
Bezpieczeństwo głowy państwa powinno być priorytetem. Wypadek limuzyny z udziałem Andrzeja Dudy pokazał, że może wcale nie jest. Trwa polowanie na winnych, w BOR lecą głowy, a na jaw wychodzi jeszcze, że prezydent jechał bez zapiętych pasów.
REKLAMA
Dwóch anonimowych rozmówców "Faktu", do tego powiązanych z prowadzonych śledztwem, twierdzi, że Duda nie miał zapiętych pasów. A podróż z udziałem prezydenta wymaga trzymania się procedur, których musi dopilnować BOR. – Inaczej jest, gdy jest krótki, wolny przejazd, inaczej, gdy jedzie się szybko – tłumaczy jeden z funkcjonariuszy. W przypadku szybkiej jazdy, prezydent musi mieć zapięte pasy. Ponoć w dniu wypadku, 4 marca, nie miał. Jak zakłada ustawa - mimo statusu - to jego obowiązek. Jeśli nie pamięta, by go wypełnić, odpowiedzialność za bezpieczeństwo ponosi kierowca limuzyny.
Przypomnijmy, BOR bez wątpienia popełniło kilka błędów - należy do nich szaleńcza prędkość, co udowodnił nagraniem inny kierowca i założenie zużytej opony. Bezpośrednio do wypadku przyczyniło się wjechanie auta na metalowy przedmiot.
źródło: fakt.pl
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
