W sobotnim dodatku do "Rzeczpospolitej" wywiadu udzielił Antoni Krauze, reżyser filmu "Smoleńsk", którego premiera była wyznaczona na 11 kwietnia. Mówi, że chciał, by był to obraz o manipulacji związanej ze śledztwem i jest mu przykro, że minister Gliński powiela negatywne opinie o filmie, którego nawet nie widział.
– Robiłem „Smoleńsk" zarówno dla tych, którzy sądzą, że była sztuczna mgła, jak i dla tych, którzy uważają, że mgła była jak najbardziej naturalna – mówi Antoni Krauze, reżyser "Smoleńska". Powołując się na zespół Macierewicza twierdzi, że na pokładzie samolotu, którym leciał prezydent, doszło do trzech wybuchów.
Reżyser ma żal do swojego przyjaciela, aktora Mariana Opani, któremu chciał zaproponować rolę prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale ten uprzedził jego prośbę mówiąc na łamach prasy, że nie zagra w "Smoleńsku".
– Zabierając się do „Smoleńska", nie wiedziałem, w co się pakuję, jakie będą tego koszty – mówi Krauze, odnosząc się zarówno do konieczności zbiórki środków finansowych od prywatnych darczyńców, jak i atmosferze towarzyszącej filmowi, w tym powielanie negatywnych opinii o obrazie nawet przez ministra Glińskiego, który jeszcze go nie obejrzał. To nie pierwszy raz gdy minister Piotr Gliński krytykuje obraz, którego nie widział - pod koniec roku wywołał duże protesty w środowisku artystycznym próbą cenzury prewencyjnej wobec spektaklu, który uznał za nieobyczajny.
Krauze krytykuje środowisko filmowe, które śmiało się z występu Macieja Stuhra, który podczas gali Orły 2016 żartował z polskiej rzeczywistości społeczno-politycznej po wygranej PiS-u w wyborach parlamentarnych. – Nie czuję się więc ofiarą środowiska, ale na pewno nie chcę mieć z nim nic wspólnego – mówi reżyser. Twierdzi także, że "Smoleńsk" jest jego ostatnim filmem.
Nie wiadomo, kiedy film o Smoleńsku trafi do kin. Krauze mówi, że może na wiosnę, ale nie wyklucza też jesieni. Reżyser zaprzecza domysłom, że odwołanie premiery to efekt niezadowolenia Jarosława Kaczyńskiego, prezesa Prawa i Sprawiedliwości oraz brata zmarłego prezydenta, z finalnego efektu pracy ekipy filmowej.
Krauze mówi, że Jarosław Kaczyński nie wywierał żadnych nacisków w sprawie "Smoleńska", natomiast nieznani sprawcy poddawali go "potwornej presji" - dzwonili w nocy domofonem, wysyłali mu sms-y z informacją, że z tarota wychodzi mu karta śmierci.
Min. Gliński zadzwonił do redakcji naTemat i sprostował słowa Antoniego Krauzego - nie rozpowszechniał negatywnych, lecz pozytywne opinie o filmie "Smoleńsk". Twierdzi także, że nie krytykował dzieła, którego nie widział - ani "Smoleńska", ani "Śmierci i dziewczyny". Mówi, że krytykował "zapowiedź pornografii" w sztuce, a nie sztukę "Śmierć i dziewczyna" jako taką.
reżyser filmu "Smoleńsk" o wydarzeniach 10 kwietnia 2010 r.
Moim zdaniem to bezsporne, był [zamach]. Ktoś to musiał zorganizować. (...) Dla mnie, dla Polaka, to dość oczywiste. Cytuję tu słowa Wiktora Suworowa, że gdyby oni [Rosjanie] nie mieli z tym nic wspólnego, to przecież sami byliby zainteresowani, by sprawę katastrofy badała międzynarodowa komisja z ekspertami z całego świata.Czytaj więcej