Zamachy w Brukseli miały sprawić, że zaczniemy się bać.
Zamachy w Brukseli miały sprawić, że zaczniemy się bać. youtube /Krystian Andraka

Celem stawianym przez zamachowców jest zasianie strachu. Jedna bomba, która wybuchnie wśród cywilów na lotnisku czy w metrze ma o wiele poważniejsze skutki niż dziesiątki pocisków gdzieś na polu bitwy. Właśnie dlatego uderzają tam, gdzie może zginąć największa liczba ludzi przypadkowych, kobiet i dzieci. Taki wybuch ma spowodować, że wszyscy będziemy się bać.

REKLAMA
Wtorkowe zamachy w Belgii przyniosły śmierć 34 osób. Do tego ponad 200 odniosło rany. To dużo. Przerażająco dużo. Od dwóch dni serwisy informacyjne na całym świecie odmieniają słowo zamach przez wszystkie przypadki, a liczbę ofiar na czerwono podkreślają na wielkich wykresach.
Przedwczoraj bomby wybuchały w Brukseli. Cztery miesiące temu do zamachów doszło w Paryżu, gdzie w serii ataków terrorystycznych zginęło w sumie 137 osób a około 300 zostało rannych, w tym prawie setka bardzo ciężko. W styczniu zeszłego roku w czasie ataku na redakcję Charlie Hebdo zginęło 12 osób, a 11 zostało rannych.
logo
Ofiary zamachu w Paryżu youtube /Krystian Andraka
Odkąd runęły wieże WTC świat co chwila z przerażeniem obserwuje relacje telewizyjne z różnych stron świata. Zamachy, strzelaniny, bomby, ludzie giną, nie ma miesiąca spokoju. Istny armagedon. Gdy patrzy się na mapę Europy, gdzie czerwonymi kropkami zaznaczono miejsca, w których w tym wieku doszło do zamachu, to widać, jak bardzo świat oszalał. Są jednak takie trzy kraje, gdzie do tej pory było spokojnie. To Litwa, Słowacja i... – jeśli nie liczyć ataku nożownika na biuro poselskie – Polska.
logo
Czerwonymi kropkami oznaczono miejsca, gdzie w tym stuleciu doszło do ataków terrorystycznych Global Terrorism Database
Jesteśmy bezpieczni?
Premier Beata Szydło zapewniała wczoraj, że nie ma powodów do obaw, służby działają sprawnie i zostały postawione w stan podwyższonej gotowości. W Warszawskim Metrze zwiększono liczbę strażników, na ulicach widać więcej patroli policyjnych. Podobnie jest w całym kraju, na lotniskach i dworcach jest więcej wywiadowców, których jedynym zadaniem jest dbanie o to, żeby nie powtórzył się w Polsce scenariusz z Francji czy Belgii.
– Jesteśmy społeczeństwem w dużym stopniu homogenicznym – mówi dr Aleksandra Zięba z katedry politologi UW. Nie mamy wielkich skupisk imigrantów. Od Bałtyku aż po Tatry i od Odry po Bug wszyscy Polacy są „u siebie” od pokoleń. Mniejszości narodowe są, oczywiście, ale ani mniejszość niemiecka ani ukraińska, litewska czy białoruska nie próbuje wymuszać terrorem swoich praw. Żyją pośród nas w pełnej symbiozie. Tym bardziej trudno dziś przypuszczać, że z okrzykiem „autonomia albo śmierć” będą się wysadzać w powietrze Kaszubi czy Górale.
– Nie mamy tradycji kolonialnych, nie ma też w Polsce dużego rozwarstwienia społeczeństwa z uwagi na religię czy kulturę – podkreśla dr Zięba. – W Niemczech, Francji czy innych krajach zachodnich w latach 70-tych przyjmowano wielu gastarbeiterów z krajów Bliskiego Wschodu i północnej Afryki. Dziś ich dzieci i wnuki często stają się żołnierzami terroru – dodaje.
Czy zatem w Polsce nigdy nie dojdzie do zamachu? Niestety, trudno w to uwierzyć, ale też nie ma co wpadać w panikę, bo rzeczywiście jesteśmy względnie bezpieczni. Trzeba też pamiętać o jednym – terroryzm wygrywa, gdy wszyscy dookoła zaczynają się bać. – Po Euro 2012 mamy procedury, które wówczas się sprawdziły i wciąż działają – twierdzi Aleksandra Zięba.
– W Polsce potencjalnie groźne są grupy mające związek ze skrajną lewicą lub prawicą. Takie organizacje jak "Krew i Honor" czy "Combat 18" w Wielkiej Brytanii byłyby nazwane organizacjami terrorystycznymi, w Polsce to tylko "grupy radykalne" – wylicza dr Zięba. – Na szczęście ograniczają się jedynie do niszczenia mienia, rzadziej pobicia.
Bomby wybuchały i będą wybuchać
Dziś w Europie wybuchają bomby podkładane przez islamistów. Znak czasów, w końcu toczy się "wojna" między Zachodem a Bliskim Wschodem., wojna religijna i ideologiczna. Nie ma tu sporu o terytorium, czy piękną Helenę, żonę Menealosa. Ale przecież nie jest prawdą, że w Europie przed atakiem na World Trade Center było spokojnie. Wręcz przeciwnie.
Irlandzka Armia Republikańska toczyła swoją wojnę partyzancką od 1916 roku. Bomby w Belfaście wybuchały przed drugą wojną światową, w trakcie wojny, ale też długo po jej zakończeniu. Choć IRA oficjalnie ogłosiła koniec walki zbrojnej w 2005 roku, to ludzie wciąż giną. Członkowie Real IRA, odłamu IRA, w 2009 roku zastrzelili 2 żołnierzy brytyjskich, a rok później wybuchł samochód pułapka, wypełniony ok. 300 kg środków wybuchowych.
Terror nie był obcy też w Hiszpanii, gdzie ETA walczyła o autonomię Kraju Basków. Ocenia się, że od 1968 roku przez 40 lat zginęło w Hiszpanii 825 osób, w tym 343 to cywile. W Niemczech swego czasu szalała Frakcja Czerwonej Armii, jej komunistyczne bojówki strzelały i wysadzały bomby, przez kilka lat destabilizując instytucje państwowe w Niemczech. Ogólnie w Europie w latach 70-tych w wyniku zamachów zginęło około 2600 osób. Dziesięć lat później było zauważalnie spokojniej, ale i tak liczba ofiar przekroczyła 1500 osób. Na tym tle pierwsze dziesięciolecie XXI wieku jawi się jako okres ciszy i spokoju, w różnych zamachach zginęło około 400 osób. Dużo. O 400 za dużo. Jednak gdy popatrzy się na to, co się dzieje za granicą to cieszę się, że mieszkam w Europie.
logo
Skutki wybuchu bomby podłożonej przez bojowników Frakcji Czerwonej Armii domena publiczna
Od dziesięcioleci wybuchają bomby w Syrii, Libanie, Izraelu. Terroryści uderzają wszędzie tam, gdzie są duże skupiska ludzi, najlepiej turystów z Europy czy Stanów Zjednoczonych. Na Bali zaatakowali dwa razy, w 2002 roku zginęło 202 osoby, 208 zostało rannych. Szok, przez dłuższy czas wielu turystów omijało ten kraj szerokim łukiem. Do następnego ataku dochodzi trzy lata później, ginie 26 osób, a około stu zostaje rannych. Gdy w styczniu zeszłego roku cały świat żył zamachem na redakcję Charlie Hebdo, w Nigerii zginęło w tym czasie około 300 osób.
Okropnie brzmi ta wyliczanka. Śmierć to śmierć, nie można się licytować, która jest mniej czy bardziej ważna. Oczywistym jest dla nas, że bardziej dotykają nas akty terroryzmu, które miały miejsce w Europie. Ale należy pamiętać, że jeśli we Francji czy Belgii dochodzi do zamachu, to w tym samym czasie gdzieś na świecie też giną ludzie. Są kraje, takie jak Syria, Liban, Nigeria, Turcja czy Afganistan, gdzie miesięcznie ginie z rąk terrorystów więcej osób niż w całej Europie. Wszędzie giną cywile.
logo
Skutki wybuchu bomby na Bali youtube /ZWM
Nie popadać w histerię
Terroryści podważają naszą wiarę, solidarność i demokrację. Jak twierdzi Richard English, specjalista i badacz terroryzmu na świecie, do tych wszystkich ataków trzeba podchodzić na chłodno. Szansa na to, że padniemy ofiarą zamachu jest statystycznie mniejsza niż to, że potrąci nas samochód na przejściu dla pieszych. Ale terrorystom nie chodzi o to, żeby nas wszystkich zabić. Za cel stawiają sobie to, żebyśmy wszyscy zaczęli się bać. Masowa histeria powoduje, że nie myślimy trzeźwo, a nasza reakcja może być groźniejsza niż sam atak. Przypomnijmy sobie historię arcyksięcia Ferdynanda. Po zamachu terrorystycznym w Sarajewie wybuchła pierwsza wojna światowa.
Przykładem który chętnie podaje English jest reakcja na zamach z 11 września 2001. Jakkolwiek śmierć tysięcy ludzi była czymś okropnym, to sprowokowała reakcję jeszcze gorszą. Doszło do wojny w Iraku i w ostateczności destabilizacji sytuacji na bliskim wschodzie. To z kolei spowodowało, że Al-Kaida czy ISIS zyskały na znaczeniu. Nie chodzi o to, żeby nic nie robić, ale uleganie masowej histerii może prowadzić do kolejnych błędów. Spirala się nakręca.
Wojna z ISIS nie będzie trwała rok czy dwa, prędzej dziesięciolecia. Dlatego trzeba do ataków podchodzić ze spokojem – twierdzi Richard English. Zamachy będą się zdarzać. Będą bolesne dla ofiar, ale społeczeństwa muszą przechodzić nad nimi do porządku dziennego. Nie można ulegać panice, choć w dzisiejszych czasach jest to łatwiejsze niż w latach 60-tych czy 70-tych. Skutkiem rozwoju technologicznego dowiadujemy się o wszystkim szybciej, a przekaz medialny jest o wiele mocniejszy w dobie internetu niż kiedy informacje drukowano na drugi dzień w gazetach.
logo
Złożenie kwiatów pod ambasadą Belgii Sławomir Kamiński /AG
Richard English twierdzi, że terroryzm zawsze istniał i istnieć będzie. Trzeba to sobie uświadomić i nauczyć się z nim żyć. Beata Szydło zapewnia, że jesteśmy bezpieczni, statystyka zdaje się potwierdzać jej słowa. Warto o tym pamiętać, wsiadając rano do metra. Terroryści przegrają, kiedy przestaniemy się ich bać.

Napisz do autora: pawel.kalisz@natemat.pl