńskiej.
Wielu czołowych polityków, w tym Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz, negatywnie wypowiadało się również o samym prezydencie Putinie. Uwagi te z pewnością nie przeszły bez zauważanie po stronie rosyjskiej. Tzw. "biały wywiad" operujący przede wszystkim na bazie wiadomości medialnych zapewne przygotował niejeden raport o wypowiedziach polityków PiS.
Wśród nich łatwo znaleźć w internecie słowa Adama Hoffmana "Sam uważam, że Smoleńsk to nie był zwykły wypadek. Putin był zdolny do tego, żeby zrobić to, co chciał. A chciał usunąć Lecha Kaczyńskiego"; Stanisław Pięta mówił otwarcie, że Smoleńsk to zemsta Putina, zaś Iwona Arent o tym, że "Putin to morderca" i maczał palce w katastrofie. Próbowaliśmy dodzwonić się do polityków i skonfrontować ich z tymi wypowiedziami, niestety byli nieuchwytni.
Podobnych wypowiedzi znajdziemy wiele. Może to oczywiście zrodzić pewien dysonans w rozmowach z administracją Putina, ale w rzeczywistości PiS najbardziej powinien się bać odbioru wewnątrz państwa.
Mord założycielski
Zbliżenie z Rosją w myśl doktryny realpolitik miałoby zapewne dla Polski pozytywne skutki. Być może udałoby się zdjąć część ograniczeń na polskie mięso i produkty rolne. Może też udałoby się wzmocnić współprace kulturalną oraz jeszcze bardziej otworzyć Zalew Wiślany dla żeglarzy. Wykaz potencjalnych strat jest jednak dla PiS większy.
Katastrofa smoleńska dla środowisk popierających Prawo i Sprawiedliwość była swoistym motywem mimetycznym. Patrząc na odniesienia socjologiczne, doskonale tą sytuację opisał Rene Girard - mord założycielski na koźle ofiarnym cementuje społeczność. Dla środowisk prawicowych katalizatorem była katastrofa smoleńska. Nieufność wobec wyników polskich i rosyjskich śledztw jest jednym z fundamentów poparcia dla PiS.
W prawicowych mediach można przeczytać o tym, ze "mord smoleński był aktem wojny" (Tomasz Sakiewicz) czy o słusznych transparentach: "Putin morderca, Tusk zdrajca". Podobny obraz prezentują popierające partię rządzącą kluby "Gazety Polskiej, czy Solidarni 2010. To żelazny elektorat PiS-u i dla nich właśnie zamach w Smoleńsku jest spoiwem in rzeczą od której wszystko się zaczęło.
Hipotetyczna sytuacja gdy prezydent Andrzej Duda podaje dłoń Władimirowi Putinowi i dogadują się w kwestiach gospodarczych nie jest raczej możliwa. Niezwykle ciężko byłoby wytłumaczyć elektoratowi dlaczego polski prezydent rozmawia z mordercą swojego poprzednika. Polska polityka zagraniczna, która za rządów PO skłaniała się ku otwarciu na Wschód i byciu mediatorem, za rządów Prawa i Sprawiedliwości opiera się na Grupie Wyszechradzkiej. Dlatego zapewne premier Szydło mówiła, że "cała Europa liczy na nowe otwarcie z Rosją". Zapewne nowe otwarcie będzie jednak, jak Putin przestanie być prezydentem Rosji, na co na razie się nie zapowiada.