
Materiały z szafy Kiszczaka rozpętały awanturę, w której jak ryby w wodzie czują się fascynaci teorii spiskowych. Niezależnie od tego, czy Lech Wałęsa był TW "Bolkiem", czy też nie, pozwala im to snuć, momentami naprawdę szalone pomysły o genezie i całej dotychczasowej historii III RP.
REKLAMA
Czy należy się zwolennikom teorii spiskowych dziwić? Wiele pojawiających się doniesień w jakiejś mierze potwierdza ich przypuszczenia. Mają prawo wraz z kolejnymi nazwiskami krzyczeć "a nie mówiłem!". Tyle że z informacji, że ten i ów był pod kontrolą bezpieki, buduje się obraz naszej młodej demokracji jako ustroju od początku sterowanego zakulisowo przez służby.
Wydaje się to grubą przesadą. To, że niektórzy dawni prominentni działacze PRL-owscy, czy pracownicy SB byli w stanie jako tako się zabezpieczyć przed ewentualnym pociągnięciem ich do odpowiedzialności, nie znaczy przecież automatycznie, że byli w stanie sterować tym, jak zmieniał się nasz kraj po '89 roku.
Dla PiS-u jednak podsycanie tego typu podejrzeń jest bardzo korzystne. Mobilizuje ich wyborców i pozwala jeszcze wyraźniej rządzący obóz pokazać w opozycji do reszty partii. Coraz więcej obserwatorów zauważa również, że teczki wypłynęły w idealnym momencie. Bardzo skutecznie odciągnęły uwagę od podsumowania 100 dni rządu Beaty Szydło i tego, jak wielu obietnic władza nie dotrzymała.
Zawsze zastanawiały mnie takie postacie, jak Antoni Macierewicz, który wszędzie zdaje się węszyć jakiś spisek. Czy on rzeczywiście wierzy w to, co mówi? Czy po prostu cynicznie głosi pewne teorie, bo wie, że to napędza jego formacji fanatycznie wiernych wyborców?
Maciej Kublikowski, pierwszy przewodniczący siedleckiej "Solidarności", ogłosił, że takie archiwa, jak szafa Kiszczaka to nie odosobniony przypadek. Twierdzi on, że w każdym mieście żyje były funkcjonariusz SB, który jest w posiadaniu kompromitujących dla (lokalnych) elit informacji. Przekonuje, że dzięki temu ludzie ci decydują o sprawach społeczno-politycznych tam, gdzie żyją.
– Odnalezione w domu wdowy po Czesławie Kiszczaku materiały SB dotyczące tajnego współpracownika o pseudonimie "Bolek" to tylko wierzchołek problemu – twierdzi Kublikowski. Od lat wraz z grupą dawnych towarzyszy z solidarnościowej opozycji zajmuje się dokumentowaniem działań SB i wyłapywaniem spisków. Oczywiście nie ujrzeliśmy nic, co by naprawdę pozwalało stawiać tak daleko idące wnioski. Pewnie nigdy nie ujrzymy. Ale dziś o takich ludziach nie można powiedzieć "to szaleniec. Wydarzenia dały im wystarczające podstawy, by mogli napisać całą historię III RP na nowo. A to dla nich spełnienie marzeń.
"Jeszcze nie wiemy, jaki jest nowy plan właścicieli III RP. Ale wreszcie nie będziemy mu podlegać" – obwieszcza szumnie serwis braci Karnowskich w tytule jednego ze swoich artykułów. Pisząc o Wałęsie znajdującym się, ich zdaniem, na smyczy agentury, polskiej, rosyjskiej i co ciekawe, być może także niemieckiej, dowiadujemy się, że to, że Kiszczak miał papiery uderzające w Wałęsę, oznacza, iż służby kontrolowały całą III RP: "Czy naprawdę mamy uwierzyć, że z tej ogromnej władzy nad prezydentem RP i kolejnymi „demokratycznymi” rządami nigdy nie skorzystali?" – twierdzi Maciej Pawlicki.
"Dziś wszyscy, zwłaszcza ci, którzy dotąd w tej sprawie zaciskali oczy, zatykali sobie uszy i drwili z „teorii spiskowych” – musimy otrzeźwieć, odzyskać przytomność. Musimy rozpoznać się w kraju, który został w latach 1989 urządzony i był przez kolejne ćwierć wieku – z niewielkimi przerwami i wolnymi obszarami – rządzony przez ubecję" – kontynuuje autor.
Przyznam, że trudno mi nadążyć za takim rozumowaniem. Co więcej, nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób teczki Lecha Wałęsy miałyby się automatycznie przekładać na to, że agenturze oddany był prezydent Bronisław Komorowski albo premierzy Donald Tusk, Waldemar Pawlak, czy Jerzy Buzek (pomińmy Kwaśniewskiego i Millera, bo usłyszymy, że w ich wypadku to oczywiste).
Śmieszne też jest mówienie o wyjątkach, jakim miałyby być w domyśle czasy rządów PiS-u i prezydentury Lecha Kaczyńskiego (to zapewne autor miał na myśli, mówiąc o "niewielkich wyjątkach i wolnych obszarach"). Nie przypominam sobie jakichś rewolucyjnych zmian z tego okresu, które by przeobraziły życie Polaków, wyrwały ich z "roli najniżej płatnych w Europie pół-niewolników", do której niby ich sprowadzili ludzie kontrolowani przez służby. Pamiętam jedynie skonfliktowanie społeczeństwa ponad zwykłą miarę i kolejny cyniczny rząd obiecujący gruszki na wierzbie.
"Ile decyzji w ciągu ostatniego ćwierćwiecza podjęto nie z myślą o dobru państwa i narodu, ale z myślą o tej szafeczce - albo szufladzie - w domu Kiszczaków?" – pyta w tytule swojego tekstu Jacek Karnowski. Tezę trudno w ogóle traktować poważnie. Dlaczego Tuska, czy Komorowskiego przy podejmowaniu jakiejkolwiek ważnej decyzji miałoby obchodzić to, że ktoś ma dokumenty oczerniające Wałęsę? Nie mówiąc już o tym, że były prezydent od przegranych wyborów z Kwaśniewskim jest już bardziej politycznym celebrytą niż kimś o realnym wpływie politycznym.
Chciałbym móc zrozumieć tok rozumowania prawicy. Co oznaczają w szczegółach te ogólniki mówiące o tym, że III RP była przez ponad ćwierćwiecze kontrolowana przez służby? Niestety obawiam się, że konkretów nigdy nie dostaniemy. Będzie tylko ciągły wrzask mówiący o wszechobecnych spiskach. Wrzask bardzo skuteczny w odciąganiu od rzeczywistych problemów milionów Polaków.
Napisz do autora: manuel.langer@natemat.pl
