
Jeśli nie nastąpi jakiś "Cud w Janowie Podlaskim", doroczna aukcja koni arabskich może zakończyć się klapą w sensie finansowym, a także ostatecznie ośmieszyć obecne kierownictwo stadniny. Pozycja i prestiż, które budowano przez tyle lat prysną za sprawą „dobrej zmiany”, a straty polskich hodowli koni arabskich będą niepowetowane.
REKLAMA
Kupno konia arabskiego to nie byle co. Wyprawa po wierzchowca do dalekiej Polski w niczym nie przypomina wyprawy po bułki na śniadanie do osiedlowego sklepiku. Klienci, którzy wydają miliony na konie są często bardzo bogaci i … obrzydliwie wybredni. Lubią, jak się ich traktuje poważnie i z szacunkiem.
Tymczasem do dziś nie przygotowano jeszcze katalogów aukcyjnych. Jak podkreślają specjaliści, zwykle w marcu obok zaproszenia na aukcję można było zobaczyć, jakie konie zostały wystawione na licytację. Były zdjęcia, opisy, rodowody i osiągnięciami hodowców. W tym roku nikt jeszcze nie pokusił się o przygotowanie listy aukcyjnej.
To nie koniec problemów. Wycofują się sędziowie, którzy nie chcą brać udziału w pokazach. Wielu hodowców i miłośników polskich arabów już zapowiedziało, że w tym roku do Janowa nie przyjadą, choć przecież może to być ostatnia szansa na kupno konia, przy którego narodzinach był jeszcze ktoś z poprzedniego kierownictwa. A o nowym prezesie i jego pomocnikach Polski Związek Hodowców Koni Arabskich pisze wprost: „godzą w podstawy polskiej hodowli koni”
I trudno przypuszczać, żeby w najbliższym czasie ta ocena mogła się zmienić. Zamieszanie wokół dwóch padłych klaczy należących do Shirley Watts długo będzie się ciągnęło za obecnym prezesem stadniny w Janowie Podlaskim. Jeśli do tego dołożyć problemy, które zaczynają się piętrzyć wokół dorocznej aukcji koni, to doprawdy trudno się zgodzić z twierdzeniem, że ekonomista Marek Jaworski będzie lepszym prezesem niż Marek Trela
Napisz do autora: pawel.kalisz@natemat.pl
