Takie marzenie stanie się nieosiągalne dla mieszczuchów przez przepisy o ochronie ziemi rolnej.
Takie marzenie stanie się nieosiągalne dla mieszczuchów przez przepisy o ochronie ziemi rolnej. Cud na Mazurach

Po tej ustawie Robert Lewandowski nie mógłby kupić ziemi nad jeziorem i wybudować tam wakacyjnego domu. A Radek Sikorski mógłby zostać szlachcicem w Chobielinie, ale już bez ziemi czyli słynnych 14 hektarów. Absurdalne zapisy ustawy o ochronie ziemi to koniec historii o wyprowadzce miastowych na wieś.

REKLAMA
Cezary Pstrak, MBM Nieruchomości

Pamiętam taką piękną działkę, 50 hektarów z linią brzegową nad dużym jeziorem. Kosztowała 2 miliony złotych. To była genialna inwestycja na lokatę kapitału. Przez lata ceny rosły, działka przechodziła z rąk do rąk i każdy z kolejnych właścicieli ładnie na niej zarabiał. Można tam było postawić dom i zagospodarować w piękne ranczo. Ile teraz bedzie warta? Jeśli w myśl nowych przepisów może ją kupić tylko sąsiad rolnik, Agencja Nieruchomości Rolnych albo Kościół, to ułamek zainwestowanych pieniędzy.

Rozmówca naTemat nie kryje emocji. Jest współwłaścicielem biura nieruchomości. Ma w zasobach ponad setkę malowniczych siedlisk, działek nad jeziorem i temu podobnych. Jeśli uchwalona ustawa o ochronie ziemi wejdzie w życie, część z tej oferty już nie znajdzie nabywców. Nie bedac rolnikiem można będzie kupić najwyżej pół hektara. Od maja miastowi już nie kupią malowniczego domu nad Śniardwami. Bo do siedliska przylega raptem kilka hektarów ziemi rolnej. Niedostępne dla przeciętnych mieszczuchów okaże się pagórkowata działka pod Gołdapią. Bo choć właściciel postawił tam dom letniskowy, saunę i altanę do grillowania to ziemia wciąż ma status rolnej – łąki i stawy.
W wystawionym na sprzedaż 30-hektarowym gospodarstwie w Grądach Kruklaneckich można hodować świnie, konie, krowy, łowić ryby we własnym stawie, biegać boso po rosie na własnej łące, zbierać grzyby we własnym 4-hektarowym lesie. Gospodarstwo z wypielęgnowanymi łąkami i wyremontowanymi zabudowaniami przynosi dochód goszcząc mieszczuchów. Położone jest 50 metrów od jeziora Kruklin słynącego z rezerwatu mewy śmieszki. Za trzy tygodnie będzie mógł je kupić tylko rolnik, ANR albo biskup – gdyż dla parafii i klasztorów zrobiono zadziwiający wyjątek w przepisach.
Koniec rekreacji
– Miałem dziesiątki przypadków, gdzie ktoś kończył szalone życie i karierę w Warszawie i przeprowadzał się na Mazury. Kupując dom i kawałek ziemi zyskiwał święty spokój. Nie rozumiem dlaczego teraz ludziom się tego odmawia – dodaje Pstrak.
Co roku na Warmię i Mazury wyprowadza się z mazowieckiego prawie 800 osób – wynika z danych stołecznego GUS. Mieszkanie w Warszawie warte 400 -500 tys. złotych bez problemu można było zamienić na dom i kilka hektarów. Jeszcze więcej jest takich jak piłkarz Robert Lewandowski, który kupił działkę nad jeziorem pod Biskupcem i wybudował dom wakacyjny.
Tomasz Lachowicz, były szef redakcji Super Expressu zmęczony mediami i tempem życia kupił siedlisko w Beskidzie Niskim. Prowadzi tam agroturystykę. To koniec takich historii, jak ta z udziałem pary warszawiaków, którzy kupili 18 hektarów w gminie Olsztynek. Wybudowali kilka domów zakładając jedyną w Polsce prywatną wieś Dąbrowszczyzna. Można tam zamieszkać w wakacje, domy znajdują się kilometr od jeziora. Po ustawie, która przegłosował PiS żaden miastowy nie kupi ziemi rolnej i nie zainwestuje w podobny projekt. Tylko rolnik z wykształceniem i uprawiający gospodarkę przez kilka lat będzie mógł kupić taki teren.
Lokata w ziemi
Ekspert nieruchomości przekonuje, że absurdalne przepisy oznaczają nacjonalizację majątków części Polaków. Tych z klasy średniej, którzy część oszczędności zamienili na grunty. Załóżmy, że ktoś już zainwestował w ziemię rolną 200 tys. zł. – Taka nieruchomość nie wymagała obsługi. Podatek gruntowy był niski. Przy rosnących cenach, przez lata była to niezła lokata pieniędzy. Można było zarabiać na dopłatach rolniczych, albo dzierżawie. Jeśli teraz grono potencjalnych nabywców ogranicza się do sąsiada i ANR wartość gruntu znacznie spada – tłumaczy Pstrak.
Miliony złotych stracił właściciel słynnego „cudu na Mazurach”, bo dom na sztucznej wyspie otoczony jest 22 hektarami łąk, na których pasą się daniele i alpaki. Rolnik przez 20 lat inwestował w nieruchomość (własne ujęcie wody, elektrownia, stawy rybne i hodowla zwierząt). W naTemat opowiadał, że chciałby ją sprzedać za kilkadziesiąt milionów złotych, by zostać bogatym emerytem. Teraz klops. „Cud” stojący na ziemi rolnej prawdopodobnie pozostanie niesprzedawalny. Rolnicy nie będą zainteresowani zakupem kawałka ziemi na odludziu, a już na pewno nie za taką cenę.
logo
Taki dom z ziemią można było wymienić za równowartość średniej wielkości mieszkania w Warszawie. MBM Nieruchomości
Produkcja rolna na podobnych terenach jest zazwyczaj nieopłacalna: górki, dolinki, stawy. Z dala od dobrej drogi. Kto by chciał dojeżdżać i kręcić się tam ciągnikiem. – Będą przypadki gdzie właściciele zostaną przymuszeni do sprzedaży. Zachorują lub w innych okolicznościach będą potrzebować pieniędzy. Taką nieruchomość w pierwszej kolejności będzie mógł przejąć ANR po określonej przez siebie cenie – punktuje absurdy właściciel biura nieruchomości.
Cezary Pstrak, jako zawodowy pośrednik oraz prawnik ma jeszcze nadzieję, że przepisy ograniczające dostęp do terenów rolnych zablokuje Trybunał Konstytucyjny. Jeśli nie ten w Polsce, to może sędziowie ze Strasburga. – Inaczej tysiące osób pozostanie z majątkiem, którym lepiej nic nie robić, niż sprzedać po zaniżonej cenie – ocenia.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl