Euro za pasem. Trwają ostatnie przygotowania, zjeżdżają się zagraniczne reprezentacje, turniej czuć już w powietrzu. Tomasz Lis tuż przed mistrzostwami pyta selekcjonera Franciszka Smudę o szanse polskiej drużyny oraz nastroje w szatni.
Franciszek Smuda przyznaje, że jest już lekka "nerwówka", czuje zbliżające się mistrzostwa. Ciężko zasnąć kiedy głowa pełna jest różnych myśli. - Na początku myślałem, że bez trudu znajdę jedenastkę na miarę reprezentacji - opowiada trener - później okazało się, że to wcale nie takie proste. Paradoksalnie jednak im bliżej turnieju, tym więcej pojawiało się dobrych piłkarzy - dodaje. Przekonuje, że jest zadowolony z zespołu. Ma jedną zasadę: dawać z siebie wszystko przez cały mecz, żeby nie oszukiwać kibiców.
- To najlepsza jedenastka, jaką możemy mieć - mówi Smuda - zaznaczam jednak, że wbrew pozorom grupa nie jest łatwa. Rosjanie mają bardzo silny zespół, Greków też nie można lekceważyć. To nasz pierwszy turniej takiej rangi, jesteśmy niedoświadczonym zespołem - tłumaczy. Dodaje jednak, że trzeba dobrze zacząć pierwszy mecz, potem będzie lepiej.
Odniósł się także do atmosfery w kadrze. - Media sugerowały inaczej, ale w drużyna ma się bardzo dobrze. Zawodnicy się dogadują, czasem sobie pożartują, ale na meczu lub treningu już żartów nie ma. Trzeba się skupić, żeby kibic nawet po przegranym meczu spotkaniu powiedzieć "dali z siebie wszystko" - komentuje Smuda.
Selekcjoner skomentował także swój zamiar pokazania się na meczach w dresie. - Garnitur mnie paraliżuje, nie czuję się w nim dobrze - tłumaczy - muszę być ubrany po piłkarskiemu, na luzie - dodaje. Przytoczył także historię, która spowodowała u niego niechęć do szykownego stroju. Opowiadał o swoich początkach, jak podczas meczu trzecioligowego ubrał garnitur, było mokro bo niedawno padał deszcz. Chciał podać piłkę zawodnikowi wykonującemu rzut z linii bocznej boiska. Niestety wyciągnął się jak długi na murawie wywołując salwę śmiechu na stadionie. - Wszyscy wtedy "hahaha", a ja powiedziałem sobie, że to wasze ostatnie "hahaha" - żartuje trener.
Nie pozostawił bez komentarza kwestii "farbowanych lisów". Przekonuje, że to nic takiego. W Niemczech w latach 70. nie byłoby mowy o takiej mieszance narodowościowej. Teraz to normalne. - Tak samo robią Holendrzy i Francuzi - mówi - my mamy tylko jednego takiego piłkarza. Ludovic Obraniak potrafi zaśpiewać hymn. Polanski, Matuszczyk czy Boenish pochodzą z Polski, tu spędzili dziecięce lata - tłumaczy.
Trener walczy z kompleksami w kadrze. - Na początku było tak, że moi piłkarze, ci klubowi też, wychodzili z szatni niepewni. Trzeba z tym skończyć, żeby czuli, że grają jak równy z równym.
- Najpierw małymi krokami do celu, potem wszystko możliwe - dodaje Smuda - naszym celem jest co najmniej wyjście z grupy.