Reklama.
Ku chwale cesarza
Wiwisekcja przeprowadzana przez lekarzy z Jednostki 731. / Fot. unit731.org
Pierwsza połowa lat 30. XX wieku. Japonia, po wkroczeniu do Mandżurii, znalazła się na krawędzi wojny z Chinami. Setki naukowców zaczynają prowadzić badania na potrzeby przyszłego konfliktu, wykorzystując do nich żywych ludzi. Proceder, realizowany przez tzw. Jednostkę 731, był utrzymywany w ścisłej tajemnicy. Całością koordynował mikrobiolog gen. Shiro Ishii, który już w 1932 roku został szefem Badawczego Laboratorium Zapobiegania Epidemii w Tokio.
Ofiarami byli zarówno Chińczycy, jak i przedstawiciele innych nacji, w tym Koreańczycy. Eksperymenty obejmowały sztuczne wywoływanie chorób, np. udarów i zawałów serca, czy dokonywanie aborcji. Badano też reakcje "pacjentów" na zastosowanie takich trucizn jak choćby fosgen i cyjanek potasu, ale także broni palnej i granatów! Przeprowadzano wiwisekcje. Wszystko "w imię nauki", ku chwale Jego Cesarskiej Mości.
W czasach II wojny światowej kontynuowano podobne testy pseudomedyczne. Stosowano też broń biologiczną – rozsiewając zarazki tyfusu i dżumy. W lecie 1942 roku na obszar chińskiej prowincji Zhejiang zrzucono wielkie ilości zakażonego ziarna. Żywiące się nim szczury masowo zarażały mieszkańców, wywołując śmiercionośną epidemię.
Ofiarami byli zarówno Chińczycy, jak i przedstawiciele innych nacji, w tym Koreańczycy. Eksperymenty obejmowały sztuczne wywoływanie chorób, np. udarów i zawałów serca, czy dokonywanie aborcji. Badano też reakcje "pacjentów" na zastosowanie takich trucizn jak choćby fosgen i cyjanek potasu, ale także broni palnej i granatów! Przeprowadzano wiwisekcje. Wszystko "w imię nauki", ku chwale Jego Cesarskiej Mości.
W czasach II wojny światowej kontynuowano podobne testy pseudomedyczne. Stosowano też broń biologiczną – rozsiewając zarazki tyfusu i dżumy. W lecie 1942 roku na obszar chińskiej prowincji Zhejiang zrzucono wielkie ilości zakażonego ziarna. Żywiące się nim szczury masowo zarażały mieszkańców, wywołując śmiercionośną epidemię.
"Naukowcy" z Auschwitz
Fotografia wykonana po wyzwoleniu KL Auschwitz, w trakcie oględzin więźniów przez członków radzieckiego zespołu medycznego. / Fot. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau
Pseudomedyczne eksperymenty dokonywane w niemieckim kompleksie obozowym Auschwitz-Birkenau, służyły m.in. udowodnieniu tezy o wyższości "rasy aryjskiej" nad "podludźmi", czyli więźniami. Zgodę na ich przeprowadzanie wyraziły najwyższe czynniki państwowe, w tym Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler.
Więźniów Auschwitz "testowano" kierując się względami biologicznymi, farmakologicznymi bądź chirurgicznymi. Ofiary były m.in. sterylizowane, wywoływano u nich tzw. ciąże mnogie, sztucznie zakażano, obserwując następnie rozwój danej choroby. Ciała "pacjentów" niekiedy zamrażano. Prowadzono też badania nad dziedziczeniem cech ludzkich, m.in. u karłów i bliźniąt. Na więźniach eksperymentowano na osobiste życzenie prominentów III Rzeszy bądź zlecenie firm farmaceutycznych czy też instytutów medycznych.
Wśród sadystycznie usposobionych lekarzy brylował niesławny "Anioł Śmierci", czyli dr Josef Mengele. Otaczał się wieloma zaufanymi "naukowcami", w rzeczywistości sadystami, współodpowiedzialnymi za niewyobrażalne cierpienia więźniów z Auschwitz.
Więźniów Auschwitz "testowano" kierując się względami biologicznymi, farmakologicznymi bądź chirurgicznymi. Ofiary były m.in. sterylizowane, wywoływano u nich tzw. ciąże mnogie, sztucznie zakażano, obserwując następnie rozwój danej choroby. Ciała "pacjentów" niekiedy zamrażano. Prowadzono też badania nad dziedziczeniem cech ludzkich, m.in. u karłów i bliźniąt. Na więźniach eksperymentowano na osobiste życzenie prominentów III Rzeszy bądź zlecenie firm farmaceutycznych czy też instytutów medycznych.
Wśród sadystycznie usposobionych lekarzy brylował niesławny "Anioł Śmierci", czyli dr Josef Mengele. Otaczał się wieloma zaufanymi "naukowcami", w rzeczywistości sadystami, współodpowiedzialnymi za niewyobrażalne cierpienia więźniów z Auschwitz.
Dziecięce męczarnie
Młodociane ofiary jednego z obozów koncentracyjnych na terenie Korei Północnej. / Fot. Zrzut ekranu / Youtube
Od końca lat 60. XX wieku w Korei Północnej prowadzone są eksperymenty medyczne na upośledzonych dzieciach – stwierdził przed rokiem były oficer jednostki specjalnej armii tego kraju, Im Cheon-yong. Podkreślił, że na nieletnich z defektami fizycznymi i umysłowymi testowano broń biologiczną oraz chemiczną. Utrzymywał, że właśnie nieludzkie traktowanie najmłodszych sprawiło, że w latach 90. XX w. zdezerterował z wojska.
– Musieliśmy się przyglądać testom przeprowadzanym na ludziach, by zobaczyć jak umierają – wspominał. Jak dodał, eksperymenty na najmłodszych polegały m.in. na zarażaniu ich bakteriami wąglika. Wcześniej dzieci, stanowiące "obiekty do celów medycznych", były siłą odbierane od rodziców lub odkupowane za kilka kilogramów ryżu.
Z informacji byłego oficera wynika, że takie pseudobadania prowadzono m.in. w ośrodku ulokowanym na wyspie Mayang-do, gdzie znajduje się także baza okrętów podwodnych.
– Musieliśmy się przyglądać testom przeprowadzanym na ludziach, by zobaczyć jak umierają – wspominał. Jak dodał, eksperymenty na najmłodszych polegały m.in. na zarażaniu ich bakteriami wąglika. Wcześniej dzieci, stanowiące "obiekty do celów medycznych", były siłą odbierane od rodziców lub odkupowane za kilka kilogramów ryżu.
Z informacji byłego oficera wynika, że takie pseudobadania prowadzono m.in. w ośrodku ulokowanym na wyspie Mayang-do, gdzie znajduje się także baza okrętów podwodnych.
40-letnie "testy"
Badanie czarnoskórych amerykańskich farmerów, zakażonych kiłą. / Fot. Wikimedia Commons, National Archives and Records Administration / ARC 956104
Zanim Mengele i spółka uczynili z ludzkiego życia pole doświadczalne do pseudomedycznych eksperymentów, w USA wiedzieli już, co to "testowanie" człowieka. Przykładem były wydarzenia, do których doszło w Tuskegee w stanie Alabama.
Wszystko zaczęło się w 1932 roku. Na potrzeby eksperymentu wybrano grupę 600 czarnoskórych farmerów, poddając je rzekomo "terapii". Jak się okazało – o czym nie wiedzieli "pacjenci" – zarażono ich kiłą, po czym obserwowano rozwój choroby. W ten sposób starano się ustalić jej wpływ na układ nerwowy i sercowo-naczyniowy człowieka. Próbowano też dowieść bądź wykluczyć różnice w leczeniu kiły u osób o białym i czarnym kolorze skóry.
Zarażonych, nieświadomych śmiertelnego zagrożenia, nie starano się leczyć, choć skuteczna w tym przypadku penicylina była ogólnie stosowana już zaraz po wojnie. "Testy", mimo śmierci wielu uczestników eksperymentu, trwały 40 lat! Zakończono je dopiero w 1972 roku, po tym, jak pojawiły się pierwsze medialne doniesienia o tym procederze.
Wskutek "badania" zmarło co najmniej 100 mężczyzn. Musiało minąć ćwierć wieku, aby za tę zbrodniczą działalność, dokonywaną przy udziale Amerykańskiej Publicznej Służby Zdrowia, przeprosił prezydent Clinton.
Wszystko zaczęło się w 1932 roku. Na potrzeby eksperymentu wybrano grupę 600 czarnoskórych farmerów, poddając je rzekomo "terapii". Jak się okazało – o czym nie wiedzieli "pacjenci" – zarażono ich kiłą, po czym obserwowano rozwój choroby. W ten sposób starano się ustalić jej wpływ na układ nerwowy i sercowo-naczyniowy człowieka. Próbowano też dowieść bądź wykluczyć różnice w leczeniu kiły u osób o białym i czarnym kolorze skóry.
Zarażonych, nieświadomych śmiertelnego zagrożenia, nie starano się leczyć, choć skuteczna w tym przypadku penicylina była ogólnie stosowana już zaraz po wojnie. "Testy", mimo śmierci wielu uczestników eksperymentu, trwały 40 lat! Zakończono je dopiero w 1972 roku, po tym, jak pojawiły się pierwsze medialne doniesienia o tym procederze.
Wskutek "badania" zmarło co najmniej 100 mężczyzn. Musiało minąć ćwierć wieku, aby za tę zbrodniczą działalność, dokonywaną przy udziale Amerykańskiej Publicznej Służby Zdrowia, przeprosił prezydent Clinton.