Media alarmują: rodzime firmy upadają na potęgę. Najgorzej sprawy mają się w budowlance. My jednak uspokajamy: liczne bankructwa to ani nic nowego, ani dramatycznego. - W Polsce podchodzimy do tego negatywnie, bo komuna przyzwyczaiła nas, że wszystko trwa wiecznie - uważa Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej.
W okresie od maja 2011 do maja 2012 upadło 788 przedsiębiorstw. W tym 17 z sektora budowlanego. To o 14,5 proc. więcej, niż w tym samym czasie w latach 2010-2011 - donosi dziennik.pl. Dane te są, zdaniem ekspertów, niepokojące, ale nie szokujące. Pytanie tylko - czy ten trend się utrzyma i czym jest spowodowany?
Nie ma powodów do płaczu
- To normalne, że przedsiębiorstwa upadają - mówi nam Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej. - W Polsce podchodzimy do tego bardzo negatywnie, bo jesteśmy przyzwyczajeni do komuny, gdzie wszystkie firmy trwały wiecznie i państwo je utrzymywało za wszelką cenę - dodaje ekspert. Arendarski przypomina, że przecież na miejsce upadłych firm powstają nowe.
Liczne bankructwa należy uznać za pokłosie słabej sytuacji gospodarczej, ale na pewno nie jest to nic nowego, twierdzi z kolei Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB Brokers. Eksperci przewidywali taką sytuację już kilka miesięcy temu, bo od marca z Europy napływają coraz bardziej niepokojące dane o kondycji gospodarczej starego kontynentu.
Ogółem: jest źle
Niektórzy komentatorzy ekonomiczni o liczne bankructwa oskarżają państwo i skomplikowane prawo, ale według Przemysława Kwietnia nie jest to słuszna interpretacja faktów. - Jeśli chodzi o biurokrację, to na pewno utrudnia ona prowadzenie przedsiębiorstwa, jest z tym w Polsce problem - przyznaje główny ekonomista XTB Brokers. - Ale na pewno przez to przedsiębiorstwa w Polsce nie zaczęły częściej
upadać.
Nasz rozmówca wskazuje, że procedury dotyczące przedsiębiorstw są usprawniane i należy to dostrzec. - Co prawda nie w takim tempie, jak życzą sobie tego przedsiębiorcy, ale na pewno za niepowodzenia w biznesie nie należy winić państwa - uważa Kwiecień.
Według Andrzeja Arendarskiego, przyczyn bankructw liczonych w setkach należy zdecydowanie upatrywać w "trudnych czasach" - czyli słabej koniunkturze gospodarczej. Według Przemysława Kwietnia, kryzys sprawił, że rynek stał się mało przewidywalny i to było gwoździem do trumny dla wielu firm. Niektórzy przeinwestowali, przedsiębiorcy nie przewidzieli spadku popytu. W związku z tym, zarabiając mniej i nie wychodząc "na swoje", nie mogli zapłacić jednej firmie, drugiej i tak dalej. - I tak powstaje łańcuch niewypłacalności, który owocuje bankructwami - komentuje Kwiecień.
Dodatkowo, surowce są drogie, a to powoduje, że zachodnie firmy redukują zatrudnienie i płace, również w Polsce. - Polacy mają mniej pieniędzy, słabnie popyt i mniej konkurencyjne firmy po prostu upadają - tłumaczy główny ekonomista XTB.
Budowanie najmniej opłacalne
Pod tym względem najgorzej ma branża budowlana. Tam bowiem tylko w maju upadło aż 17 spółek. To stosunkowo najwięcej, jeśli chodzi o jeden sektor. - W budowlance jest bardzo ciężko, głównie ze względu na ograniczenia finansowania - twierdzi Andrzej Arendarski. Firmy budowlane mają problemy z zaciąganiem kredytów, banki nie chcą ich udzielać, a właściciele firm często nie mają innych źródeł finansowania.
Najbardziej dobitny przykład na tragiczną sytuację tego sektora to wczorajsze zgłoszenie wniosku o upadłość PBG - jednego z polskich gigantów branży. PBG buduje między innymi gazoport w Świnoujściu i autostrady. Oprócz ograniczonych źródeł finansowania, budowlanka cierpi także z powodu wahań cen materiałów wytwórczych. - Zawierali kontrakty po konkretnych, opłacalnych cenach, a potem się okazywało, że koszty wykonania rosną i taki kontrakt przestawał być korzystny, trzeba było do niego dokładać - wyjaśnia to zjawisko Przemysław Kwiecień. Ekspert wskazuje, że właśnie z powodu zmian cen materiałów budowlanka to sektor z podwyższonym ryzykiem straty.
Mimo to mediów donoszących o "wielkich problemach Polski" z powodu upadku PBG nie należy traktować jak gospodarczej wyroczni. Nasi rozmówcy uważają to za "przesadzone reakcje". Zdaniem prezesa Krajowej Izby Gospodarczej, istnieją wyjścia z takich sytuacji. - Upadłość to nie koniec działalności. Można przecież wejść w układ,
sprzedać część spółek, a firma funkcjonuje nadal. Nie obawiałbym się o PBG - ocenia Arendarski.
Lepiej nie będzie
Obawiać można się jedynie o to, że coraz więcej firm będzie musiało zgłaszać wnioski o upadłość. Trend licznych bankructw zapewne póki co się utrzyma. - Na chwilę obecną widać spowolnienie, które w Polsce na pewno będzie postępować w najbliższym czasie, a za tym będą iść bankructwa przedsiębiorstw - przestrzega Przemysław Kwiecień.
Andrzej Arendarski w swojej ocenie nie jest aż tak pesymistyczny. Chociaż prezes KIG przewiduje, że w kwestii liczby upadających firm należy spodziewać się wahań, to ogólnie wyjdziemy na tym neutralnie. - Myślę, że przez najbliższe lata pod tym względem zapanuje równowaga między bankrutami a firmami powstającymi, a za kilka lat można nawet oczekiwać przewagi nowych przedsiębiorstw - stwierdza z optymizmem Arendarski.
Reklama.
Przemysław Kwiecień
Główny ekonomista XTB Brokers
Polacy mają mniej pieniędzy, słabnie popyt i mniej konkurencyjne firmy po prostu upadają.
Andrzej Arendarski
Prezes Krajowej Izby Gospodarczej
Myślę, że przez najbliższe lata zapanuje równowaga między bankrutami a firmami powstającymi, a za kilka lat można nawet oczekiwać przewagi nowych przedsiębiorstw.