Teatr na Woli, "Siostry przytulanki", rok 2009.
Teatr na Woli, "Siostry przytulanki", rok 2009. Fot. Jacek Łagowski / AG

Teraz byśmy powiedzieli, że był absolutnie niedzisiejszy. Nienawidził wywiadów, praktycznie w ogóle ich nie udzielał. Nie istniał w prasie bulwarowej, można powiedzieć, że poza swoimi genialnymi rolami, swoim fantastycznie charakterystycznym głosem, który do dziś rozbrzmiewa choćby w radiowej Trójce, przez lata nie istniał dla publiki prawie wcale.

REKLAMA
Kochał dom, rodzinę, żonę ponad wszystko, i jak twierdzy chronił swoją prywatność. Milczenie przerwał dopiero z okazji jubileuszu 50-lecia pracy. Było to sześć lat temu i Marian Kociniak był już wtedy po 70-tce. W dzisiejszym show biznesie rzecz kompletnie nie do wyobrażenia.
A jednak bez tych wywiadów, bez celebry, paparazzich i tego zadęcia z parciem na szkło, przejdzie do historii polskiego kina. Jako jeden z tych najwybitniejszych, których ról nigdy się nie zapomina. Zwłaszcza tej jednej. „Zagrałem tyle ról teatralnych i filmowych, a wciąż słyszę za sobą 'Franek i Franek'. Już mam siwy łeb kompletnie, ale kolejne pokolenia rozpoznają mnie jako Dolasa – żalił się z uśmiechem".
A ten głos...Pamiętamy te utwory w jego wykonaniu? Bez tego "Trójka" nie istnieje:
Powtórka z rozrywki, powtórka z rozrywki.
Skoroszyt przypomnień, przeszłości wyrywki.
Tu żart odkurzony, tam dowcip sprzed lat,
rozrywka z powtórki?
A jak!
Powtórka z rozrywki, z rozrywki powtórka
słuchają jej biura, słuchają podwórka.
A czas sobie płynie banalnym tik - tak...
rozrywka z powtórki?
O tak!

Albo ten w mistrzowskim wykonaniu również z jego udziałem:
Kochać nie warto, lubić nie warto,
Znaleźć nie warto i zgubić nie warto.
Przysiąc nie warto, wierzyć nie warto,
Chodzić nie warto i leżeć nie warto.
Pieścić nie warto, łowić nie warto,
Stracić nie warto, zarobić... no.
Jedno co warto, to upić się warto.
Siedzieć i płakać, i śpiewać to warto.
Było jeszcze „Ni wyżyna, ni nizina, Ni krzywizna, ni równina, Taka gmina”. I było „ Życie w windzie”, gdzie śpiewał „Wiotczeją myśli, kostnieją żarty, Sztywnieje wzrok. Tylko ruch w górę, ten ruch uparty. Za rokiem rok”. I mnóstwo, mnóstwo innych. Również w duetach.
– Moje marzenia się spełniły. Wszystko, co mogłem, moje najpiękniejsze role, które mogłem zagrać, zagrałem. Nie mam specjalnych marzeń. Czego nie udało mi się zrobić? Nie udało się zagrać roli amanta. Ale ja przecież na amanta się nie nadaję – mówił po latach.
Mówił, że irytuje go starość
W ostatnich latach praktycznie wycofał się z życia kina i teatru. Wybudował dom na wsi, mówił, że ogląda bociany, gra w karty, pitrasi dla kolegów mięsiwa na grillu.
Przez chwilę jakby zaangażował się politycznie, co nie spotkało się z uznaniem części narodu, gdyż i w 2010 roku, i w 2015, znalazł się wśród aktorów popierających Bronisława Komorowskiego. Wystąpił też w spocie PO zachęcając do głosowania na nią tymi słowami: "Ponieważ są normalni, obliczalni. Tacy, jacy powinni być politycy". – Wspaniały aktor. Uczyły się od niego pokolenia. Zapamiętam go jako mistrza, od którego uczyłem się tego zawodu – wspomina go teraz w Polskim Radiu w Artur Barciś, który też znalazł się w tamtym gronie..
Ale chwała wszystkim, którzy w dniu jego śmierci powstrzymali się od komentarzy na ten temat. Wszyscy, i na prawo, i na lewo, wspominają wielkiego aktora. Paweł Lisicki, "Do Rzeczy" na Twitterze: "Zmarł Marian Kociniak, jedyny człowiek, który rozpętawszy II wojnę światową będzie kojarzył się wyłącznie z salwami śmiechu..."
logo
Wieczór wyborczy PO, 2011 rok. Fot. Jacek Łagowski / Agencja Gazeta
"Zrobiłem rachunek sumienia"
Kojarzony z satyrą, Kabaretem Starszych Panów, rolami głównie komediowymi, ostatnio mówił, że irytuje go starość, którą porównywał do zepsutego uzębienia. „Zbliża się mój schyłek. Zrobiłem też rachunek sumienia” – powiedział niedawno. Ale pewnie w najczarniejszych snach nie przypuszczał, że ukochana żona odejdzie pierwsza. Jej pogrzeb odbył się dokładnie miesiąc temu. „Teraz czekam już tylko na śmierć” – cytował jego słowa „Super Express”.
Z nim też już wtedy było źle. Od dawna chorował, dwa lata temu przeszedł poważną operację, miał problemy z chodzeniem, praktycznie nie wychodził już z domu. Było tak źle, że w styczniu nie obchodził swoich 80 urodzin. „Choruje, choruję...Nogi. Proszę tylko o zdrowie” – takie słowa pojawiły się wtedy w mediach.
Nikt nie pamięta tych ról
Żona, Grażyna, znana montażystka filmowa, była młodsza o dwa lata. "Ile ja przykrości narobiłem mojej Grażynce. Że też ona tyle ze mną wytrzymała!" – mówił o niej. Ona tłumaczyła go przed światem, że nie lubi opowiadać o sobie i zawsze powtarza, że wszystko, co chce przekazać publiczności, można wyczytać z jego ról. I tak faktycznie było przez prawie 50 lat. Do 2010 roku, kiedy wywrócił swoje życie do góry nogami podejmując decyzję, że czas to zmienić. Wtedy udzielił pierwszego wywiadu TVP, zaraz ukazała się też książka-wywiad z nim autorstwa Remigiusza Grzeli, doszły kolejne wywiady, krótkie wypowiedzi do prasy.
Marian Kociniak

50 lat to chyba jest poważny powód na to, żeby przestać milczeć. Chciałbym, żeby przeciętny widz dowiedział się czegoś więcej ode mnie niż tylko z ekranu. Z „Jak rozpętałem II wojnę światową” czy innych filmów. Że zagrałem te kilkaset ról w teatrze, u siebie w Ateneum. Czytaj więcej

W filmie zagrał tych ról ponad 30, a w teatrze – trudno zliczyć, znawcy piszą, że ponad 150, a nawet 300. Nie mówiąc o ponad 1100 słuchowiskach radiowych. Ale do historii przejdzie i tak jako Franek Dolas i Murgrabia z „Janosika”. Ten pierwszy jest niezniszczalny. Można go oglądać bez przerwy i nigdy się nie nudzi.
Marian Kociniak

I moja szczęśliwa i nieszczęśliwa rola Franka Dolasa w "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" przyniosła mi wszakże ogromną popularność, ale jest to poniekąd męczące, bo zagrałem setki ról dla mnie istotniejszych, a jestem kojarzony ciągle tylko z Dolasem. Więc dlatego udzielam głosu, aby ogół się dowiedział, że Dolas to nie wszystko. Może zostanie wreszcie zakopany topór wojenny pomiędzy mną a prasą. Czytaj więcej

Pokłócił się z dyrektor teatru
Konflikt z prasą pojawił się tuż po premierze "Jak rozpętałem drugą wojnę światową". Marian Kociniak został wtedy zaproszony do Radomia na spotkanie z publicznością. Po tym spotkaniu, jak mówił w prasie ukazała się recenzja, która nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. „Obiecałem sobie, że nigdy w życiu nie udzielę nikomu żadnego wywiadu. Nie godziłem się na to, co dziennikarze piszą o nas” – mówił po latach.
W swoim postanowieniu wytrzymał niemal 50 lat. Pokazał przy tym pewną zaciętość, która wróciła po latach. On, aktor od pół wieku związany z teatrem Ateneum, nagle rozstał się z nim w niemiłej atmosferze, po kłótni z nową dyrektorką. Był bardzo wzburzony, gdy o tym mówił. Gdy Izabela Cywińska nie zrozumiała, jaki on, aktor tego teatru, ma tutaj status. Odszedł w 2010 roku. – Moja noga nigdy więcej nie postanie w Teatrze Ateneum! – zagroził i słowa dotrzymał.
Historia zatoczyła koło
Pewnie nigdy nie zostałby aktorem, gdyby nie polonistka w technikum budowy silników samolotowych, do którego chodził. W ogóle miał zresztą iść do zawodówki ślusarskiej. Rodzice wcale nie byli szczęśliwi, że wybrał inną drogę. Ale potem...”Kiedy zobaczyli mnie na scenie, matula się popłakała, ojciec też... Aż nie mogę o tym mówić. Byli szczęśliwi, niestety, wiele nie zobaczyli. Tato umarł, mając 62 lata, rak kręgosłupa, mama odeszła zaraz po nim, myślę, że z tęsknoty”.
Można powiedzieć, historia zatoczyła koło. On odszedł zaraz po swojej żonie.

napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl