
Teraz byśmy powiedzieli, że był absolutnie niedzisiejszy. Nienawidził wywiadów, praktycznie w ogóle ich nie udzielał. Nie istniał w prasie bulwarowej, można powiedzieć, że poza swoimi genialnymi rolami, swoim fantastycznie charakterystycznym głosem, który do dziś rozbrzmiewa choćby w radiowej Trójce, przez lata nie istniał dla publiki prawie wcale.
Skoroszyt przypomnień, przeszłości wyrywki.
Tu żart odkurzony, tam dowcip sprzed lat,
rozrywka z powtórki?
A jak!
słuchają jej biura, słuchają podwórka.
A czas sobie płynie banalnym tik - tak...
rozrywka z powtórki?
O tak!
Albo ten w mistrzowskim wykonaniu również z jego udziałem:
Znaleźć nie warto i zgubić nie warto.
Przysiąc nie warto, wierzyć nie warto,
Chodzić nie warto i leżeć nie warto.
Pieścić nie warto, łowić nie warto,
Stracić nie warto, zarobić... no.
Jedno co warto, to upić się warto.
Siedzieć i płakać, i śpiewać to warto.
W ostatnich latach praktycznie wycofał się z życia kina i teatru. Wybudował dom na wsi, mówił, że ogląda bociany, gra w karty, pitrasi dla kolegów mięsiwa na grillu.
Kojarzony z satyrą, Kabaretem Starszych Panów, rolami głównie komediowymi, ostatnio mówił, że irytuje go starość, którą porównywał do zepsutego uzębienia. „Zbliża się mój schyłek. Zrobiłem też rachunek sumienia” – powiedział niedawno. Ale pewnie w najczarniejszych snach nie przypuszczał, że ukochana żona odejdzie pierwsza. Jej pogrzeb odbył się dokładnie miesiąc temu. „Teraz czekam już tylko na śmierć” – cytował jego słowa „Super Express”.
Żona, Grażyna, znana montażystka filmowa, była młodsza o dwa lata. "Ile ja przykrości narobiłem mojej Grażynce. Że też ona tyle ze mną wytrzymała!" – mówił o niej. Ona tłumaczyła go przed światem, że nie lubi opowiadać o sobie i zawsze powtarza, że wszystko, co chce przekazać publiczności, można wyczytać z jego ról. I tak faktycznie było przez prawie 50 lat. Do 2010 roku, kiedy wywrócił swoje życie do góry nogami podejmując decyzję, że czas to zmienić. Wtedy udzielił pierwszego wywiadu TVP, zaraz ukazała się też książka-wywiad z nim autorstwa Remigiusza Grzeli, doszły kolejne wywiady, krótkie wypowiedzi do prasy.
50 lat to chyba jest poważny powód na to, żeby przestać milczeć. Chciałbym, żeby przeciętny widz dowiedział się czegoś więcej ode mnie niż tylko z ekranu. Z „Jak rozpętałem II wojnę światową” czy innych filmów. Że zagrałem te kilkaset ról w teatrze, u siebie w Ateneum. Czytaj więcej
I moja szczęśliwa i nieszczęśliwa rola Franka Dolasa w "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" przyniosła mi wszakże ogromną popularność, ale jest to poniekąd męczące, bo zagrałem setki ról dla mnie istotniejszych, a jestem kojarzony ciągle tylko z Dolasem. Więc dlatego udzielam głosu, aby ogół się dowiedział, że Dolas to nie wszystko. Może zostanie wreszcie zakopany topór wojenny pomiędzy mną a prasą. Czytaj więcej
Konflikt z prasą pojawił się tuż po premierze "Jak rozpętałem drugą wojnę światową". Marian Kociniak został wtedy zaproszony do Radomia na spotkanie z publicznością. Po tym spotkaniu, jak mówił w prasie ukazała się recenzja, która nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. „Obiecałem sobie, że nigdy w życiu nie udzielę nikomu żadnego wywiadu. Nie godziłem się na to, co dziennikarze piszą o nas” – mówił po latach.
Pewnie nigdy nie zostałby aktorem, gdyby nie polonistka w technikum budowy silników samolotowych, do którego chodził. W ogóle miał zresztą iść do zawodówki ślusarskiej. Rodzice wcale nie byli szczęśliwi, że wybrał inną drogę. Ale potem...”Kiedy zobaczyli mnie na scenie, matula się popłakała, ojciec też... Aż nie mogę o tym mówić. Byli szczęśliwi, niestety, wiele nie zobaczyli. Tato umarł, mając 62 lata, rak kręgosłupa, mama odeszła zaraz po nim, myślę, że z tęsknoty”.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
