
Akcja poirytowanych do granic możliwości dilerów samochodowych rozgrzała wczoraj internet do czerwoności. Przedsiębiorcy wywiesili na swoim salonie baner obrażający urząd skarbowy. Teraz firma motoryzacyjna zażądała od niego natychmiastowego usunięcia. Napis zniknął, ale cel osiągnięto. Właściciele nagłośnił problem. Pozostaje natomiast pytanie, czy wywieszanie obraźliwych i wulgarnych haseł na swoim domu, samochodzie, budynku może ujść każdemu na sucho. I jak daleko trzeba się posunąć, żeby sprawa nie skończyła się przed sądem? Zmiana jednej literki często może nie wystarczyć.
Takich rzeczy nie można wieszać nawet jeżeli to jest prawda. Narusza to zwłaszcza dobre obyczaje.
Kontrowersyjny happening nie uszedł oczom Fiata, którego logo widnieje obok czerwonego szyldu. Firma motoryzacyjna zażądała natychmiastowego usunięcia napisów, do czego właściciel salonu się zastosował. Trudno się dziwić, bo takie działanie łamie nie tylko dobre obyczaje, ale również nie jest do końca zgodne z prawem.
Frustrację właścicieli wszyscy jesteśmy w stanie zrozumieć. Każdy z nas niejeden raz na pewno miał podobne odczucia, co poszkodowani przez skarbówkę auto-dilerzy. Złościmy, irytujemy, wkurzamy się na wszystko. Od urzędów poczynając, przez inne firmy, na konkretnych osobach kończąc.
Mało kto posuwa się jednak do tak wyrazistych apeli, jak ten z banerami. Akcja może zachęcić wielu do podobnych rozwiązań, ale radzimy uważać. Granica jest cienka. Z publicznym wywieszaniem czegokolwiek trzeba bardzo uważać, zwłaszcza jeżeli chcemy kogoś obrazić lub oskarżyć. Mimo, że możliwości jest dużo: prywatny dom, firma, budynek, samochód, przyczepka itd. - Na jednej z ulic ktoś wystawił przyczepkę z dużym banerem, na którym oskarża: tak chcieli zabić mogą siostrę. Stoi tak już od dłuższego czasu - mówi Ania, która przyczepkę widzi każdego dnia podczas drogi do pracy.
Na jednej z ulic ktoś wystawił przyczepkę z dużym banerem, na którym oskarża: tak chcieli zabić mogą siostrę. Stoi tak już od dłuższego czasu.
Czy na swoim prywatnym terenie każdy może u siebie wywiesić co zechce? Niekoniecznie. - Wieszać można wszystko, co nie narusza prawa i praw osób trzecich. Wiele zależy od tego, czy napis godzi w czyjeś dobra osobiste. Jeżeli ten przekaz jest zniesławiający, albo nieobyczajny to narusza nie tylko prawo, ale właśnie dobre obyczaje - mówi mecenas Jerzy Naumann.
Konstytucja daje nam wolność wypowiedzi, w tym krytyki organów państwowych. Do czasu, gdy nie ma tam nieprawdziwych słów i wulgaryzmów oraz jest oparte o fakty to jest to działanie dopuszczalne, nawet jeżeli słowa są ostre i daleko idące
Nie pomoże też sztuczka ze zmianą litery w przekleństwie. Co prawda nie ma dokładnego wyrazu, ale wydźwięk i przekaz jest dla wszystkich bardzo dobrze zrozumiały. Tak zrobili między innymi wspominani dilerzy samochodowi. - Myślę, że zmiana literki wcale nie musi tak naprawdę zmieniać przekazu, jaki zakładano sobie wywieszając dany napis. Nie jest to okolicznością łagodzącą - tłumaczy Jerzy Naumann.
Co jeśli nasza irytacja sięgnęła zenitu? Jesteśmy w oczywisty sposób przez kogoś poszkodowani, a wszystkie oficjalne drogi nacisku zawiodły? Wtedy warto spróbować wywiesić coś, co nie jest w żadnym stopniu obraźliwe, ale prawdziwe. Nawet jeśli w oczywisty sposób będzie kogoś "wkurzać".
Zobacz, co na zarzuty odpowiedział urząd skarbowy

