Ma 30 lat, magisterium z politologii i jest wiceministrem sprawiedliwości u Zbigniewa Ziobry. Ale na razie jest o nim głośno z powodu awantury w Sejmie, którą wywołał. Bo Patryk Jaki lubi, kiedy jest o nim głośno. A kiedy media zajmują się nim, Zbigniew Ziobro może spokojnie pracować.
"Mocny punkt rządu" – tak pracę Patryka Jakiego oceniła Beata Szydło. Co innego miała powiedzieć, kiedy spytano ją o dymisję wiceministra sprawiedliwości? Bo choć Patryk Jaki w resorcie zajmuje się m.in. rejestrem pedofilów i dozorem elektronicznym, kilkakrotnie był bohaterem albo autorem medialnych burz i to z nich jest najbardziej znany.
Politolog, nie prawnik
Bo Jaki to bardziej PR-owiec, niż prawnik. Skończył politologię na Uniwersytecie Wrocławskim (zaocznie, o czym nie wspomina w oficjalnym życiorysie). Jego kampaniom wyborczym trudno odmówić skuteczności. Jaki potrafi doskonale zadbać o autoreklamę. Dlatego kiedy Zbigniew Ziobro poszedł na swoje i chciał budować alternatywę dla PiS, Jaki został rzecznikiem partii i jednym z głównych kampanijnych strategów.
Walcząca o przetrwanie partyjka uciekała się do nietypowych środków marketingowych (więcej o tym tutaj). Organizowała dziesiątki konferencji prasowych, na absolutnie każdy temat. Starała się też przekazać swoje postulaty w obrazowy sposób. Swego czasu posłowie Solidarnej Polski wystąpili z zaklejonymi ustami.
Marketing rozpaczliwy
Politycy ugrupowania lubowali się też w różnych transparentach i przypinkach. Nosili wpięte w klapie marynarki symbole ugrupowania, tak jak robi to część polityków innych partii. Ale te Solidarnej Polski znacząco różniły się rozmiarem. Równie finezyjnym rodzajem marketingu było noszenie po studiach telewizyjnych kartki z adresem strony klamstwakopacz.pl.
Teraz równie wysublimowany marketing stosuje Ziobro-minister i zdecydowanie widać w tym rękę Jakiego. Aby uderzyć w Trybunał Konstytucyjny Ziobro prezentował porównanie (jak się okazało zmanipulowane) pracowitości sędziów. Oczywiście na wielkiej kartce. Podobną pokazywał też Jaki, który bronił ataku na Trybunał. Czasami było to dla niego bolesne. Na przykład wtedy, gdy Borys Budka zaczął zdanie od "Nie wiem, gdzie pan poseł kończył prawo, ale mnie uczono, że...".
Wzloty i upadki
Ale na Patryku Jakim takie przytyki nie robią wrażenia. Dzisiaj jest "kimś ważnym" i jest w stanie sporo z tego powodu wycierpieć. Ma umiejętność wychodzenia obronną ręką z trudnych sytuacji. Kilkakrotnie był już blisko wypadnięcia z polityki. Z każdej z takich sytuacji wychodził mocniejszy. Za młodu był radnym Opola wybranym z list PO (o tym także milczy w życiorysie). Ale jego polityczny mentor Janusz Kowalski przegrał wewnątrzpartyjną walkę. Jaki przeszedł do PiS, a w kolejnej kadencji został już szefem klubu radnych – opisywała kilka lat temu "Nowa Trybuna Opolska".
Sam wszedł w wewnątrzpartyjne rozgrywki, za co dostał słabe miejsce na liście w wyborach parlamentarnych. Aby uniknąć marginalizacji zrobił niemal wszystko, by z 8. miejsca wejść do Sejmu. Udało się. Wtedy związał się ze Zbigniewem Ziobrą. Trzeci raz bliski przegranej był w 2014, kiedy Solidarna Polska przegrała wybory do Parlamentu Europejskiego. Ale przyszło zjednoczenie prawicy. Jaki był już wtedy jednym z najbliższych współpracowników Ziobry.
"Przeproś i zejdź"
A to pozwalało mu liczyć na dobrą posadę po wyborach. Mówi się, że Jaki liczył na ministerstwo sportu. Na kongresie programowym w Katowicach przedstawiał nawet część programu dotyczącą sportu. Ale ostatecznie trafił do Ministerstwa Sprawiedliwości, które dzięki nowej ustawie o prokuraturze wyrasta na najpotężniejszy resort. A to rodzi obawy, że w Jakim znowu odezwie się natura PR-owca.
Tak, jak podczas czwartkowej dyskusji poprzedzającej głosowania ws. reformy prokuratury. Jaki wyszedł na mównicę by zadać pytanie. I obwieścił, że w mieszkaniu posła PO Roberta Kropiwnickiego działa agencja towarzyska. Politycy PO głośno wyrazili swoje oburzenie, krzycząc "przeproś i zejdź". Jaki tłumaczył później, że nie pozwolono mu dokończyć, a on chciał tylko spytać o bezczynność prokuratury w tej sprawie.
W istocie jednak całe zamieszanie wyszło PiS na dobre. Bo media zajęły się obyczajowym mini-skandalem, nie skupiając się na treści zmian w prawie. A te dają Ziobrze większe uprawnienia, niż w latach 2005-2007. Ale dzisiaj minister może pracować, nieniepokojony przez nikogo. Wszystkie ciosy zbiera na siebie wiceminister Jaki.