
Lubię ładne rzeczy. Czasami jestem w stanie kupić coś tylko dlatego, że zostało ciekawie zaprojektowane. Rzeczy codziennego użytku po prostu muszą się podobać. Nowego samochodu oczywiście nie kupi się „ot tak”, ale Infiniti Q30 to model, na który zwróci uwagę każdy, dla kogo kwestie wizualne są równie ważne, co te użytkowe. Odważny projekt przynosi efekt, bo Infiniti przyciąga wzrok i sprawia, że często to właśnie Polacy są ich pierwszymi właścicielami na świecie.
REKLAMA
Nie chodzi co prawda o testowany model Q30S, ale o bliźniaczego crossovera QX30 i nieco większe Q60. Nowym właścicielem przepięknego Q60, które premierę miało w Detroit, a ostatnio pokazano je także na Motor Show w Poznaniu, został Pan Jacek. I uwaga, teraz najlepsze. Pan Jacek samochodu na żywo nie widział, dokładnej specyfikacji nie znał, a cena została ustalona umownie na ok. 300 tys. złotych. Tym samym stał się pierwszym na świecie posiadaczem nowego Q60, choć na auto musi poczekać pół roku.
Podobnie było w przypadku pewnej Polki, która zdecydowała się na kupno nowiutkiego QX30, mimo że nawet nim nie jeździła. Wystarczyło, że przejechała się zwykłym Q30 i większym QX60, by stwierdzić, że „coś pomiędzy tymi dwoma” będzie idealne. W taki sposób kupiła QX30 na długo przed ich wejściem do salonów.
Te dwie sytuacje bardzo dobrze oddają podejście polskich kierowców do marki, która – jak widać – radzi sobie naprawdę dobrze. Przykład? W 2015 roku to właśnie Polska była europejskim liderem sprzedaży Infiniti. Kto by pomyślał, prawda? Etykietka luksusowej marki premium to jedno, ale spore znaczenie ma tutaj na pewno fakt, że mimo wszystko nadal nie jest to w Polsce auto powszechnie znane. Infiniti na drodze na pewno będzie się wyróżniać na tle całej gamy samochodów, którą z pamięci wymieni pewnie każdy polski kierowca.
Nie chodzi mi jednak tutaj tylko o wyróżnianie się marką. Kluczem do sukcesu wydaje się być naprawdę odważny, wyrazisty, ostry, masywny, agresywny design, który sprawia, że modele Infiniti nigdy nie stały obok definicji słowa „nijaki”. Niektórych taka ekstrawagancja może zrazić, ale ja ją kupuję. W tekstach często podkreślam, że jestem fanem właśnie ostrych i dynamicznych pociągnięć. Q30 jest śliczne!
Ta koncepcja Infiniti to niejako wyjście do przodu, bo patrząc na niektóre „bardziej tradycyjne” modele, projekty japońskiego producenta wyglądają jak modele koncepcyjne, które dopiero za jakiś czas mogą wejść w życie. Przez to wszystko samochód może wydawać się jednak trochę „porcelanowy”. Q30 ma spory prześwit, ale właśnie z tego "porcelowanego" powodu i sporych 19-calowych felg wolałem nie próbować wdrapywać się na krawężniki. Wygląd to naturalnie nie wszystko, bo auto ma nie tylko wyglądać, ale i (przede wszystkim) jeździć. O tym, jak sobie radzi w tym aspekcie, za chwilę.
Ciekawostka dotycząca grilla, na którą sam na początku nie zwróciłem uwagi. Jego górny łuk jest lustrzanym odbiciem dolnego. Samo nadwozie ma sporo elementów, które wpływają na spójną, ostrą i „wyrzeźbioną” kompozycję. W oko wpadają też 19-calowe alufelgi przypominające trochę kwiat, zakończenie tylnych szyb w kształcie strzałki czy wysoki tył z dwoma wydechami. Siedząc za kierownicą Q30, kierowca bez zbędnego wychylania w górę zauważa wyraźne muskularne "wybicia" na masce.
W środku jest już mniej nowocześnie niż na zewnątrz. Tak, jak ciężko szukać równie odważnego designu, wewnątrz nie dostajemy nic, czego gdzieś już byśmy nie widzieli w innych modelach. Naturalnie nie znaczy to, że jest źle. Po prostu nie zaskakuje już tak bardzo.
Wzrok szybko wędruje do sportowych foteli – te wyglądają bardzo podobnie do tych, które mogliśmy zobaczyć niedawno w Alfie Romeo Giulietta. Spora część wnętrza jest pokryta materiałem, który w dotyku przypomina zamsz. Producent przekonuje, że jest on trwały i odporny, ale jestem ciekaw, jak będzie wyglądał po kilku latach. Plus trochę średnio współgra mi on z nowoczesną stylistyką, którą mamy na zewnątrz.
Jako kierowca doceniłem dźwignię zmiany biegów, która w przypadku Infiniti Q30 nie jest wcale duża/wysoka. Wygodnie leży w dłoni i nie wymaga, by przy zmianie biegów np. na wsteczny trzeba było zrobić dodatkowy ruch w bok, jak to jest w niektórych innych przypadkach. Do tego bardzo przejrzyste czarno-białe zegary i zaskakująco dużo miejsca z tyłu. Kolanami nawet nie dotykałem przedniego fotela.
Testowany Q30S przypominał mi trochę Volvo V40 Cross Country, które nie tak dawno także opisywaliśmy. Jednak w dużo większym stopniu to model zbliżony do A-klasy od Mercedesa. I nie chodzi tylko o wrażenie, bo niektóre części wnętrza, układ napędowy, zawieszenie czy płytę podłogową, zapożyczono właśnie od Mercedesa.
Model, który widzicie na zdjęciach, to Q30S z napędem na cztery koła, 2-litrowym benzynowym silnikiem turbo, automatyczną skrzynią biegów i mocy 211 koni mechanicznych. Na papierze wszystko wygląda bardzo ciekawie.
W praktyce samochód też prowadzi się wygodnie. Jest cicho, ale nie tylko ze względu na wyciszoną kabinę. Silnik po prostu w ten sposób pracuje. Czasami aż chciałoby się, by spod maski zabrzmiało coś więcej. Kierowca ma do dyspozycji trzy tryby jazdy: S – sportowy, E – eko i M – manualny. Co ciekawe, zawsze musi być wrzucony jeden z nich. Nie ma jako takiego trybu normal. Jeśli więc nie jedziemy „na sportowo”, domyślny jest tryb eko. Kilka dni jazdy w trybie mieszanym (400km trasa + miasto) wygenerowała spalanie na poziomie 8-8,5l/100 km. W mieście można się zbliżyć nawet do 10l, natomiast jazda w trasie to fajne 7l, nawet biorąc pod uwagę przejechane bardziej dynamicznie odcinki.
Taki zestaw jest oczywiście wystarczający do dynamicznej i bezpiecznej jazdy, choć przy większych prędkościach widocznie odstaje od tego, czego miałem okazję doświadczyć w 240-konnej Guiliettcie 1,75l. Nie wiem też, na ile to przypadłość tego konkretnego testowego modelu, a na ile reguła, ale podczas jazdy (zwłaszcza przy mniejszych prędkościach) często z tyłu kabiny dało się słyszeć tak jakby „chodzące plastiki”. Nie przesłyszałem się, bo inne osoby także zwróciły na to uwagę.
Do wyboru jest kilka jednostek napędowych. Testowany 2-litrowy benzyniak o mocy 211KM to najmocniejsza jednostka w gamie Q30. Jest także podstawowy 1,6-litrowy silnik o mocy 122KM i nieco mocniejszy, bo 156-konny. Jeśli chodzi o diesle to tutaj mamy pozycje 1,5-litrowe o mocy 109KM oraz 170-konny silnik o pojemności 2,2l.
Q30S potrafi dostarczyć frajdy z jazdy. Silnik, choć jak wspomniałem cichy, bardzo żwawo reaguje na dociśnięcie gazu. Żonglowanie trybami sport i eko pozwala wyciągnąć ze skrzyni biegów to, czego potrzeba w danej sytuacji: dłuższe podkręcanie obrotów lub wcześniej wskakiwanie na wyższy bieg. Pewnej dynamiki zabrakło jednak przy szybkim przeskakiwaniu na wsteczny np. przy parkowaniu, gdzie często manewrujemy przód-tył-przód-tył-przód-tył. Automat musiał chwilę pomyśleć i dało się do odczuć.
Te kilka dni za kierownicą Q30S upewniły mnie w czymś, czego jeszcze jakiś czas temu nie wiedziałem. Ciekawie zaprojektowany kompakt jest autem, które zupełnie szczerze mógłbym mieć prywatnie. Do tej pory myślałem tylko kategoriami sedan-limuzyna. I choć to one będą miały zawsze przewagę, Infiniti Q30S czy Volvo V40 Cross Country to samochody, które zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. Kompaktowy rozmiar, nie tak kompaktowe osiągi, fantastyczny i wyróżniający się design nowego Q30 sprawiają, że model ląduje wysoko na mojej liście. Nie przeraża też ceną, która zaczyna się od 100 tys. zł za wersję podstawową. Mina może jednak zrzednąć trochę po dodaniu wszystkich dodatków, które mogą wywindować cenę prawie dwukrotnie. No ale przecież ładne rzeczy muszą kosztować. A Infiniti bez wątpienia dostarcza jedne z najciekawszych wizualnie modeli na rynku.
